Mieczysława Ćwiklińska – pierwsza dama polskiej komedii

Przeżyła prawie sto lat. Całe życie spędziła na scenie – debiutowała jako osiemnastolatka, a rok przed śmiercią wybrała się w tournee za ocean. Chciała być aktorką dramatyczną, jednak sławę i uwielbienie publiczności przyniosły jej role komediowe. Mieczysława Ćwiklińska podbiła serca kilku pokoleń Polaków.

Obraz
Źródło zdjęć: © PAP

Przeżyła prawie sto lat. Całe życie spędziła na scenie – debiutowała jako osiemnastolatka, a rok przed śmiercią wybrała się w tournee za ocean. Chciała być aktorką dramatyczną, jednak sławę i uwielbienie publiczności przyniosły jej role komediowe. Mieczysława Ćwiklińska podbiła serca kilku pokoleń Polaków.

Wiosną 1933 roku wszedł na ekrany film „Jego ekscelencja subiekt”. W rolach głównych wystąpili Eugeniusz Bodo i Mieczysława Ćwiklińska. Dwie wielkie gwiazdy tamtej epoki. Dla niego był to już kolejny film, dla niej – pierwszy. Debiutantka ma 54 lata, za sobą kilkadziesiąt ról teatralnych, które przyniosły jej uznanie i uwielbienie publiczności.Na uroczystą premierę filmu Ćwiklińska nie przyszła, po raz pierwszy w życiu zjadła ją trema. Została w domu i umierała ze strachu, że nie spodoba się publiczności na ekranie. Obawy okazały się bezpodstawne, widzowie byli zachwyceni. A dla producentów i reżyserów stało się jasne, że na Ćwiklińską do kin będą walić tłumy.

W latach 30. Polacy masowo zapełniali sale kinowe. Film był rozrywką niedrogą, niewymagającą i powszechnie dostępną. Dla aktorów role filmowe oznaczały większe gaże i popularność. Ćwiklińska nie była wielbicielką ruchomych obrazów, do kina chodziła rzadko. Uważała, że kamera nie jest przyjacielem kobiety, gdyż pokazuje to, co aktorka wolałaby ukryć. Kogo artystka, taka jak ona, miałaby w filmach grać? Przecież 54-latka nie wystąpi w roli amantki. Zresztą pięknością Ćwiklińska nie była nigdy. Twarz miała zaokrągloną, oczy jasne i błękitne, a dołeczki w policzkach dodawały młodzieńczego wdzięku. Ludwik Sempoliński, znany aktor i reżyser, porównywał ją do laleczki z porcelany. Uroda aktorki charakterystycznej.

Nienaganna dykcja, wypracowany warsztat, pracowitość, charakterystyczny wygląd – Ćwiklińska miała wszystko, czego potrzeba, by osiągnąć status gwiazdy. W teatrze udało jej się to bez trudu. W czasie, gdy święciła triumfy na scenie, w zawodzie aktorskim pojawiły się całkiem nowe możliwości – gra przed kamerą.

„Jadzia”, „Ja tu rządzę”, „Antek policmajster” , „Pani minister tańczy” to jej najbardziej popularne filmy z okresu międzywojnia. Najchętniej obsadzano Ćwiklińską w rolach arystokratek i żon bogatych przemysłowców. Grała lekko i ze swadą, bez teatralnej maniery. Jej partnerami były największe sławy filmowe tamtych lat – Eugeniusz Bodo, Adolf Dymsza, Jadwiga Smosarska. Rozchwytywana przez reżyserów aktorka pracowała bez ustanku, kręcąc po kilka filmów rocznie, aż do września 1939 roku.

Obraz
© (Mieczysława Ćwiklińska za kulisami; 1960 rok; fot. PAP)

Role w kasowych hitach, wierni widzowie, duże pieniądze, popularność - Ćwiklińska żyła na wysokim poziomie – w przenośni i dosłownie. W latach 30. kupiła duże mieszkanie na ostatnim (siódmym) piętrze nowoczesnego wówczas budynku przy Al. 3 Maja. „Miniaturowe królestwo wdzięku i wykwintu” – zachwycał się apartamentem gwiazdy dziennikarz „Asa”, popularnego przedwojennego magazynu. Przestronne wnętrza, stare mahoniowe meble, puszyste dywany, kolorowe kilimy. Za oknem widok na Wisłę i panoramę Warszawy, a w salonie ciągle pełno gości. Najbardziej znane postaci lat 30. zapraszał i zabawiał pan domu – Marian Steinsberg, mąż Ćwiklińskiej, księgarz i wydawca.

Ona w tym czasie była w pracy. Nie miała nawet czasu, by pojawić się na własnym przyjęciu imieninowym. Maria Bojarska w książce „Ćwiklińska”, opisuje jak, wyglądał powszedni dzień aktorki, która dobiegała już sześćdziesiątki.„Rano gnała na próbę, z próby na przymiarkę, z przymiarki do kosmetyczki, od kosmetyczki do atelier, z atelier do radia (bo i rozwijające się Polskie Radio korzysta z usług tak świetnej aktorki), na spektakl, po spektaklu na plan – kręciła film czasem do białego rana”.

Natomiast Marian Steinsberg nie przepracowywał się za dnia w swoim wydawnictwie, a wieczorami brylował w Adrii w towarzystwie ulubionych poetów. Antoni Słonimski mówił o nim, że „rano był ciemny jak noc, a nocą radosny jak poranek”. Steinsberg wydawał poezję, zysk z tego miał niewielki, wystawne życie prowadził na koszt żony. A żona kręciła film za filmem. Brakowało jej czasu, by zakończyć małżeństwo, w którym nie była szczęśliwa.

* Ostatnią produkcją, nad którą pracowała przed wybuchem wojny, była ekranizacja „Nad Niemnem”, powieści Elizy Orzeszkowej.*Ćwiklińska grała w nim rolę Emilii Korczyńskiej – „żony modnej”, egzaltowanej i rozczarowanej życiem kobiety, która często cierpi na globusa, a czas trwoni na czytanie romansów. Krótko mówiąc, Ćwiklińska miała zagrać przeciwieństwo siebie. Niestety, nie zobaczymy, jak radzi sobie z globusem. Premiera filmu nie zdążyła się odbyć, a w czasie wojny zaginęła taśma filmowa. Jeszcze 1 września 1939 roku „Express Poranny” donosił, że ulubiona aktorka Polaków rozpoczyna próby do sztuki „Gwałtu, co się dzieje!” Fredry w teatrze Ateneum. Tytuł sztuki okazał się niezwykle wymowny…

Przyszła wojna, teatry zamknięto, a w kinie „siedziały tylko świnie”. Na ekranach głównie niemieckie filmy propagandowe, polskich nie ma i nie będzie. Koniec seansu, następny dopiero za 6 lat, ale już bez Ordonki, Ćwiklińskiej, Bodo, Smosarskiej, Iny Benity, Brodniewicza! Wszystkie produkcje zostały wstrzymane. Wkrótce Niemcy uruchomili kilka teatrów, narzucając ściśle repertuar. Dymsza, Ina Benita – nieliczni aktorzy zgodzili się grać w „jawnych teatrach”, ale większość, w tym Ćwiklińska, stwierdziła, że to wstyd i hańba.

Sześćdziesięcioletnia Ćwiklińska po raz pierwszy w życiu została bez pracy. Co zrobili artyści bez teatru? Zawiązali fartuszki, podkasali rękawy i poszli pracować do kawiarni. Ich sceną stała się sala, a publicznością - goście wpadający na kawę. Publiczność dopisała, kawiarnie artystyczne za okupacji cieszyły się wielką popularnością. Ćwiklińska najpierw sprzedawała papierosy w „Cafe Bodo”, a potem została kelnerką w „U Aktorek”. Słynny lokal na ulicy Pięknej działał do 1944 roku.

Aktorki przerobiły na kawiarnię salę w Pałacyku Radziwiłłów.Stylowe wnętrze stworzyły, dysponując skromnym budżetem - fotele, które wyglądały na eleganckie i drogie, w rzeczywistości miały pokrowce uszyte z płótna workowego pomalowanego na różne kolory. W lokalu pracował Mieczysław Fogg, Mira Zimińska i wiele innych znakomitości przedwojennego kina i teatru. W ciągu dnia artyści biegali z tacami między stolikami, a wieczorem tańczyli, recytowali.

Maria Bojarska, autorka biografii Ćwiklińskiej, przytacza w swojej książce wspomnienia koleżanek aktorki, które zapamiętały, jak „Ćwikła rządziła na sali, bez ceremonii narzucając gościom, gdzie mają siedzieć i co zamawiać”. Oczywiście trudno było o wolny stolik, każdy chciał być „usadzony” przez Ćwiklińską, a okupacyjna kawa serwowana przez Zimińską smakowała jak prawdziwa. Na ulicach łapanki, egzekucje, terror, tymczasem w „U Aktorek” tak jak w kinie - można na chwilę zapomnieć o rzeczywistości. W czasie wojny skończyło się też trzecie małżeństwo Ćwiklińskiej. Marian Steinsberg z pochodzenia Żyd, po nieudanej próbie ucieczce do Szwajcarii, na którą dała mu pieniądze żona, wyprzedając ostatnie cenne rzeczy z mieszkania, trafił do warszawskiego getta i małżonkowie nigdy więcej się nie spotkali.

Do pracy w ukochanym zawodzie Ćwiklińska wróciła zaraz po wojnie. Nie był to jednak powrót na plan filmowy. Grała przede wszystkim w teatrach, przyjęła tylko jedną rolę filmową w produkcji „Ulica graniczna” w 1948 roku. Na deskach teatralnych występowała do końca swojego długiego życia. Jeszcze na rok przed śmiercią w wieku 96 lat odbyła tournee po Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, grając dla środowisk polonijnych.

Obraz
© (Uroczystość wręczenia Krzyża Wielkiego Orderu Odrodzenia Polski Mieczysławie Ćwiklińskiej z okazji jubileuszu 60-lecia pracy scenicznej; fot. PAP)

Jak wyglądały przygotowania do tej podróży, można dowiedzieć się z książki Alicji Okońskiej i Andrzeja Grabowskiego „Rozmowy z Panią Miecią”. Ćwiklińska kompletowała kreacje na występy, długo zastanawiając się, jaki brokat wybrać na spotkania z rodakami za oceanem, srebrno-czarny czy biały. „Zawsze miała pani opinię osoby bardzo eleganckiej i dobrze ubranej” – mówią do aktorki autorzy książki. „Na scenie – dopowiada Ćwiklińska – bo w życiu prywatnym nie bardzo o to dbałam”.

Tylko, że na życie prywatne zawsze brakowało jej czasu. Urodziła się w aktorskiej rodzinie, więc jako mała dziewczynka jeździła razem z rodzicami z miasta do miasta na występy w prowincjonalnych teatrach. Nie oznacza, to że mała Miecia iść w ślady rodziców, jej ojciec, Marceli Trapszo, chciał dla córki lepszej przyszłości. Kolejna aktorka w rodzinie – cóż to za pomysł? Pieniądze marne, praca niepewna i męża dobrego trudniej znaleźć. A w ówczesnych czasach (koniec XIX wieku) najlepszym planem na przyszłość dla pensjonarki z dobrego, lecz niezbyt zamożnego domu, było małżeństwo.

Panna Trapszo wyszła za mąż jako siedemnastolatka. Niestety, mąż, starszy od niej o 11 lat pisarz, okazał się utracjuszem i bawidamkiem. Małżeństwo szybko się skończyło, a Mieczysława postanowiła sama zarobić na swoje utrzymanie. I tak trafiła na deski teatru, gdzie grała u boku ojca. „Niestety, i Mieci pisany jest teatr” – zawyrokowała rodzina. Na scenie występowała pod nazwiskiem panieńskim swojej babki – Ćwiklińska. Wrodzony talent, wdzięk i naturalność sprawiły, że szybko zdobyła przychylność krytyków teatralnych i widzów. Zaczynała od grania w farsach i kabaretach. Jej ambicje sięgały jednak wyżej, marzyła o operze i wymagających rolach dramatycznych.

Chciała kreować postaci bardziej skomplikowane niż naiwne służące i żony niewiernych mężów. Uczyła się śpiewu w Warszawie i przez kilka lat w Paryżu, skąd wyjechała do Berlina, by grać w tamtejszych teatrach role operetkowe. Do Warszawy wróciła po zakończeniu I wojny światowej, w kraju świętowano właśnie odzyskanie niepodległości. Publiczność nie zapomniała o Ćwiklińskiej, mimo jej kilkuletniej nieobecności, nadal chciała oglądać ją na deskach teatru – najchętniej w rolach komediowych. Była najpopularniejszą aktorką okresu międzywojennego, nie załamały jej trudy życia w okupowanym kraju, w PRL-u nadał cieszyła się uwielbieniem widzów. Mieczysława Ćwiklińska, dla przyjaciół „Ćwikła” zmarła w 1972 roku w Warszawie. Chociaż trzykrotnie wychodziła za mąż, żadne małżeństwo nie przetrwało dłużej niż kilka lat. Nigdy nie została matką.

Małgorzata Brzezińska / (mtr), WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Szwedzka ministra zemdlała na konferencji. Przyczyna już jest znana
Szwedzka ministra zemdlała na konferencji. Przyczyna już jest znana
Zmienił wizerunek. Stylistka: "To nie przypadek"
Zmienił wizerunek. Stylistka: "To nie przypadek"
Postawił matce ultimatum. "Zrobiła mi najpiękniejszy prezent w życiu"
Postawił matce ultimatum. "Zrobiła mi najpiękniejszy prezent w życiu"
Postaw na balkonie. Zapomnisz o uciążliwych gołębiach
Postaw na balkonie. Zapomnisz o uciążliwych gołębiach
Krytykują nawet biust jej synowej. Dowbor nie ukrywa, co o tym myśli
Krytykują nawet biust jej synowej. Dowbor nie ukrywa, co o tym myśli
Straciła znajomych, gdy przestała udawać. "Całe życie oszukiwałam"
Straciła znajomych, gdy przestała udawać. "Całe życie oszukiwałam"
W takim stroju poszła na randkę z mężem. Są zdjęcia
W takim stroju poszła na randkę z mężem. Są zdjęcia
Połóż na poddaszu. Kuny szybko się wyniosą
Połóż na poddaszu. Kuny szybko się wyniosą
Tak pies wysyła "ostatnie ostrzeżenie". Lepiej nie lekceważ
Tak pies wysyła "ostatnie ostrzeżenie". Lepiej nie lekceważ
Nastolatka o "szon patrolach". Mówi, do czego są zdolni
Nastolatka o "szon patrolach". Mówi, do czego są zdolni
Pół roku bez łazienki i kuchni. "Mam już dosyć"
Pół roku bez łazienki i kuchni. "Mam już dosyć"
Upokorzył ją przed całym światem. Nie odeszła od razu po zdradzie
Upokorzył ją przed całym światem. Nie odeszła od razu po zdradzie