Nagość i dym z papierosów. Współlokatorzy naprawdę potrafią zniszczyć życie
Rosnąca góra brudnych naczyń, nieprzyjemny zapach wypełniający mieszkanie czy trochę za dużo ciała na wierzchu. Życie ze współlokatorem nie zawsze należy do przyjemnych, o czym mają okazję przekonać się świeżo upieczeni studenci.
19.09.2019 | aktual.: 21.09.2019 17:29
Ala przyjechała do Warszawy na studia w zeszłym roku. Była bardzo szczęśliwa, że udało jej znaleźć mieszkanie w dobrej cenie, blisko uczelni. Niestety jednopokojowe, ale nie miało to być problemem, bo zamieszkała ze swoim chłopakiem, z którym jest w związku od liceum.
- Mieszkanie było na warszawskim Mokotowie, już w całości urządzone. Zamieszkaliśmy razem z Pawłem, bo tak było najtaniej. Byliśmy razem już od drugiej liceum, więc to wydawało się najrozsądniejszym krokiem.
Jak się okazało, szczęście pary świeżo upieczonych studentów nie potrwało długo. Krótko po rozpoczęciu studiów Ala poznała Patryka, który, podobnie jak ona, również był w związku.
"Wystawił mnie za drzwi"
- Odwoził mnie po zajęciach do mieszkania, ale tak dobrze nam się spędzało czas, że przez dwie godziny siedzieliśmy w samochodzie i rozmawialiśmy, słuchaliśmy muzyki. U nas w mieszkaniu non stop przesiadywali jego koledzy, o których za wiele dobrego nie mogę powiedzieć. Zawsze głośni i wulgarni, darli się do telewizora grając w brutalne gry.
Ledwie po kilku tygodniach od przeprowadzki do Warszawy, Ala postanowiła, że dalsze męczenie się nie ma większego sensu.
- Jak się rozstaliśmy, to dał mi dwa dni na wyprowadzkę. Praktycznie wystawił mnie za drzwi. I to z mnóstwem rzeczy, z którymi nie wiedziałam, co zrobić.
Ala w końcu większość swoich rzeczy porozwoziła po znajomych, którzy zgodzili się je przechować do czasu znalezienia przez nią nowego mieszkania. Ona sama wynajęła na kilka dni pokój w aplikacji Airbnb, by zdobyć trochę czasu na poszukiwania.
- Problem w tym, że w listopadzie mało kto szuka współlokatorki-studentki do mieszkania. W końcu udało mi znaleźć jeden wolny pokój po dziewczynie, która nie mogła się dogadać ze swoją współlokatorką i się wyprowadziła.
Współlokator jak duch, tylko brudzi
Magda na studia wyjechała w tym roku, na drugi koniec Polski – z Gdańska aż do Krakowa. Tam, poprzez znajomych, znalazła współlokatorkę do wynajmowania mieszkania. Od początku nie miały o czym rozmawiać, ale dziewczyna uznała, że to pewnie kwestia czasu.
- Wprowadziłyśmy się na początku września, żeby mieć czas na ogarnięcie wszystkiego na miejscu. I od tamtej pory, od trzech tygodni ona się do mnie ani razu nie odezwała. W ogóle, nic, zero. Żadnego "cześć", już o jakiejś konwersacji nie wspominając.
Gdyby nie brudne naczynia niewstawione do zmywarki, rosnąca w zastraszającym tempie liczba płynów do mycia ciała i szamponów pod prysznicem i wiecznie zabrudzony zlew w łazience, Magda czułaby się tak, jakby mieszkała sama. Teraz jednak czuje się jak sprzątaczka, bo wie, że jeśli ona tego nie posprząta, to nikt tego nie zrobi.
- Potrafi otworzyć okno na cały dzień w swoim pokoju, zamknąć drzwi do niego na klucz i wyjść z mieszkania. Na dworze jest kilka stopni, więc całe mieszkanie jest lodowate, ja mam na sobie pół swojej szafy, a i tak zamarzam. Jak do niej dzwonię, to nie odbiera telefonów, a po przyjściu wchodzi do pokoju tak szybko, że nawet nie zdążę z nią porozmawiać.
Magda nadal mieszka w tym samym mieszkaniu, jednak z każdym dniem coraz bliżej jej do decyzji o wyprowadzce.
- Umowę mamy podpisaną na rok, ale jak wytrzymać rok z kimś takim? – pyta dziewczyna.
Zdrowie najważniejsze
Iga ze swoją współlokatorką rozmawia, ale głównie podniesionym tonem. Dziewczyna, od kiedy wprowadziły się do mieszkania, codziennie wypełnia je dymem papierosowym.
- Boli mnie głowa, jest mi niedobrze, wszystkie moje ubrania śmierdzą i wdycham cały ten dym do płuc. Bardzo ją lubię, ale to naprawdę jest nie do zniesienia, bo ani nie jestem w stanie się uczyć, ani odpoczywać, nic. Ona twierdzi, że pali przy otwartym oknie, ale dym i tak jest w całym mieszkaniu.
Iga mówi, że jeśli zachowanie jej współlokatorki się nie zmieni, to rozważy wyprowadzkę. Jak sama twierdzi, zdrowie jest przecież w tym wszystkim najważniejsze.
Wygoda a ubrania
Marta i Michał zamieszkali razem na początku września tego roku. Oboje są studentami jednej z warszawskich uczelni, poznali się jeszcze za czasów liceum, dzięki wspólnym znajomym. Po kilku dniach wspólnego mieszkania Marta miała okazję się przekonać, że Michał jest wielkim fanem chodzenia w minimalnej liczbie ubrań.
- Pierwszą rzeczą, którą on robi po przyjściu do mieszkania, jest zrzucenie spodni i t-shirtu tak, że zostaje w samych bokserkach i skarpetkach. Najpierw tłumaczył to tym, że inaczej jest mu za gorąco, a potem, że tak jest najwygodniej. Ostatnio przyszli do mnie znajomi, a on stał w kuchni i gotował prawie nagi.
Marta twierdzi, że żadne rozmowy nie pomagają, a do współlokatora nie dociera, że nie wszyscy mają ochotę go oglądać bez ubrań.
Mieszkalny savoir-vivre
– Kiedy ze sobą mieszkamy, musimy ustalić reguły panujące w domu - wyjaśnia Ewa Miś, specjalistka od savoir-vivre'u i etykiety. - To pozwoli uniknąć nieporozumień. Dlatego dobrze jest usiąść i na spokojnie porozmawiać z innymi domownikami o tym, co nam najbardziej przeszkadza i gdzie chcemy postawić granicę swobody w zachowaniu.
W niektórych przypadkach współlokatorzy decydują się na spisanie regulaminu, w innych wystarcza słowna ugoda. Najważniejsze jednak, żeby do rozmowy doszło.
– We wspólnej przestrzeni mieszkaniowej musimy pamiętać przede wszystkim o komforcie swoich współlokatorów - tłumaczy ekspertka. - Nie wypada pokazywać się im w negliżu lub sprowadzać do domu gości bez zgody kolegów czy koleżanek. Warto tutaj stosować się do starego porzekadła: "Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl