Mrówki i ludzie
Staś Blancard za dziwnego nie uchodził, chociaż od ponad dekady nosi ze sobą probówkę i kawałek waty. Nigdy nie wiadomo, czy jego drogi nie przetną się z królową.
– Ta gruba, to królowa? – pyta fotograf, kiedy Staś podnosi plastikowe gniazdo, pod którym biegają bezładnie spanikowane mrówki.
Czują, że dzieje się coś złego. Ale mają misję – chronić królową. Ciągną ją pod ziemię jak krnąbrnego konia, zamiast ogłowia używając czułek. Wygląda to kuriozalnie. Królowa jest większa od każdej ze swoich robotnic i jakieś pięć razy cięższa.
Staś oprócz mrówek ma dwa psy i kota. Ale to dzięki mrówkom zrozumiał, że interesuje go, jak formuje się i doskonali społeczeństwo. Mrówki, termity i pszczoły to jedyne poza człowiekiem gatunki, które tworzą społeczeństwo zgodne z jego definicją. Tyle że takie pszczoły trudno hodować w domu, a tym bardziej – obserwować. Co innego mrówki.
"Biedny autys nie siedzi w kącie"
Staś zna na pamięć kilka tysięcy nazw gatunków mrówek i innych owadów. Po polsku, angielsku i po łacinie. Nie uczył się na pamięć. Czytał i pamiętał. Drażnią go odgłosy konsumpcji: siorbania, mlaskania, szorowania nożem po talerzu. Poza tym nienawidzi swetrów. Konkretnie – drapiącej wełny.
Nastoletni Stasiek zauważa, że coś mu umyka w relacjach towarzyskich.
– Moja dziewczyna się wkurzała, a ja tego nie rejestrowałem. Przyjaciel chodził przybity, a kiedy po miesiącu mówił mi dlaczego tak się zachowywał, orientowałem się, że nie zauważyłem żadnej różnicy – opowiada Staś.
Dochodzi do wniosku, że nie potrafi przełożyć mimiki na emocje. Nie chodzi o brak empatii, ale o nieumiejętność odczytywania niuansów. Kiedy zaczyna rozumieć, w czym problem, nadgania oglądając filmy i seriale. Uczy się rozpoznawać ludzkie emocje tak, jak dzieci uczą się słówek w obcym języku: obrazek-znaczenie, obrazek-znaczenie.
Na pierwszym roku studiów stwierdza, że czas skończyć gdybać: "autyzm - tak czy nie” i wreszcie się przebadać. Wyniki przesadnie go nie martwią.
Drażnią go za to kampanie fundraisingowe w stylu "daj pan pieniążek, bo biedny autys płacze w kącie, zobacz jaki smutny, no kup niebieską koszulkę". Wkurza go całe to upupianie.
- Nie umiem mnożyć w pamięci czterocyfrowych liczb, ani nie znam na pamięć książki telefonicznej. Z drugiej strony nie spędzam wieczorów na uderzaniu się twardymi przedmiotami w głowę. Używam za to ironii i metafor. Czasami trudno się dogadać i niektóre rzeczy są dla obu stron nietypowe, ale tak samo pewnie działoby się, gdyby Japończyk miał bez wcześniejszej wiedzy o innych kulturach zapoznać się z Włochem. Pewnie przeraziłaby go gestykulacja i klepanie po ramionach, ale to serio nie jest nic smutnego. Na autyzm ani się nie choruje, ani nie cierpi, nie jestem ani niepełnosprawny, ani upośledzony.
Mrówki Lenina
W kolonii nie ma jednostek. Najważniejsze jest przetrwanie gniazda. Mrówki to "komuniści", perfekcyjnie opanowały dystrybucję dóbr i usług. Głównym celem jest zmagazynowanie jak największej ilości energii.
Jeśli potrzebują snu, potrafią zapaść w drzemkę w trakcie pracy. Kiedy odpoczną – biorą się do roboty. Nie są jednak tak pracowite, jak się wydają. Mrówka pracuje tylko wtedy, gdy się jej to opłaca.
Nie będzie objadła się po kryjomu, zamiast zanieść pokarm królowej. Nie zdarza się też, żeby poszła gdziekolwiek nie w interesie gniazda. Coś takiego jak egoizmy czy rywalizacja u mrówek nie występuje.
Mrówki są w stanie ocenić zdrowie współtowarzyszek. Na tej podstawie dzielą się zadaniami – jedne zostają strażniczkami, inne zwiadowczyniami, a jeszcze inne rzadko kiedy wychodzą z gniazda i dbają o młode. Zwiadowczynie z reguły są najstarsze. Chodzi o bilans zysków i strat.
Jeśli mrówcza staruszka zostanie rozdeptana lub umrze po drodze, kolonia traci mniej "roboczogodzin”, niż w przypadku młodszej koleżanki. Mrówki umierające w ograniczonej przestrzennie hodowli są niesione na wysypisko przez towarzyszki-obywatelki.
Społeczeństwo utopijne: nikt nie kradnie i nie niszczy, wszyscy jedzą i śpią dokładnie tyle, ile potrzebują, a do tego wykonują pracę, do której mają największe predyspozycje.
Choć to najczęstszy model, strategie przetrwania poszczególnych gatunków bywają różne. Mrówki-weganki zamiast szukać pożywienia hodują grzyb, który potem zjadają. Mrówki-porywaczki atakują obce gniazda i uprowadzają poczwarki oraz młode robotnice do pracy we własnej kolonii.
Formikarium pod choinką
Staś mieszka z rodzicami pod Warszawą, ale utrzymuje się sam. Daje korki z angielskiego. Na mrówkach kokosów raczej nie zarobi, choć w rodzinnym garażu trzyma kilkanaście tysięcy owadów.
