Nagonka na mamy – nowy trend
Szczucie na matki trwa. Znów mamy urodzaj tekstów krytykujących te roszczeniowe, głośne, bezczelne potwory. Dla jednych jesteśmy głośnymi babskami pozwalającymi dzieciom tratować trawniki, podczas gdy my plotkujemy bez końca, dla innych – kosmitkami, z którymi nie wiadomo, o czym rozmawiać, bo pewnie kaszki i mleczka wypaliły nam mózg.
Szczucie na matki trwa. Znów mamy urodzaj tekstów krytykujących te roszczeniowe, głośne, bezczelne potwory. Dla jednych jesteśmy głośnymi babskami pozwalającymi dzieciom tratować trawniki, podczas gdy my plotkujemy bez końca, dla innych – kosmitkami, z którymi nie wiadomo, o czym rozmawiać, bo pewnie kaszki i mleczka wypaliły nam mózg.
Najnowszy powód krytyki mam? Akcje, których autorami i bohaterami są rodzice. Te wszystkie „Matki I kwartału” czy też mamy ratujące sześcioletnie maluchy przed szkołą – toż to czysty szantaż emocjonalny! Przecież to jasne, że matce z dzieckiem nikt nie odmówi, pewnie dlatego biorą te maluchy na ręce i wymuszają, terroryzują, żądają, krzyczą, pyskują i domagają się. Zarzut to dziwny. A właściwie dla kogo te „Mamy I kwartału” walczą? I o co? O wolne wtorki czy może jednak o przywilej związany z opieką nad dzieckiem? Przypomnijmy, że chodzi o prawo do rocznych urlopów macierzyńskich dla rodziców i dzieci z całego rocznika 2013; pierwotnie ten przywilej miały otrzymać tylko kobiety, które urodziły po 17 marca. Stąd oburzenie matek, które rodziły wcześniej. W takim przypadku nie można mówić o wykorzystywaniu sytuacji i „graniu” dziećmi, bo te dzieci i ich matki są tematem sporu. Jak można oskarżać o szantaż dzieckiem? Najwyraźniej drażni sam fakt, że mamy odważyły się zaprotestować.
Dziwne jest też to, że zazwyczaj matkom obrywa się, że nie chcą za długo siedzieć z dzieckiem w domu, bo rwą się do kariery, którą przedkładają nad to biedne dziecię. Ale jak już wykazują chęć – ba! pragnienie wielkie – żeby jednak pracę odłożyć na dalszy plan i poświęcić się temu macierzyństwu w pełnym wymiarze przez dłuższy czas, to okazuje się, że są roszczeniowe.
No i to nagłe przekonanie, że każda kobieta w Polsce naprawdę robi karierę... Co to właściwie oznacza? Mam wrażenie, że ludzie stawiający tego typu oskarżenia („te okropne karierowiczki porzucające dzieci w żłobku / u niani / u babci!”) wyobrażają sobie, że wszystkie mamy pracują w jakichś korporacjach, Ważnych Urzędach czy też Bogatych Spółkach i to pęd za kasą każe im ograniczać macierzyńskie obowiązki. Tymczasem według ostatnich badań (Ogólnopolskie Badanie Wynagrodzeń za 2012 rok), kobiety w Polsce wciąż zarabiają o średnio tysiąc złotych mniej niż mężczyźni. Poza tym co z paniami, które nie pracują na wysoko opłacanych stanowiskach? Naprawdę komuś się wydaje, że kobieta zasuwająca na kasie w supermarkecie albo pracująca w okienku na poczcie wraca do pracy po macierzyńskim, bo takie kokosy zbija w swoim zawodzie? Czy może po prostu brakuje jej na życie?
Wróćmy do meritum. Kolejny zarzut. Matkom kwartalnym obrywa się nie tylko za to, że walczyły o swoje, ale i za to, że wygrały, a potem jeszcze – wredne baby – nie poparły matek z IV kwartału. A więc to źle, że próbowały coś uzyskać, ale jak już uzyskały, to powinny były wyjść na barykady i zawalczyć o dłuższe urlopy dla jeszcze poprzednich kwartałów? Gdzie tu logika? I teraz słyszą, że takie niesolidarne są, chciwe babska, wydarły trochę kasy i już nic więcej ich nie interesuje. W ten sposób zaczyna się kolejna nagonka na kobiety, której wiele mediów sprzyja. W jednym z artykułów czytam: „Okazuje się jednak, że skrzywdzone przez premiera matki pierwszego kwartału nie są dziś tak niewinne, jak jeszcze przed dwoma tygodniami. Skoro wywalczyły swoje, nie będą wspierać kolejnych matek, które także chcą zostać objęte zmianami”. I kto tu kogo szantażuje...?
I jeszcze drobny szczegół. Tak upragnione przez Matki I kwartału prawo do dłuższych urlopów miało przysługiwać i mamom, i tatom. A jednak hasło „Matki I kwartału” zrobiło swoje. I jestem przekonana, że będzie to kolejny niewypał i mając wybór, w większości to matki będą szły na urlop roczny, a ojcowie dalej będą dla pracodawców tymi osobami, którzy mogą, ale nie muszą wziąć kilkumiesięcznej przerwy na dziecko. I pewnie nie wezmą.
Zarzuty co do akcji „Ratujmy maluchy” są w ogóle wielką manipulacją, bo o ile mnie pamięć nie myli, biorą w niej udział także ojcowie (niektórzy z nich nawet bardzo znani) i jakoś nikt ich o bezczelność i wykorzystywanie dzieci do szantażu nie oskarża.
Pisząc ten tekst, spojrzałam jeszcze na strony portali informacyjnych i widzę kolejny „kwiatek” – „Matki mogą wyciągnąć od państwa nawet 60 tys. zł”. Mogą, ale to nie znaczy, że tak masowo robią. Jest po prostu luka w przepisach (ciekawe kto za nią odpowiada, tej informacji już nie znalazłam), która przez niektóre kobiety jest wykorzystywana. Takich błędów i niedopatrzeń w przepisach podatkowych jest pewnie więcej i korzystają z nich nie tylko mamy, ale tytuł o matkach naciągających państwo brzmi tak pięknie, że trudno go sobie odpuścić. Jedna gazeta o tym pisze, a cała reszta mediów to powtarza. I tak utrwala się obraz mamusiek-cwaniar z żyłką do lewych interesów.