Blisko ludziDwudziestolatki nie chcą być jak matki. Jak perfekcyjne panie domu zniszczyły życie córkom

Dwudziestolatki nie chcą być jak matki. Jak perfekcyjne panie domu zniszczyły życie córkom

Dwudziestolatki nie chcą być jak matki. Jak perfekcyjne panie domu zniszczyły życie córkom
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
Katarzyna Troszczyńska

14.01.2017 09:41, aktual.: 14.01.2017 15:25

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Czasem podziwiam zbuntowane trzydziestolaki, które mówią swoim mamom: "Przepraszam, to mój dom". Ja sprzątam kilka godzin przed przyjściem mamy, zapraszam ją wieczorem, żeby mniej widziała. A i tak zawsze się czepia, że mam brudno. Jednocześnie od kiedy zamieszkałam sama, widzę w niej siebie. Sprzątanie to moja obsesja - opowiada Kalina, 26-latka.

Długowłosa brunetka leży z głową na stole. Wokół niej brudne filiżanki po kawie, talerzyki, pusty dzbanek po mleku. Straszliwy syf jednym słowem. Oto zdjęcie profilowe Magdy Kostyszyn, autorki bloga Chujowa Pani Domu. Zdjęcie ma ponad pięć tysięcy „lajków”. To i tak mało, bo najlepsze posty mają po kilkadziesiąt tysięcy udostępnień. Fanów Chujowa Pani Domu ma już ponad pół miliona. Magdę kochają młode Polki, bo to na jej profilu kobiety dzielą się domowymi wpadkami, wyśmiewają sprzątanie i pokazują, że można żyć inaczej. Spalony ryż, ciasto, brud w łazience, wazony zrobione z butelek po alkoholu, gotowanie zupy w czajniku elektrycznym. Profil Chujowej Pani Domu ma już ponad 6 lat. Magda w każdym wywiadzie powtarza: żartuję sobie z tradycyjnej roli kobiety, a wraz ze mną żartuje wiele innych kobiet.
Magda ma, oczywiście, grupę zagorzałych wrogów. „Chwalić się syfem? Ale wstyd”, „Skąd ty się wzięłaś, dziewczyno?!". A ona pochodzi z tradycyjnego domu. Jej mama wolny czas spędzała na sprzątaniu i gotowaniu. Do pomocy zaganiała Magdę, ale już nie zaganiała jej brata, „Nie będę tak żyła" postanowiła Magda. Nie jest wyjątkiem. Miliony innych kobiet, trzydziestolatek, dwudziestolatek mówią: Nie będę sprzątać, mam to gdzieś, nie chcę być uwiązana.
- Ci, co atakują Magdę czy inne kobiety publikujące na jej profilu, nie rozumieją, że tak naprawdę nie chodzi o sprzątanie – mówi Ewa Woydyłło, psycholog. – Młode kobiety buntują się przeciwko swoim matkom. Kobietom, które ze sprzątania, dbania o ognisko domowe uczyniły fetysz. Nic innego nie było ważne, ważna była czystość.
- Mam jeden obraz mamy - opowiada Kalina, 26-latka. Wściekła, biegająca po mieszkaniu jak w ukropie i ciągle krzycząca na mnie i młodsze rodzeństwo: "Dlaczego tu jest taki syf?! Dlaczego na szafce zacieki, kurz na półce, pilot na stole. Dlaczego?! Czy to, że wy lubicie brud, to znak, że ja też muszę go lubić?!".
- Moja mama nazywała bałagan pierdolnikiem - wspomina z kolei Ewelina, też 26- latka. – Przed jej powrotem do domu panował popłoch. Do dziś pamiętam, jak podjeżdżała samochodem pod dom. „Mama idzie” - krzyczał tata. A my z moją siostrą biegałyśmy jak w przyspieszonym filmie i zacierałyśmy wszystkie ślady domowego rozprężenia. Poprawiałyśmy poduszki na kanapie, kapę, układałyśmy szczoteczki do zębów w kubku w łazience, wkładałyśmy naczynia do zlewu. Napięcie i stres. I to z powodu kilku brudnych naczyń?! Nienawidzę jej za to.

*Najgorsza była sobota *
Kalina lubi w sobotę spać do południa. Potem wstaje, robi kawę, śniadanie. Towarzyszy jej narzeczony. – Dla nas sobota to świętość. Jest cisza, spokój, oddycham z ulgą, że jestem już dorosła. Pamiętam czasy, gdy w sobotę o siódmej budził mnie dźwięk odkurzacza. Mama wparowywała do pokoju i krzyczała: „Co ty jeszcze śpisz?! Do dzieła”. Do dzieła znaczyło mniej więcej tyle: wstawaj z wyra, do roboty. To wstyd tyle leżeć, gdy sprzątanie czeka. – Nieważne było, że wróciłam późno z imprezy, czy przez cały tydzień wstaję do szkoły i po prostu marzę, żeby odpocząć. Liczyło się, żebym natychmiast się ogarnęła.
- Nienawidziłam soboty - dodaje Ewelina. - Mama kazała wywalać rzeczy z szaf, myć okna, szorować podłogi, czyścić fugi. Wolny dzień, a cała rodzina postawiona na baczność. Koleżanki się nawet ze mnie śmiały. Bo ja nigdy nie mogłam wyjść, musiałam pomagać mamie w ogarnianiu domu. Strasznie chciałam zasłużyć na pochwałę, więc się starałam. Pamiętam taką scenę. Mam w ręku szmatkę i pronto. Szoruje drewniane meble, uważnie, bo nie może być smug. W końcu mama mówi: „Świetnie zrobiłaś to, Ewelinko”. Od tej pory to było moje zadanie, czyszczenie mebli i szafek pronto. Nienawidziłam tego, starałam się dla niej.

Mąż gospodarnej żony nie zostawi
Jeden z tekstów o Magdzie Kostyszyn zaczyna się dowcipem. Dlaczego kobieta jest w przedpokoju? Bo ma za długi łańcuch. Ha ha ha. Urwała się na chwilę, czmychnęła od pieczenia, mycia garów, gotowania zup i szorowania piekarnika. Szczęściara. Dowcip dość makabryczny, jednak świetnie odzwierciedlający życie Polek jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Babki kobiet urodzonych w latach 70. i 80. najczęściej powtarzały: „Mężczyzna musi być tylko trochę ładniejszy od diabła i nie powinien być potworem. Od ciebie, dziecko, zależy wszystko– rodzinne szczęście i spokój" Jak to osiągnąć? Dbaj o męża, sprzątaj, wychowuj dzieci. Mąż gospodarnej żony nie zostawi. Babki nie tylko mówiły, ale też dawały przykład. - Moja babcia w nocy szorowała okna i piekła ciasta - wspomina Katarzyna, 30- latka. Babcie też miały swoje nauczycielki. Przez cały XIX wiek furorę robił poradnik dla panien i młodych mężatek Heleny Hoffmanowej „Pamiątka po dobrej matce czyli ostatnie porady dla jej córki". A tam „złote prawdy" w stylu: „Staraj się dom mężowi przyjemnym czynić, żeby nie był zmuszony gdzie indziej szukać zabawy", „Życie domowe to zawód, jaki Wszechmocny przeznaczył kobiecie". Prof. Katarzyna Popiołek: – Kolejne pokolenia kobiet uczyły się, że to od ich gospodarności zależy małżeńskie szczęście. – Wstydź się, nigdy nie znajdziesz męża– mówiła matka do córki, która miała w pokoju bałagan. Wolałabym, żebyś bardziej dbała o dom– rzucała przyszła teściowa do młodej dziewczyny. Gdy we Francji, na przykład, wyrazem kobiecości była atrakcyjność seksualna kobiety, w Polsce "atrakcyjna" znaczyło gospodarna. Jeszcze w 1995 roku, według badań CBOS, kobieta na pracach domowych spędzała średnio ponad cztery godziny dziennie, mężczyzna zaś 50 minut i nigdy nie czuł się za swoją domową pracę odpowiedzialny. Kobiety chętniej angażowały też do pomocy córki.

Taka sama jak matka
Jest 23.00, Katarzyna przewraca się z boku na bok. „Boże, nie wywiesiłam prania” myśli. „Olewam to” postanawia. Przez kolejne dziesięć minut w jej głowie toczy się koszmar. Katarzyna racjonalna przekonuje samą siebie: mam półroczne dziecko, tyrałam cały dzień, mam przed sobą może cztery godziny snu, nie wstaję, pranie nie zając. Druga Katarzyna, ta obciążona traumami z przeszłości nie pozwala sobie jednak na odpoczynek: Nie wstaniesz i zostawisz ten syf w pralce? Wstyd, doprawdy. Taki przykład dasz swojej córce? W końcu Kasia zrezygnowana wstaje i rozwiesza cholerne pranie. Przy okazji dokręca kran, zbiera skarpetki po mężu, poprawia kapę i na koniec zmywa podłogę. Chociaż wie, że to wariactwo, uwielbia profil Chujowej Pani Domu, udostępnia jej zdjęcia.
- Ale trudno oderwać się od przekazów, które dostałam w domu. Muszę mieć czysto. Inaczej nie potrafię położyć się spać, odpocząć. Smuga na żaluzji? Biorę starą skarpetkę, odrobinę płynu do mycia naczyń i myję ją, aż będzie lśnić, fugi czyszczę świecą na kolanach.

Prof. Bartosz Łoza z kliniku psychiatrii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego w jednym z wywiadów powiedział: Polki chorują na depresję dwukrotnie częściej niż mężczyźni, szybciej tracą siły witalne i energię. Wiele z nich pierwszy kryzys przechodzi po trzech, czterech miesiącach po urodzeniu dziecka, gdy są przeciążone obowiązkami domowymi. Inne kobiety nie wytrzymują obciążenia pracą zawodową. U kobiet ryzyko depresji rośnie już po przekroczeniu 40– godzinnego tygodnia pracy. Gdy pracują 55 godzin w tygodniu, są dwukrotnie bardziej narażone na tę chorobę.
Katarzyna: - Moja siostra, czterdziestolatka, bardzo przypominała mamę. Wiecznie zmęczona, zaganiana, ogarniająca dzieci, dom. Załamała się, jak odszedł od niej mąż. Nie potrafiła zrozumieć: przecież była idealną żoną, dlaczego on ją zdradził. Nie chcę do tego dopuścić. Poszłam na terapię, bo nie potrafiłam sobie poradzić z własną perfekcyjnością. Tam zrozumiałam: dla mojej mamy perfekcjonizm to była forma kontroli. Sprzątała i kazała nam to robić, bo to była jedyna forma władzy nad mężem i jedyny sposób, by pokazać, że jest lepsza, że od niej zależymy. Wciąż się uczę: obsesja porządku, perfekcjonizm nie jest dowodem siły. To raczej wyraz słabości. Normalni ludzie sprzątają, ale nie czynią z tego filozofii życia.

Kochany, weź się do sprzątania

- Ta droga chyba jeszcze przede mną – mówi Kalina. – Czasem podziwiam zbuntowane trzydziestolatki, które mówią swoim mamom: halo, przepraszam, mój dom. Ja sprzątam kilka godzin przed przyjściem mamy, zapraszam ją wieczorem, żeby mniej widziała, a i tak się zawsze czepia. Jednocześnie od kiedy zamieszkałam sama, widzę w niej siebie. Przy wannie leży rolka z jednorazowym ręcznikiem, dwa razy dziennie szoruję wannę, potem poleruję ręcznikiem, bo jakbym nie sprzątała, osiada na niej czarny kurz. Potrafię zobaczyć małą, czarną plamkę i już koniec. Nie wykąpię się. Demon w mojej głowie mówi: „co za syf, ohyda”.
- U ludzi potrafię zauważyć każdy najmniejszy brud. Idę z mężem do przyjaciół i nie mogę oderwać wzroku od podłogi. Bo widzę, że nie jest wypolerowana. Mam w głowie radar, zupełnie, jak moja matka – opowiada Ewelina. I dodaje: - Ale tu nie chodzi o sprzątanie. Mama była terrorystką. Wywalała mi zeszyty, bo nieładnie pisałam. Kiedyś, w jeden dzień, musiałam przepisać sześć zeszytów, nigdy nie mogłam się spóźnić do szkoły, dla niej wszystko to był jeden i ten sam temat: odpuszczanie sobie, pobłażanie, słabość.
- Moja mama zawsze mówiła: „zrobiłam doktorat z trójką dzieci, a ty z jednym nie możesz obronić magisterki? Żartujesz?!”. Do tej pory gardzę w środku słabością, najbardziej nienawidzę jej u siebie – dodaje Kalina.
- Bo w obsesyjnym sprzątaniu nigdy nie chodzi tylko o sprzątanie. To też podkreślenie: jestem silna, mocna, potrafię – tłumaczy Ewa Woydyłło. – Do tej pory tłumaczę to kobietom, które podświadomie nie dopuszczają męża, dzieci do pomocy. „Zrobię to lepiej” mówią. Pytam: dlaczego to robisz? Jakie swoje potrzeby zaspokajasz w ten sposób? Czy jest sposób, żebyś zrobiła to inaczej?

Jeszcze w 1995 roku 56 proc. mężczyzn chciało, żeby kobieta zrezygnowała z pracy i zajmowała się dziećmi i domem. Od 2004 roku coraz mniej badanych deklaruje, że obowiązki domowe to sprawa kobiety. Według badań CBOS z 2013 roku 59 proc. Polek żyje w związku małżeńskim. 46 proc. osób będących w związkach jest za modelem partnerskim, w którym oboje w takim samym stopniu angażują się w sprawy rodzinne. Są to jednak najczęściej mieszkańcy dużych miast, z wyższym wykształceniem. Kobiety wciąż częściej obarczane są prasowaniem (82 proc), praniem (81 proc), rutynowym sprzątaniem (58 proc).
– Wiele zależy też od kobiety, naprawdę- tłumaczy Woydyłło. - Jeśli mężczyzna pochodzi z rodziny, w której miał obowiązki z łatwością dostosuje się do kobiety. Problem jest z tymi panami, których obsługiwała mamusia, a teraz ma obsługiwać żona.
„Nie mógłbym żyć w takim brudzie" pisze jakiś internauta do Magdy Kostyszyn.
„Nie mógłbyś? To posprzątaj" odpowiada ona.
– I to jest sedno– mówi Ewa Woydyłło. – Wybór. Niektórzy czasem się mnie pytają, jak w czasach buntu kobiet mogą powstawać takie programy jak Perfekcyjna Pani Domu czy Projekt Lady. Mogą. Bo to jest właśnie wolność - z wielu ról kobiecych możemy wybierać najlepszą dla siebie. To, że pani X. ma w nosie sprzątanie, nie znaczy, że pani Y. nie może mieć na tym punkcie obsesji. Chodzi o to, żebyśmy mogły żyć tak jak chcemy. Nie perfekcyjnie. Po swojemu. Bez demona matki nad sobą. I ze świadomością dlaczego takie jesteśmy - podkreśla Ewa Woydyłło.
- Ciągle szukam siebie w tym wszystkim - mówi Ewelina. - Taka sytuacja. Syf w moim mieszkaniu narasta: naczynia nie wstawione do zmywarki, tona ciuchów na podłodze, włosy w wannie. Wstaję rano i przemykam. Nie mogę na to patrzeć, gardzę sobą, że do tego dopuściłam. Ale nie potrafię się za to zabrać, bo pojawia się w głowie głos mamy: "I to jest dokładnie?!". Odwlekam więc. Ale potem nagle dzieje się coś i dostaję szału. Krzyczę na męża, spędzam dzień na sprzataniu. Siadam potem na kanapie i myślę: "No dobra, zasłużyłam na kieliszek wina. Czuje się lepiej". Rozumiem więc, że nigdy nie polubię bałaganu, porządek daje mi spokój. Ale potrafię też wynająć panią do sprzątania. Mama mnie pyta wtedy: "Nie wstyd ci?!". A mi nie jest wstyd. Nie rozumiem i nie chcę umęczenia. Moja mama była stryrana i nieszczęśliwa. Do tej pory powtarza: "Poświęciłam dla was życie".