Blisko ludziMłodzi wolą płacić za sprzątanie niż robić to samemu. "Znajomi patrzą na mnie jak na wariatkę…"

Młodzi wolą płacić za sprzątanie niż robić to samemu. "Znajomi patrzą na mnie jak na wariatkę…"

Pieniądze szczęścia nie dają? A co, jeśli za pieniądze kupujemy czas, który możemy spędzić z bliskimi albo po prostu sami ze sobą, z książką czy rowerem? Już nie tylko osoby starsze i zapracowane, ale też coraz częściej młodzi odkrywają korzyści z zatrudniania pomocy domowej. – Na początku znajomi dziwnie na nas patrzyli. Mówili: nie możecie tego robić sami? – opowiada Ania z Gdańska.

Młodzi wolą płacić za sprzątanie niż robić to samemu. "Znajomi patrzą na mnie jak na wariatkę…"
Źródło zdjęć: © 123RF

25.07.2017 | aktual.: 28.07.2017 07:58

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ania i jej partner zdecydowali się na zatrudnienie pomocy domowej dwa lata temu. – Kiedy stwierdziliśmy, że weekendy wolimy spędzać inaczej niż sprzątając – uściśla dziewczyna. Operacja poszukiwania odpowiedniej osoby była błyskawiczna. Nie korzystali z agencji, po prostu zamieścili ogłoszenie w internecie, od razu zgłosiło się kilka osób, wybrali jedną na chybił trafił. I tak już została.

– Nie zgłosił się żaden mężczyzna, same panie – odpowiada na moje pytanie. Co wie o swojej gosposi? – Ma 45 lat, jest singielką, nie ma dzieci – wylicza dziewczyna. Przy którejś okazji dowiedziała się, że zajmuje się też opieką nad ludźmi w podeszłym wieku. Przy innej, że też pochodzi z Gdańska.

– Na początku i na końcu każdej wizyty jest small talk – wyjaśnia dziewczyna. – Ale kiedy sprząta, staramy się nie wchodzić jej w drogę. Mamy dość problematyczne, dwupoziomowe mieszkanie w skosach, więc powierzchni jest sporo. Pani sprząta głównie kuchnię, łazienkę i korytarz, z pokojami raczej radzimy sobie sami – dodaje dziewczyna.

Wspomina, że na początku, kiedy mówiła znajomym, że ma pomoc domową, patrzyli na nią jak na wariatkę. – Pytali: nie możecie tego robić sami? Nie szkoda wam pieniędzy? A nam szkoda było czasu – mówi.

Aleksandra, bo tak ma na imię pomoc domowa Ani i jej partnera, przychodzi raz na dwa tygodnie. Umówili się na stawkę 15 złotych za godzinę, ale para zwykle płaci jej 50-60 zł za około 3 godziny pracy. – To taka kobieta do rany przyłóż – śmieje się mieszkanka Gdańska. – Na święta przynosi nam czekolady, a my dajemy jej kupony sodexo, które mój chłopak dostaje w pracy. Czasem dostaję od niej SMS-y o treści "miłego dnia" – uśmiecha się.

– Ostatnio moja pani sprzątająca miała urodziny. Mój synek wyrwał mi telefon, kiedy z nią rozmawiałam i odśpiewał jej całe "sto lat" – opowiada Agnieszka z Warszawy. Ona też jest ze swoją pomocą domową już dwa lata. – Wcześniej były inne, ale nie było chemii – tłumaczy. Pomoc domowa Agnieszki jest mniej więcej w jej wieku (tuż przed trzydziestką), też ma dzieci. I jest z Ukrainy. – Zatrudniałam i Polki, i kobiety z zagranicy. Ale żadna nie sprząta tak dobrze, jak ta obecna – dodaje.

Do jej dwupiętrowego mieszkania pomoc domowa przychodzi dwa razy w tygodniu, w poniedziałki i piątki i spędza z nimi cały dzień, od ósmej do szesnastej. – Podoba mi się to, że niczego nie trzeba jej tłumaczyć. Po prostu wchodzi do domu i już wie, co trzeba zrobić. A wcześniej miałam takie, które myły podłogi, nie używając środków czystości albo wycierały kurz naokoło przedmiotów! – opowiada.

Dla Agnieszki najważniejsza była chemia. – To prawie jak członek rodziny. Je z nami posiłki, czujemy się dobrze w swoim towarzystwie. Mój partner jest zły, kiedy polecam ją koleżankom. Kogoś tak dobrego trzeba trzymać dla siebie – dodaje kobieta.

Badanie przeprowadzone przez międzynarodowy zespół, opublikowane właśnie przez Proceedings of the National Academy of Science, pokazuje, że rosnący trend płacenia za usługi, dzięki którym możemy zaoszczędzić czas dla rodziny i własnych przyjemności jest skorelowany z większą satysfakcją z życia. Innymi słowy ci, którzy kupują czas – zatrudniając innych, by im gotowali, sprzątali, robili zakupy – uważają siebie za szczęśliwszych od tych, którzy te czynności wykonują samodzielnie, niezależnie od tego, jak dużo zarabiają.

Naukowcy przebadali 6 tys. kobiet i mężczyzn w Stanach Zjednoczonych, Danii i Holandii, osoby zarówno bardzo zamożne, jak i niemogące sobie pozwolić na luksusy. I chociaż wydaje się intuicyjne, że osoby, które zlecają innym wykonywanie nielubianych czynności, jak sprzątanie łazienki czy prasowanie, powinny czuć więcej satysfakcji w życiu, badanie wykazało, że wiele osób, które na to stać, nie decyduje się na taką pomoc. – Mniej niż połowa milionerów, których objęliśmy badaniem, wydaje pieniądze na usługi, dzięki którym nie muszą wykonywać nielubianych czynności – zauważa w rozmowie z telewizją ABC dr Ashley Whillans z Harvard Business School.

Autorzy badania zauważają, że jednym z powodów, dlaczego ludzie nie są aż tak chętni, by płacić za tego typu usługi, jest poczucie winy. Po prostu czuliby się winni wydając pieniądze na coś, co równie dobrze mogą zrobić samodzielnie.

Równie ważne jest też pragnienie poczucia sprawczości. Wielu z nas chce czuć, że ma kontrolę nad swoim życiem, a nie składać je w ręce innych osób. – Musimy zadać sobie pytanie, czy robienie wszystkiego samodzielnie naprawdę czyni nasze życie lepszym – mówią naukowcy. Zdaniem autorów badania problemem jest to, że w drobnych niedogodnościach nie dostrzegamy czynników, które nas unieszczęśliwiają. Oraz to, że jeśli chodzi o osiąganie szczęścia, rzadko eksperymentujemy.

W kraju takim jak Polska, problemem mogą być też bariery kulturowe. Kiedy babcia ogarniała cały dom i sprzątała, i to samo robiła mama, ja też mogę mieć w tyłu głowy cichy głosik, który podpowiada, że wydawanie pieniędzy na pomoc domową to fanaberia. – Ja płacę 20 złotych za godzinę, żeby w weekendy zamiast zeskrobywania nagromadzonego brudu z całego tygodnia mieć czas dla dzieci – odpowiada na to Agnieszka.

Źródło artykułu:WP Kobieta
domrodzinapomoc domowa
Komentarze (156)