Myślała, że może mieć zawał. W szpitalu zaproponowali lek przeciwbólowy
Tej nocy nie mogła spać. Ból był wszechogarniający. Jakby promieniujący. Klatka piersiowa paliła, w okolicach serca kłuło. Pojawiły się łzy i strach. Czy to zawał? Nie można tego tak zostawić. Decyzja zapadła – szpital.
19.10.2017 | aktual.: 09.08.2018 15:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
To były trudne dni. Jesienny sezon chorobowy hulał w najlepsze. W końcu i dopadł całą ich rodzinę. Ona, kobieta, babcia przyjechała na kilka dni pomóc córce, której organizm nie był w stanie oprzeć się wszechobecnym bakteriom i wirusom. Zaczęło się od wnuków-przedszkolaków, jak to zwykle bywa, a skończyło na dorosłych domownikach. Wiesławy również nie ominęło przeziębienie. Jednak tej nocy poczuła się znacznie gorzej. Sytuacja zdawała się być na tyle poważna, że rano postanowiły z córką udać się do szpitala.
I szpital
Wsiadły do auta i ruszyły do tego, który wydawał się najbliżej. Ona, lat 52, i jej córka, lat 32. Nie odwiedzają placówek medycznych zbyt często. Mają to szczęście, że rzadko chorują. Zarówno w dzieciństwie, jak i dorosłym życiu nie miały też zbyt wielu kontuzji. Szpitale oglądają głównie z pozycji przechodnia albo słyszą o nich (zwłaszcza ostatnio) w mediach. Jedynie SOR pediatrii znany jest córce, bo maluchy czasami wargę sobie zranią albo potrzebna jest kroplówka przy odwodnieniu w chorobie.
Jadą do szpitala w Otwocku, bo niedaleko i może mniej pacjentów będzie. W rejestracji pielęgniarka informuje, że oni "są ortopedią". Jednak natychmiast idzie do lekarza i chociaż kolejka niemała, to już po kilku minutach woła matkę i córkę do gabinetu. Młody, serdeczny lekarz tłumaczy: – Możemy zrobić rentgen kręgosłupa. My tu EKG nie zrobimy. A trzeba, bo to może być groźne. Niech panie pojadą do szpitala na Batorego, tam robią. Kręgosłup może poczekać, a serce nie – radzi, z wyglądu dwudziestokilkuletni, lekarz. Idą za jego wskazówkami. – Bardzo miły ten lekarz. A tyle złego się mówi na medyków pracujących w szpitalach. Naprawdę wydawał się przejęty – mówi Wiesława do córki.
II szpital
Placówka przy ul. Batorego w Otwocku nie jest jednym z tych odremontowanych obiektów. Przed wejściem czuć woń papierosów – główne wejście to też główna palarnia. Ale jakie to ma znaczenie. Liczy się to, co jest wewnątrz i ludzie, którzy są tam po to, by pomagać. Niewyobrażalnie ciężko pracują, ratując ludzkie życie. Nikt nie powinien tego podważać ani temu przeczyć. Jednak są to też ludzie, którym zdarza się osobiste rozterki przekładać na pacjenta, których rutyna pozbawia człowieczeństwa. Tak, tutaj napotkały przysłowiowy mur, który był tak twardy i ogromny, że odebrał im zdolność racjonalnego myślenia.
Rejestracja. Kilka pań słucha powodów, dla których Wiesława ośmieliła się do nich pofatygować, tak to przynajmniej odczuła. – Trochę mnie ignorowały, trochę bagatelizowały. Usłyszałam: "Jak to nie zrobili tam Pani EKG? Przecież tam mogą i robią" i pokiwały zirytowane głową. A jedna dodała: "Eee, to nie zawał. Już dawno byłoby po. A jak pani przeszła, to już przeszła."
Po chwili pielęgniarka wskazała na gabinet, w którym Wiesława miała poczekać na lekarza. Córka ledwo zrobiła krok, usłyszała, że ona wejść nie może. Zakaz. Tylko mama. Minęło 8,10 minut. Wiesława opuszcza szpital roztrzęsiona, ale do swojej córki mówi: – Wszystko w porządku. Jednak Paulina dopytuje. – Naprawdę w 10 minut wszystko sprawdzili? To się nie zdarza. Nie da się tak szybko.
I miała rację.
– Lekarz miał zły humor. Spojrzał na mnie wyraźnie niezadowolony, że w ogóle musiał do mnie przyjść. Spytał się mnie o adres. Gdy powiedziałam, że Koszalin, rzucił długopisem. No bo jak w Otwocku kobieta z Koszalina. Potem dyskutował z pielęgniarką, czy to pomorskie, czy jakie województwo. To wtrąciłam, że zachodniopomorskie. Ale byłam zaskoczona sytuacją i podejściem, że bałam się odzywać. Spojrzał na mnie, zmierzył ciśnienie, osłuchał, podotykał, wypisał receptę i powiedział, że to nie serce i to wszystko – opowiedziała wyraźnie zdziwiona i wciąż niespokojna Wiesława.
Paulinie zabrakło słów. Żadnego EKG, żadnych badań krwi, czy innych, na których ona się nie zna, ale które mogłyby dać pewność i potwierdzenie jego diagnozy. Nic. Córka spojrzała na receptę, bo mama bez okularów niestety nie widzi za dobrze, a tam Ketonal. I jeszcze coś, czego nie potrafiła rozczytać. Problem w tym, że jej mama nie może zażywać tak mocnych środków przeciwbólowych. Lekarz nie spytał pacjentki, czy występują u niej uczulenia na jakieś leki.
Wracają do domu. Wieczór. Ból nie mija. Paulina kontaktuje się ze znajomym pediatrą. W końcu tyle czasu leczy jej dzieci, to mu ufa. Opowiada o mamie. Pediatra jest oburzony. Według niego to skandaliczne, że nie wykonano nawet EKG. Sugeruje, że nie mogą tego tak zostawić i proponuje im udać się do Szpitala Kardiologicznego w Aninie.
III szpital
Kolejne miejsce, w którym nigdy wcześniej nie były. Po doświadczeniach sprzed paru godzin niepewnie przekraczają próg, za którym znajduje się izba przyjęć. Nieco zmęczona, ale słuchająca z uwagą pielęgniarka, kiwa głową, gdy one streszczają przygody dnia. Po 5 minutach Wiesława ma robioną elektrokardiografię, mierzone ciśnienie, pobraną krew do badania. – Rozmawiali ze mną jak z człowiekiem. Dziwnie to brzmi, wiem, ale była już 23 godzina. Noc, ale nikt nie traktował mnie jak intruza, a wręcz odwrotnie. W poprzednim szpitalu czułam się, jakbym nie miała prawa tam być i że zawracam im głowę. Tutaj lekarka przeprowadziła ze mną wyczerpujący wywiad. Po półtorej godziny, jak były już wszystkie wyniki, ponownie była rozmowa. Dostałam potwierdzenie, że to nie serce. Uwzględniono też moje płuca, wątrobę. W wypisie jest: neuralgia międzyżebrowa. Teraz wiem, co mi jest, wiem co robić. I o ile ból mi nie dokucza, mogę spać spokojnie – opowiada.
Trzy szpitale w jeden dzień. Trzy różne miejsca, żeby mieć pewność, że życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. A co słusznie mogły podejrzewać, bo neuralgia czasami daje podobne objawy co zawał serca. A gdyby nie miały tyle szczęścia, gdyby podejrzenia okazały się faktem?
– Przecież czas tu jest kluczowy. Tyle się mówi o regularnych badaniach, żeby nie czekać do ostatniej chwili. Zarówno w przypadku podejrzanym guzków, które mogą okazać się nowotworem, czy różnych ataków nagłego pogorszenia się stanu zdrowia. Czasami daje to szansę ludziom na całkowite wyleczenie. Właśnie dzięki szybkiej reakcji pacjenta i lekarza można uniknąć tragedii – mówi Paulina. I, mimo że wszystko skończyło się dobrze i personel ostatniego szpitala zatroszczył się o jej mamę, czuje niesmak i lęk. – To był szpital numer 3. Wnioski nie są optymistyczne. O ile na oddziałach dziecięcych reakcje personelu bywają błyskawiczne, o tyle dorosła kobieta na taką pomoc liczyć nie może. Albo w ogóle, na żadną – mówi.
Zwróciliśmy się z prośbą o komentarz do Szpitala Powiatowego w Otwocku. Po rozmowie telefonicznej, a następnie wyjaśnieniu sytuacji w formie mailowej, obiecano nam odniesienie się do sprawy. Odpowiedź nie nadeszła.