Kilkuletnia kolonia rzadkiego gatunku kosztuje nie więcej, niż 400 złotych. Staś na samych mrówkach nie zarabia prawie nic. Owszem, mógłby, tylko po co. Zmonetyzowana pasja z czasem staje się obowiązkiem. Królową zawsze wycenia po kosztach. Cudzoziemki są droższe niż Polki.
Staś czuje się odpowiedzialny za kolonie, które sprzedaje. Robi za "konsultanta od mrówek". Radzi, ogląda zdjęcia z formikariów i pisze, dlaczego królestwo nie rozwija się tak, jak powinno.
Boom na mrówki to przede wszystkim Gwiazdka i Dzień Dziecka. Czasem okazuje się, że ludziom nie spodobały się nowe "zwierzątka domowe". Staś odbiera od nich niechciane kolonie. Nie chciałby, żeby ktoś spuścił mrówki w kiblu.
Właścicielom słabo rozwijających się gniazd przesyła dodatkowe poczwarki. Dziewczynie, której do pokoju wdarły się mrówki z ogródka, żeby wyrżnąć w pień jej własne, oddał całą kolonię. Przyjaźnią się do dziś.
Modliszka Agatka podaje się za kwiatka
Oprócz mrówek, dwóch psów i kota Staś ma jeszcze spontanicznie zakupione owady. Jednym z nich jest Agatka, modliszka z wielką wirtuozerią udająca storczyk. Na stosownym liściu rzeczywiście wygląda jak kwiat.
Modliszki to owady znane nawet osobom, które nie chciałyby trzymać "czegoś takiego” w domu. Głównie ze względu na mityczną kopulację po której rzekomo zabijają partnera. Okazuje się, że to nie do końca tak.
Owady nie mają uczuć ani emocji. Rządzi nimi warunkowany ewolucyjnie instynkt przetrwania. W zasadzie tak jak nami, tyle że taka Agatka raczej się nad tym nie zastanawia. Po prostu "siła wyższa”, zapisana w genach, każe jej zachować się w określony sposób. Zabije i zje partnera seksualnego, jeśli będzie ledwo żywy.
Chodzi o to, żeby go "nie zmarnować”, skoro i tak nie będzie w stanie przekazywać swoich genów dalej. Jeśli samiec będzie w dobrym stanie, a tak jest przeważnie, rozstaną się w pokoju.
Owady Stasia, oprócz rzecz jasna Agatki, nie mają imion. Nie chce się z nimi wiązać. Nie ma co antropomorfizować czegoś, co nie zwraca na ciebie uwagi. Poza tym w sporej kolonii robotnic nie da się policzyć, a tym bardziej od siebie odróżnić.
Ludzie, którzy biorą od niego mrówki, najczęściej nazywają tylko królową. Z trudnego do wyjaśnienia powodu najpopularniejszym imieniem jest "Maryna".
Idealne zwierzątko dla "geeka"
Formikaria mają w domu ludzie od dzieciaków po emerytów, choć mężczyzn jest więcej niż kobiet. Ostatnio programista, który kupował od Stasia azjatycki gatunek Camponotus Nicobarensis, powiedział mu, że to dlatego, że kolonie działają jak algorytmy.
Metoda poszukiwania pożywienia przez mrówki była nawet inspiracją do stworzenia tzw. algorytmu mrówkowego. Po raz pierwszy zaproponował go w latach 90. Marco Dorigo – stojący dziś na czele laboratorium sztucznej inteligencji Wolnego Uniwersytetu Brukselskiego i zarządzający belgijskimi funduszami na badania naukowe.
Jak mrówki pomogły nauce? Przede wszystkim: bezmyślnie. Na wolności poruszają się dość przypadkowo, ale gdy znajdą jedzenie, wracają do gniazda, pozostawiając ślad zapachowy. Kolejna mrówka, o ile natknie się na ten ślad, przestaje poruszać się losowo i idzie za tropem, nasilając go. Tyle że jeśli trasa jest długa, feromony zostawiane przez zwiadowczynie mają więcej czasu na wyparowanie, a trasa szybciej znika.
Nie ma jednak tego złego - zanik zapachu może poskutkować znalezieniem znacznie krótszej drogi. Na tyle krótkiej, że feromony nie zdążą wyparować, a kolejne poruszając się trasą robotnice "umocnią” szlak dla kolejnych.
Gdyby feromony nie zanikały, mrówki chodziłyby wciąż najdłuższą trasą. Mechanizm prowadzi do wyznaczenia najlepszej, bo i najkrótszej ścieżki i zaniku pozostałych dróg. Jak to się ma do algorytmu? W ogromnym uproszczeniu chodzi o znalezienie najbardziej wydajnego rozwiązania. Dla mrówek i dla programistów.
Wielu hodowców czerpie satysfakcję z oglądania owadów, które polują na pokarm i rozrywają go na strzępy. Stąd nazwy – raczej marketingowe niż gatunkowe – takie jak np. afrykańskie pluskwiaki zabójcy (zdjęcie powyżej - przyp. red.).
Staś tego nie znosi. Nie karmi mrówek kręgowcami. To byłoby nieetyczne. Głównym pożywieniem mrówek oprócz miodu jest białko – przeważnie świerszcze i karaczany. Staś poddaje je "eutanazji” w zamrażarce.
Zbieramy się z fotografem na stację kolejki WKD. Staś wychodzi z nami – umówił się ze znajomymi, no i jak zwykle ma do oddania kilka poczwarek. Idzie ze wzrokiem wbitym w ziemię. Nagle kuca i wyciąga z torby probówkę. Znowu spotkał królową. To popularny gatunek, ale ma do niego sentyment. Jego pierwsza kolonia zaczęła się właśnie od Maryny przechadzającej się po kostce Bauma.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl