Mówi o realiach polskich piłkarek. "Nie przejmują się dyskryminacją"
21.04.2024 15:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Teraz na szczęście nagrodą dla piłkarki nie jest już zepsute DVD, ale ciągle jest problem w mentalności. Zdarza się myślenie: "Dziewczyny powinny się cieszyć, że dostały cokolwiek" - mówi Karolina Wasielewska, autorka książki "Polka gola! O kobietach w futbolu".
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski: Kiedy czytałam historie polskich piłkarek, uderzył mnie ogromny wysiłek. I piłkarze, i piłkarki muszą trenować - ale czym różni się ich praca?
Karolina Wasielewska: Na poziomie zaangażowania jedni i drudzy pracują tak samo ciężko. Ale w przypadku piłkarek benefity, które mogą je spotkać, są znacznie mniejsze – nawet jeśli są cenione, dostają wyróżnienia od UEFA. To nie jest taka skala jak u piłkarzy, trudno porównywać na przykład Kasię Kiedrzynek z Cristiano Ronaldo.
Piłkarki słyszą, że i tak przegrałyby z mężczyznami, że w ogóle nie powinny grać - i kiedy dziewczynie coś się nie powiedzie na boisku, zwolennicy tej teorii mają "dowód". Nieważne, że w tym czasie 50 piłkarzy popełniło podobne błędy. Nikt nie powie im, że faceci nie nadają się do piłki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Problemem numer jeden, o którym pani pisze, jest niedofinansowanie. Jak to się przejawia w praktyce?
Mam wrażenie, że to problem wielu sportów, chociażby polskiej lekkoatletyki – zarobki są niewielkie, warunki do treningów rozpaczliwe, mimo międzynarodowych sukcesów i kilku znanych nazwisk. A w kobiecej piłce nożnej? O tym, jak wyglądał ten system, opowiedział mi jeden z działaczy małopolskiego PZPN – ktoś, komu zależy, działa lokalnie. Prowadzi klub, ładuje swoje siły, środki, angażuje znajomych i rodzinę. A kiedy odchodzi na emeryturę albo umiera, para idzie w gwiazdek i nie ma osoby, która mogłaby to przejąć.
Tak wyglądało to jeszcze do niedawna. Teraz kobiece kluby się profesjonalizują, ale nadal odczuwają skutki tego, że zaczynały z niskiego pułapu finansowego i były zarządzane metodą prób i błędów.
Trudniej też pozyskać sponsorów. Oczywiście niektórym się to udaje - są polskie kluby, takie jak Medyk Konin czy Czarni Sosnowiec, ale w wielu przypadkach drużyny muszą walczyć.
Piłkarka i trenerka Anna Gawrońska mówi o kobiecych klubach przy drużynach takich jak Legia Warszawa czy Lech Poznań: "Oni robią to tylko dlatego, że muszą mieć złotą gwiazdkę z PZPN-u. A jednym z warunków jest posiadanie drużyny kobiecej. Poza tym i UEFA, i FIFA dają coraz większe pieniądze na piłkę kobiecą, więc kluby chcą po prostu zarobić".
Ania zjadła zęby na polskiej piłce kobiet, ale ja uważam, że marketing potrafi zmieniać sposób, w jaki myślą ludzie. Jeśli nie widzimy żadnej piłkarki w reklamie, to ludziom faktycznie wydaje się, że piłkarek nie ma albo nie są na tyle dobre, żeby mieć marketingowy potencjał. A jeśli pojawiają się reklamy z udziałem piłkarek, kluby zaczynają o nich głośno mówić czy na stronie PZPN pojawia się twarz i Roberta Lewandowskiego, i Ewy Pajor – ludzie zaczynają zmieniać percepcję i uświadamiać sobie, że są tam osoby naprawdę dobre.
Co do Ewy – gdy zaczynała grać, była bardzo introwertyczna. Teraz udziela wywiadów, również w zagranicznych mediach, bo wie, że skoro stawia wszystko na karierę piłkarską, nie chodzi tylko o kopanie piłki.
Byłam świadkinią, jak na pierwszej edycji Pajor&Tarczyńska Cup w Uniejowie podczas ogromnego upału razem z Agatą Tarczyńską rozstawiały baniaki z wodą - na marginesie, ciekawe, czy gdyby turniej organizowali Lewandowski ze Szczęsnym, też by je rozstawiali? (śmiech)
Widziałam po Ewie, że po całym dniu jest bardzo zmęczona, ale kiedy podchodziła do niej mała piłkarka i prosiła o zdjęcie - uśmiechała się, robiła selfie, zamieniła kilka słów. Im więcej dziewczyn będzie miało świadomość, że trzeba być otwartym, pokazywać się i wychodzić również w ten sposób, tym lepiej.
Piłkarki często jeszcze przed zakończeniem kariery idą do "normalnej pracy".
Wiele dziewczyn jest trenerkami, jak Anna Szymańska czy Nina Palaton, selekcjonerka polskiej kadry. Agata Tarczyńska, świetna zawodniczka Werderu Bremy, podejmuje działania, żeby zostać skautką.
Ale nie zawsze tak jest. Agnieszka Winczo pracuje w firmie księgowej, wcześniej dorabiała też m.in. w laboratorium testowania mięsa. Natalia Pakulska, jedyna opisana przeze mnie mama, ze względu na trudności w łączeniu gry z macierzyństwem, pójdzie do zwykłej pracy. Dziewczyna, która mogła iść do Fiorentiny, była znaną i zdolną piłkarką, teraz mówi, że będzie kierowczynią czy kelnerką.
Piłkarki powtarzają, że muszą mieć plan B. Weronika Zawistowska, która obecnie gra w Bayernie Monachium, robi online kurs makijażu i wizażu, bo może przydać jej się w przyszłości. Który piłkarz Bayernu musi się nad tym zastanawiać? Na ogół nie mają tego typu dylematów.
Ile zarabiają kobiety w futbolu?
W klubach ekstraligowych, które są w miarę profesjonalne, piłkarka dostaje około 5 tys. na rękę miesięcznie. Da się za to przeżyć, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, ale odłożenie na "piłkarską emeryturę" jest trudne.
Wiele wydatków trzeba ponosić z własnej kieszeni, kupować korki, odżywki czy zadbać o opiekę dietetyczną. Przybywa umów sponsorskich, na profilach zawodniczek w mediach społecznościowych widać, że promują jakieś produkty, ale to w niewielkim stopniu przekłada się na poziom życia.
Agnieszka Winczo opowiada, że kiedy Czarni Sosnowiec wygrali mistrzostwa Polski do lat 18, pieniądze, które trafiły do klubu, "poszły na chłopców". "Dopiero po interwencji Jana Migdała zawodniczki dostały po 50 zł na głowę".
A jak było z Diamonds Academy? Wygrały Centralną Ligę Juniorów do lat 15. Dostały pieniądze, owszem, 10 tys. zł - czyli dziesięć razy mniej niż chłopcy. Na szczęście, jeśli można powiedzieć, że jakiś kobiecy klub w Polsce ma "ultrasów", są to rodzice dziewczyn z Diamonds (śmiech). Zareagowali, zrobił się szum medialny, a PZPN zapowiedział, że kolejne nagrody będą bardziej wyrównane.
Teraz na szczęście nagrodą dla piłkarki nie jest już zepsute DVD, jak przytrafiło się to Winczo, ale ciągle jest problem w mentalności. Zdarza się myślenie: "Dziewczyny powinny się cieszyć, że dostały cokolwiek".
Co pokazuje, że oprócz pieniędzy, problemem jest też seksizm.
Wiele piłkarek mówi o hejcie w internecie. Ale od inceli gorsze jest to, jak wolno posuwa się rozwój piłki kobiecej ze względu na opór choćby po stronie sponsorów.
Słyszałam o firmie, która chciała sponsorować drużynę męską i kobiecą w ramach jednego klubu. Kobieca radziła sobie znacznie lepiej. Okazało się, że chociaż z piłkarek wracało mu 300 proc. tego, co zainwestował, a z piłkarzy kilkanaście, postawił na piłkarzy. Co zdecydowało? Myślę, że poczucie, że to bezpieczniejsza inwestycja – bo to jednak faceci, oni zawsze grają w piłkę nożną, a z kobietami nie wiadomo, co będzie.
Drużyny kobiece nieraz popadały w problemy finansowe, bo klub stwierdzał - jak na przykład stało się z działającym w latach 2006–2016 Zagłębiem Lubin - że jeśli są pieniądze, pakujemy je w drużynę męską, niezależnie od wyników.
A co z porównaniami do męskiej piłki?
Ciągle się pojawiają! Czytam komentarze o kobiecej reprezentacji USA, która przegrała z czwartoligowcami i ręce mi opadają. Czy tenisistki grają przeciwko tenisistom, a koszykarki przeciwko koszykarzom? Nie, ich wydolność i możliwości fizyczne są różne. Nie bez powodu na igrzyskach olimpijskich mamy konkurencje męskie i kobiece. Nie wiem, po co robić takie porównania.
Piłkarki mierzą się też z mitem piłki nożnej jako ostatniego bastionu męskości. Bo to nie jest tylko dyscyplina sportu. Fakt, że kluby mają swoich fanatycznych kibiców, że czasem narasta wokół nich przestępcza kultura, to wynik źle rozumianej męskości, która towarzyszy piłce. Wokół kobiecego futbolu tego nie ma. I przez to najbardziej radykalni kibice postrzegają ją jako sport dla słabych.
Poza tym, choć w Polsce mało się o tym mówi, wiele piłkarek jest lesbijkami i żyje w związkach jednopłciowych. Często mówią otwarcie o swojej orientacji, więc dla szowinistycznie nastawionych kibiców to kolejny powód do dyskryminacji.
Paulina Dudek mówi, że bycie piłkarką jest właściwie równoznaczne z walką o równouprawnienie - o prawo do gry na tych samych boiskach, co mężczyźni, i za choćby porównywalne pieniądze.
Wystąpiła też z piorunem na opasce po wyroku TK w 2020 roku. Wiele piłkarek unika tego rodzaju wypowiedzi, bo wiedzą, że i tak są pod ostrzałem. Ale piłkarki mogą być ikonami feminizmu, nawet jeśli nie używają tego słowa. Niekoniecznie czytały bell hooks – własnym życiem pokazują, czym jest walka o równouprawnienie i to może być istotniejsze niż akademicki background. Nie przejmują się dyskryminacją i po prostu robią swoje - myślę, że wszystkie możemy się tego od nich uczyć.
"Piłkarki to jednak nie piłkarze, którzy też mogą grać średnio, a mimo to cała Polska żyje samym ich udziałem w Euro czy mundialu". Czy w kontekście "sportu narodowego" będziemy mówić o piłkarkach?
Przy pracy nad książką w pewnym momencie miałam dosyć tego wątku, bo powtarzała się tylko jedna odpowiedź - potrzebny jest awans na duży turniej (śmiech). Złoto na mistrzostwach U-17 w 2013 roku to był sukces, ale od tamtej pory niemal wszyscy o nim zapomnieli.
Piłkarki na poziomie ligowym już pokazują, co potrafią. Wiele z nich gra za granicą i są cenionymi zawodniczkami. Jako reprezentacja nie mają takich sukcesów - co zresztą jest analogiczne do męskiej drużyny. Gdy pojawią się na dużych zawodach, nawet największemu szowiniście włączy się poczucie, że grają nasze i trzeba kibicować.
Rozmawiała Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski