Msze o uzdrowienie – czy naprawdę zdarzają się na nich cuda?
Ludzie reagują bardzo emocjonalnie - śpiewają, płaczą, a nawet omdlewają. Na czym polega msza o uzdrowienie, opowiadają Krzysztof Ołdakowski, jezuita oraz Katarzyna Olubińska, autorka książki "Bóg w wielkim mieście".
Co różni mszę z modlitwą o uzdrowienie od zwykłego nabożeństwa? Przede wszystkim dwie rzeczy.
- Ja to nazywam "stężeniem wiary" - tłumaczy o. Krzysztof Ołdakowski. - Ludzie rzeczywiście się modlą, reagują, uczestniczą. Drugą rzeczą jest "ciepła liturgia" - wszyscy śpiewają, odpowiadają. Nie tylko podpierają ściany, tak jakby uczestniczyli w jakimś rytuale.
Ze względu na wyjątkową "oprawę" i emocjonalne zaangażowanie msze o uzdrowienie budzą ciekawość nawet u tych, których z Kościołem niewiele łączy.
- Te nabożeństwa obfitują w fajerwerki duchowe i to też przyciąga ludzi, nawet niewierzących - mówi Katarzyna Olubińska. - Kilka lat temu, będąc jeszcze daleko od Kościoła, poszłam pierwszy raz na taką mszę. Trochę z ciekawości, ale to, co wtedy przeżyłam, to był taki sygnał dla mnie: jednak coś więcej jest w tym Kościele, niż nam się wydaje. Skoro jest to taka moc, skoro ludzie płaczą. Nieraz dorośli mężczyźni płaczą. To są momenty niezwykle poruszające.
Na nabożeństwach odczytuje się tzw. świadectwa od osób, które opowiedziały, czego doznały.
- Bardzo często lekarz je weryfikuje - tłumaczy o. Krzysztof Ołdakowski. - Jeżeli ktoś doświadczył konkretnego uzdrowienia, np. z choroby nowotworowej, to trzeba to zweryfikować.