Mikołaj i Mikołajek

Mikołaj i Mikołajek

Mikołaj i Mikołajek
14.12.2009 12:15, aktualizacja: 14.12.2009 12:32

Mikołajki już za nami, ale przecież to nie koniec spotkań z czerwonym brodaczem. Wciąż na niego czekamy.

Mikołajki już za nami, ale przecież to nie koniec spotkań z czerwonym brodaczem. Wciąż na niego czekamy, a wraz z nami czeka Mikołajek – chłopiec, który w młodym wieku stał się bardzo sławny, a do tego nigdy nie dorasta!

W Mikołajki, jak co dzień, Jadźka obudziła się wcześniej niż my. W butach czekały już niespodzianki, więc wysłałam ją do przedpokoju, a sama próbowałam powoli otworzyć oczy. Dzień zaczął się miło, a miało być jeszcze milej. Bo tego dnia mieliśmy w planach spotkanie z literaturą, i to dziecięcą.

W południe zapakowałam Jadźkę w kurtkę i kozaki i poszłyśmy na tramwaj. Mieszkamy przy głównej ulicy Gdańska, która tego dnia wyglądała jakoś inaczej. Wszędzie stoją ludzie i wpatrują się w ulicę w kierunku Sopotu. Wygląda na to, że trafił się jakiś makabryczny wypadek i gapie przyszli pooglądać biedne ofiary. Ale nie. Coś w tym obrazku się nie zgadzało. Ludzie wyglądali na zdecydowanie za bardzo zadowolonych. W końcu mnie olśniło! Dziś Mikołaje przejeżdżają na motorach przez miasto.

Czas więc uciekać od tłumu do Gdańska Głównego i kulturalnie posłuchać jak aktorka Małgorzata Oracz czyta „Nieznane przygody Mikołajka”. Głośnym Mikołajom w za krótkich portkach mówimy nie! Ale i tak spotkać się musieliśmy... Przejechałyśmy miasto tramwajem (doskonały wybór, bo wszystko zakorkowane), ale kiedy dojechałyśmy na Stare Miasto, Mikołaje już na nas czekali (mieli łatwiej, bo policja torowała im drogę). Oczywiście nie było szans, aby coś zobaczyć. Ja 168 cm wzrostu, Jadźka 98 cm – pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Z ulicy Długiej odbiłyśmy więc do kawiarnio-księgarni Exlibris Cafe na ulicy Garbary na mikołajkowy wypas. Dzieci zbierały się sukcesywnie, a razem z nimi rodzice. W końcu miejsca były zapełnione, a w kawiarni panował uroczy chaos. No, może nie dla wszystkich uroczy, bo niektórzy przyszli tu po prostu, aby napić się dobrej kawy, nie podejrzewając, że dzieciaki leżą tu na podłogach i czytają wszechobecne książki. A jest w czym wybierać. Dla najmłodszych, dla najstarszych – można poczytać,
kupić, zamówić ulubioną lekturę.

W czasie, kiedy czekaliśmy na Małgorzatę Oracz, naszą lektorkę, Jadźka i inne dzieci dostały kredki i mogły kolorować rysunki z Mikołajkiem. Córka była zadowolona, ale apogeum radości wypadło na chwilę, kiedy do Exlibris Cafe wparował Jasiek – jej największy przyjaciel, wypisz wymaluj Mikołajek z książki Renne Goscinny. Szaleństwo się zaczęło, zaczęto czytać, malować i konsumować. Świąteczna atmosfera w oparach literatury.

Na szczęście pani Małgorzata z Tetaru Wybrzeże ma syna. Była więc doskonale przygotowana na tę ewentualność, że słuchać ją będą głównie rodzice, którzy Mikołajka wspominają czule z czasów swojej młodości. Bo dzieci... jak to dzieci. Trochę posłuchają, trochę nie. Ale zawsze coś do tych małych głów wpełźnie i zostanie. A Mikołajka można było po spotkaniu zakupić i tym samym zmusić dzieci do poznania bohatera książki w czasie zimowych wieczorów.

Pożegnaliśmy kawiarnię i księgarnię w jednym po pewnym czasie, aby udać się do domu. Na ulicy niespodzianka – Mikołaje na motorach jeszcze tam byli, a tłumów już nie. Jadźka co prawda w ogóle nie rozumie, kim jest ten Mikołaj i nie za bardzo wierzy, że on przyniósł jej prezenty do buta, ale patrzyła z zaciekawieniem. W końcu nieczęsto widzi motory z bliska...

Mikołajki to takie święto, które ma tendencję do przeciągania się aż do Wigilii. Tak też było i tym razem. W poniedziałek w żłobku dostała kolejny prezent, a już w środę przyjdą do niej dziadkowie i pewnie też nie obędzie się bez podarunków. Jako matka polonistka śmiem jednak twierdzić, że najlepszy prezent to książka. Sama kupiłam jej doskonałą lekturę „Basia i bałagan”. Uważam, że cała książka jest o Jadźce i zdania nie zmienię. Będziemy więc ją czytać przed snem, aby zrównoważyć męski świat „Mikołajka”. Bo Mikołajek jest fajnym chłopakiem, ale koleżanek to on za dużo nie ma...

Źródło artykułu:WP Kobieta