"Mój gwałciciel nucił mi odę do radości". Poruszający wpis polskiej blogerki
- Proszę moją rodzinę i osoby szczególnie mi bliskie, aby tego nie czytały - zaczyna swój wpis Amanda. Polska blogerka postanowiła odpowiedzieć, co stało się 13 lat temu w jej rodzinnym mieście. Została zgwałcona przez swojego kolegę. Podczas gwałtu nucił pod nosem: "O radości, iskro bogów, kwiecie elizejskich pól".
21.04.2017 | aktual.: 24.04.2017 17:02
- Chcę, żeby pani wiedziała, że jest na tym świecie kilku mężczyzn, którzy czytając takie słowa, wstydzą się za innych "mężczyzn". I ja wiem, że to niewiele zmieni, że to NIC nie zmieni, ale ja panią przepraszam za to, co panią spotkało - pisze jeden z internautów w komentarzach pod postem Amandy.
Amanda Waliszewska, znana też jako Hakierka, od kilku lat prowadzi bloga, a jej szczere teksty cieszą się dużą popularnością w sieci. O sobie samej pisze: "Jestem niespełnioną pisarką i prawie prawniczką, która zarabia na życie jako front-end developerka oraz część Geek Girls Carrots, największej organizacji dla kobiet w IT na świecie".
Pod koniec tygodnia na jej blogu pojawił się post, który niemal natychmiast zaczęli udostępniać sobie internauci. Nie bez przyczyny - nie każdy byłby w stanie zdobyć się na takie wyznanie. Opisuje, jak 13 lat temu poznała chłopaka.
- Lubi mnie, chyba. Ja też go lubię. Muzykę lubimy, bo to takie ważne dla dziewczynki. Czerń lubimy. Festiwale i koncerty. Papierosy i tanie wino też lubimy. Gadamy więc kilka dni z rzędu o życiu przy tych, tanich wtedy, papierosach. I winie tak siarkowym, że mogłabym ziać ogniem, gdybym chuchnęła w zapalniczkę. Widujemy się przez parę dni - czytamy na jej blogu.
1 maja, w specjalnym miejscu
1 maja, w dniu, kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, w jej miasteczku miała odbyć się huczna impreza. - Drogi przystrojone w błękit i gwiazdy. Nad zalewem słychać muzykę. Wszyscy mieszkańcy kipią ze szczęścia. Czyż nie przyjemniej napie…. się tego dnia z jakiegoś międzynarodowego powodu? O tyleż to milsze niż zapijać się z powodu bezrobocia, biedy i bólu zębów - pisze.
Poszła na domówkę do znajomych. Tam spotkała jego.
- Gdy pozbywa się wszystkich, mówi, że chciałby, żebym coś dla niego zrobiła. Nie wiem, o co mu chodzi i nawet nie udaję, bo co może zrobić dziewczynka dla starszego kolegi? Znowu jestem pijana. Nie umiałam odmówić dziewczynie z bluzą na biodrach, bo jej niebieskie oczy mówiły "kup jeszcze litr, wypijemy na dwie". A ja wpatrzona w ten błękit machałam tylko głową i portfelem. Chce mi coś pokazać. Nie, jest późno, muszę iść, robi się ciemno. Mama chciała, żebym wróciła przed zmrokiem i razem pójdziemy nad zalew - opowiada.
W tym "specjalnym miejscu" zgwałcił ją. - Nie krzyczałam. Nie wierzgałam. Cicho płakałam i prosiłam, żeby "nie". Za co przez następne lata będę się obwiniać. A on cicho chrząkał: O radości, iskro bogów, kwiecie elizejskich pól… - pisze Amanda.
Choć od tego dnia minęło już 13 lat, Amanda dopiero teraz postanowiła podzielić się swoją historią na forum publicznym.
Co by Jezus powiedział
Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jakie komentarze i pytania wywoła jej historia. Bo dlaczego dziecko było pijane? Dlaczego nie poszła z tym na policję? Dlaczego nie zerwała kontaktów z tym chłopakiem? - Nie możesz obwinić mnie bardziej, niż ja obwiniałam się przez ostatnie 13 lat. Nie możesz sprawić, że poczuję większy wstyd, niż wtedy czułam - odpowiada blogerka i dodaje:
- Ale ja się już nie wstydzę. I już nie milczę. Bo nie jestem ofiarą. Już nie. Ofiary cierpią i gniją. Ja się podnoszę. Zrzucam balast. Kto by pomyślał, że mój gwałciciel zaprosi mnie kilka lat później do znajomych na Facebooku. A ja go przyjmę. I nie będę płakać. I nie będę się wić. Jestem potężna, silna i mądra. Nie potrzebuję żalu, cierpienia i płaczu. Potrzebuję siły. Ty potrzebujesz siły. Bo jeżeli jesteś kobietą, to na 99 proc. byłaś w życiu choć raz molestowana. Nie musiało dojść do stosunku płciowego w sensie biologicznym. Nie musiał to być książkowy stosunek analny czy oralny. Nie musiał to być nawet dotyk. To był gwałt. I pamiętaj, gwałt to nie jest seks.
Historia Amandy wywołała lawinę komentarzy. Jest wśród nich ten: "Marzę o tym, by internet zalała fala takich sprawozdań, bo to, co mówisz, w 99 proc. jest prawdą. Może wtedy wszystkie wątpliwości zostałyby rozwiane, a oczy zaczęłyby patrzeć w odpowiednim kierunku - na oprawcę, nie ofiarę". Mamy dziś przecież już jeden przykład z tego tygodnia, kiedy wyznanie ofiary przemocy wpłynęło silnie na społeczeństwo - mowa oczywiście o historii Karoliny Piaseckiej.
- Ktoś zagarnął Twoją przestrzeń i Twoje bezpieczeństwo. Odbierz je. Nie poddawaj się wyrzutom sumienia. Nie zrobiłyśmy nic złego. Nie zrobiłaś nic złego. Jesteś dobrym, mądrym i wartościowym człowiekiem. Jest piękna wewnątrz i piękna na zewnątrz. Twoje ciało jest dobre. Nikt i nic Cię tak naprawdę nie zniszczy, choć bardzo będziesz w to na początku wierzyć - wyznaje Amanda.
Jak prawdziwe są słowa Amandy, potwierdzają kobiety, które zareagowały na jej historię. Jedna z internautek wyznaje: Poszukiwanie winy w nieważnych detalach, obrzydzenie do samej siebie, poczucie kompletnej bezsilności. A bo gdybym mniej wypiła, a bo gdybym nie poszła z nim na piętro, a bo gdybym założyła spodnie zamiast sukienki... Dopiero po 10 latach zaczęłam być w stanie myśleć o tym, hmm, nazwijmy to "racjonalnie" - wypiłam tyle, ile normalnie pije się podczas Sylwestra, miałam pełne prawo ufać chłopakowi, którego znałam od trzech lat i nie raz odwiedzałam w domu, a spódnice innych dziewczyn na imprezie jakoś nie okazały się ściągać na nie nieszczęść. Mam i zawsze miałam prawo do seksualności na własnych warunkach.
A dalej: Ale przyznam, że choć dziś sama nie czuję się już ofiarą, choć jestem pewna siebie, silna, samoświadoma, to nie opowiadam o swoim doświadczeniu otoczeniu. Boję się, że cała moja tożsamość będzie postrzegana przez pryzmat traumy, że każda moja decyzja i zachowanie będzie odbierane albo jako próba ucieczki, albo kompensacji. A ja mam poczucie, że już to przepracowałam, że jestem szczera sama ze sobą, że to nie rządzi moim życiem. Miewam chwile słabości, załamania, ale miewa je każdy normalny człowiek. Przypisywanie ich w całości pojedynczemu zdarzeniu byłoby po prostu śmieszne i głupie.
Blogerka ma nadzieję, że jej historia doda odwagi innym kobietom, by opowiadały o tym, co przeszły. Bo czasem podzielenie się swoją historią jest najlepszą terapią.