Zagrała w "365 dni". Dziś nie szczędzi gorzkich słów
- Dzisiaj, w moim odczuciu, "365 dni" to produkcja ukazująca patriarchalną, przemocową relację męsko-damską, w której kobieta jest zależna, poddana i zniewolona - mówi Anna-Maria Sieklucka, która hitowemu erotykowi zawdzięcza światową popularność.
20.04.2024 | aktual.: 20.04.2024 10:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Anna-Maria Sieklucka zasłynęła głośną rolą Laury w ekranizacji powieści Blanki Lipińskiej "365 dni". Po czterech latach od premiery filmu aktorka otwiera się i wyznaje, co naprawdę sądzi o erotycznym filmie fabularnym. W wywiadzie dla "Wprost" rozprawia się z przeszłością i mówi, co skłoniło ją do radykalnej zmiany fryzury.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Metamorfoza
Kiedy Anna-Maria Sieklucka stanęła na ściance w krótkich włosach, w sieci zawrzało. Media rozpisywały się o nagłej przemianie aktorki, doszukując się podtekstu. Długie kosmyki dla wielu kobiet stanowią symbol kobiecości, ale ich ścięcie w przypadku Siekluckiej okazało metaforą jej wewnętrznej przemiany. Mówi się, że kiedy kobieta ścina włosy, w jej życiu zachodzą zmiany. Pod tą tezą podpisuje się także Sieklucka.
"Zmieniam się wewnętrznie, rozwijam się, poszerzam swoją świadomość. Potrzebowałam zmiany nie jako aktorka, a jako kobieta. Włosy niosą ze sobą emocjonalny ślad naszych doświadczeń, przez to, że jestem w swojej wewnętrznej podróży już od dłuższego czasu, poczułam, że skoro przerobiłam już sporo i te doświadczenia są za mną, to włosy będą taką kropką nad i, rozpoczęciem nowego rozdziału w życiu, domknięciem i nowym początkiem. Zabawne, ale i pokazujące system oceniania. Stereotypy mają się świetnie w naszym społeczeństwie, doświadczam tego na własnej skórze. Odkąd ścięłam włosy, niektórzy myślą, że zmieniłam orientację, zostałam lesbijką" - wyznała Anna-Maria Sieklucka w wywiadzie dla "Wprost".
Po latach przyznała, co sądzi o hicie, który przyniósł jej sławę
Wraz z symbolicznym ścięciem włosów, aktorka postanowiła odciąć się od przeszłości. Sukces filmu "365 dni", który obejrzało 300 mln osób na całym świecie, przytłoczył wschodzącą gwiazdę kina. Społeczeństwo nie oddzieliło fikcji od rzeczywistości, przypisując jej bycie samą Laurą. Anna-Maria Sieklucka zmierzyła się z przedmiotową oceną.
"Dzisiaj, w moim odczuciu, >>365 dni<< to produkcja ukazująca patriarchalną, przemocową relację męsko-damską, w której kobieta jest zależna, poddana i zniewolona. (...) Pracując nad tym filmem miałam 26 lat i sama byłam jeszcze bardzo mocno zanurzona w patriarchacie, w systemie, którego nie do końca byłam świadoma. Ale pomimo tego, to była tylko moja rola, moja praca, nie moje życie. Tymczasem mężczyźni, jak i kobiety, swoje postrzeganie mnie opierali na niej, wyobrażając mnie sobie w bardzo sensualny i erotyczny sposób. Traktowano mnie w dużej mierze przedmiotowo, przez pryzmat Laury, filmowej postaci, nie mnie – człowieka, aktorkę, kobietę, która ma własne uczucia i emocjonalność. (...) Dziś, dzięki pracy nad sobą, terapii, jestem w stanie głośno i szczerze powiedzieć: Tak, nie zgadzam się z wartościami tego filmu" - mówi aktorka.
W mediach społecznościowych wciąż spotyka się z komentarzami etykietującymi ją jako ikonę seksualności czy wampa. Mówią, że "rozebrała się", "zagrała w porno". Anna-Maria Sieklucka doświadczyła hejtu, dlatego przez lata wkładała maskę pewnej siebie i odważnej, w kontrze do swojej wrażliwej natury i wychowania w schemacie grzecznej dziewczynki.
"Cedziłam słowa, bardzo uważałam na to, co mówię, a tak naprawdę w ogóle nie chciałam mówić tego, co wtedy mówiłam – to nie byłam ja, nie dawałam się poznać, nie pokazałam, kim tak naprawdę jestem, jakie są moje wartości, przekonania i myśli. Ze strachu, by nie spłynęło na mnie jeszcze więcej hejtu, który i tak ledwie dźwigałam" - przyznała Sieklucka.
Anna-Maria Sieklucka o związku
W wywiadzie z Katarzyną Burzyńską-Sychowicz opowiada, jak dawniej wchodziła w relacje, budując swoją wartość przez pryzmat mężczyzny. W ten sposób aktorka przyciągała parterów dominujących i pragnących podporządkowania z jej strony.
"Dzisiaj buduję przede wszystkim relacje sama ze sobą. Nie oczekuję, że to ktoś się mną zaopiekuje, potrafię zrobić to sama. (...) Kiedyś relacje nazywałam związkiem, dziś nazywam je partnerstwem, nie chcę już związania. Związek – samo to słowo niesie konkretne, mocne znaczenie. Partnerstwo – przeciwnie. Buduje, pozwala na bycie we wzajemności, zdrowej wolności. Tak dziś to postrzegam i wiem jedno: na pewno nie chcę wracać do poziomu strachu, tamto miejsce jest za mną" - podsumowała aktorka.
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl