Muchomor muzealny
Zdarzało się Państwu w szkole słyszeć pytanie: „Co artysta lub poeta miał na myśli“? Miewałam nauczycieli sugerujących, że w tekstach czy arcydziełach mnożą się symbole, które należy rozszyfrować. Ust korale to usta czerwone. Lilia w ręku panienki oznacza, że panienka jest mało wyrafinowana w pościeli - początkująca niewinność.
10.01.2011 17:08
Zdarzało się Państwu w szkole słyszeć pytanie: „Co artysta lub poeta miał na myśli“? Miewałam nauczycieli sugerujących, że w tekstach czy arcydziełach mnożą się symbole, które należy rozszyfrować. Ust korale to usta czerwone. Lilia w ręku panienki oznacza, że panienka jest mało wyrafinowana w pościeli - początkująca niewinność.
Czarny kwadrat na białym tle to niby abstrakcja, ale tak naprawdę symbol skomplikowanego dyskursu na temat malarstwa przedstawieniowego. „Dyskurs“ to ulubione słowo intelektualnych pozerów, którzy wstydzą użyć się słowa „rozmowa“. Malarstwo przedstawieniowe oznacza tyle co malarstwo realistyczne. Czyli, że jak na obrazie szwadron strzela do skazańca, to widać panów ze strzelbami i biedaka osuwającego się na ziemię. A nie jakieś plamy, słupki czy inne kompozycje.
Mam problem z odszyfrowywaniem sztuki, którą od lat serwuje się nam w galeriach i muzeach. Miewam nawet kompleksy na tym tle. Albo rzeczy tych nie kumam zupełnie, albo kumam, ale są tak puste i głupie, że zastanawiam się, po co zajmować tyle miejsca w ładnym budynku. Można by w takiej galerii umieścić stadion lekkoatletyczny, dyskotekę, albo publiczne sauny, w których moglibyśmy się dogrzewać od listopada do marca.
Konceptualizm współczesny jest tak zaszyfrowany, że rozumie go tylko jeden procent ludzi plus sam artysta. Choć pewnie niejednokrotnie artyści drwią z publiczności robiąc wystawy, których sami nie cenią. Na szczęście wystawy bywają tak dziwne, że podobają mi się nawet jeśli ich do końca nie rozumiem.
Nowy rok spędziłam z rodziną w berlińskim Muzeum Sztuki Współczesnej w budynku dawngo dworca. A tam w sali głównej unosi się smrodek stajni, na całej połaci siano, przestrzeń wypełnia śpiew kanarków. W rzeczy samej: wystawa Carsten Hollera pt. „Soma“ składa się z dwunastu żywych reniferów, dwóch klatek z kanarkami, dwóch pudeł z żywymi muchami, a do tego rzeźby muchomorów, mocz reniferów i prawdziwe muchomory serwowane w jedzeniu tymże zwierzątkom.
Chodzi o eksperyment biologiczno - rolniczy. Artysta studiował nauki rolnicze. Przeczytał kiedyś w starych pismach wyznawców hinduizmu (sprzed miliona lat), że na Syberii pijano magiczny napój o nazwie Soma. Wierzono, że eliksir ten czyni ludzi nieśmiertelnymi, a podczas libacji pijąc somę mogli oni ponoć doświadczać połączenia z bogami. W 1968 roku pewien amerykański bankier zafascynowany mikologią (nauka o grzybach) napisał esej, w którym udowadniał, iż słynna soma to właśnie muchomor wymieszany z mlekiem i innymi substancjami
Carsten Holler postanowił sprawdzić, czy teza bankowca jest prawdziwa i wymyślił sobie taki eksperyment. Karmi renifery, kanarki i muchy napojem z muchomora, a publiczność wystawy i sam artysta obserwują, czy zachowanie reniferów, ptaszków i much karmionych somą różni się od zachowania zwierząt karmionych normalnie. Spędziłam w galerii dwie godziny wpatrując się w renifery, obserwując śpiew i lot kanarków (tych pojonych somą i tych pojonych normalną wodą) i różnic nie wytropiłam.
Ale cieszyłam się, że artyści tacy jak Carsten Holler serwują nam czasem kompletny odlot. Nie trzeba nam somy, wystarczy chwila ze sztuką pana Carstena Hollera! Ciekawe, jak eksperyment się zakończy. Nasza „bezsensowna“ obserwacja natury w galerii sztuki nagle nabrała nowego sensu. A praca botaników przeniesiona do galerii znajduje swoje właściwe miejsce - czyż naukowcy na co dzień nie tworzą pięknych eksperymentów ukryci przed publicznością?