Natalia Siwiec: Zastanawiam się, czy do ślubu nie można mieć dwóch sukien
„Przez cały czas bałam się, że nie znajdę takiej sukni, jaką bym chciała, a okazało się, że są dwie, które bardzo mi się podobają. Do dzisiaj mam ogromny dylemat, czy wybrałam dobrą, bo druga jest tak samo piękna” – Natalia Siwiec, jak każda przyszła panna młoda, chce w tym ważnym dla siebie dniu wyglądać olśniewająco. Dla „Salonu sukien ślubnych” taka klienta stanowi niezłe wyzwanie. Specjalnie dla gwiazdy producenci sprowadzili suknie znanych projektantów, tj. Elie Saab, Hayley Paige czy Lazaro. Którą z nich wybierze Siwiec? Przy okazji wybory samej sukni, Natalia zdradziła nam parę szczegółów dotyczących jej podejścia do ślubu, małżeństwa i nie tylko…
02.02.2016 | aktual.: 18.02.2016 13:12
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
„Przez cały czas bałam się, że nie znajdę takiej sukni, jaką bym chciała, a okazało się, że są dwie, które bardzo mi się podobają. Do dzisiaj mam ogromny dylemat, czy wybrałam dobrą, bo druga jest tak samo piękna” – Natalia Siwiec, jak każda przyszła panna młoda, chce w tym ważnym dla siebie dniu wyglądać olśniewająco. Dla „Salonu sukien ślubnych” taka klientka stanowi nie lada wyzwanie. Specjalnie dla gwiazdy producenci sprowadzili suknie znanych projektantów, tj. Elie Saab, Hayley Paige czy Lazaro. Którą z nich wybierze Siwiec? Przy okazji wyboru samej sukni, Natalia zdradziła nam parę szczegółów dotyczących jej podejścia do ślubu, małżeństwa i nie tylko…
Paulina Żaglewska: Jak było z tym Las Vegas?
Natalia Siwiec: Wzięliśmy ślub ponad trzy lata temu. Wyszło dość spontanicznie. Będąc w Los Angeles, wpadliśmy na pomysł, żeby lecieć na weekend do Las Vegas. Wraz z przyjaciółmi kupiliśmy bilety – mam tutaj przyjaciółkę, która wzięła ślub z Amerykaninem. Pamiętam moment, po kupieniu biletów - leżeliśmy w łóżku i mówię: „Mariusz – właściwie oświadczyłam mu się – weźmy ślub w Las Vegas! Całe życie marzyłam, żeby wziąć tam ślub! I teraz będziemy mieli okazję”. Mariusz mówi: „Dobra, bierzemy!”. Polecieliśmy do Las Vegas i tego dnia, kiedy stwierdziliśmy, że chcemy wziąć ślub, zaczęłam oglądać kapliczki, gdzie ślub mógłby się odbyć. Byłam rozczarowana, że wszystkie są takie tandetne i żadna mi się nie podoba. W końcu natrafiłam na tę, w której wzięliśmy ślub – przepiękna, malutka kapliczka, taka, jaką sobie wymarzyłam. Zarezerwowaliśmy ją na godzinę 21. Nie chciałam żeby to był typowy ślub dla Las Vegas – tutaj często bierze się śluby w przebraniu wampira, postaci z bajki czy Elvisa Presleya. A ja
stwierdziłam, że chcę mieć po prostu normalny, prawdziwy ślub. Pożyczyłam od przyjaciółki sukienkę – była bardzo prosta, długa sukienka w kolorze ecru, wpadającym w brudny róż – właściwie jedyna sukienka w jej szafie, która nadawała się na ślub. Mariusz włożył garnitur. Byliśmy my i nasi przyjaciele.
PŻ: Spontanicznie wszystko wyszło…
NS: Śmiałam się, że to było spontaniczne, ale zaplanowane. W końcu rano zaplanowaliśmy ten ślub, natomiast sama realizacja była na szybko – zajęło to jeden dzień. Nie lecieliśmy do Los Angeles, a później do Las Vegas po to, żeby wziąć ślub. Muszę przyznać, że przez to, że to tak szybko się działo - bez wielkiej organizacji, tylko dopilnowanie głównych spraw takich jak miejsce, sukienka, garnitur - mogliśmy się cieszyć tym momentem w stu procentach.
PŻ: A teraz chcesz wziąć ślub w Polsce.
NS: Już wtedy wiedzieliśmy, że przez to, że nasz ślub był spontaniczny, będziemy chcieli powtórzyć go tutaj. Powiadomiliśmy rodzinę, a jest ona i u mnie, i u Mariusza bardzo tradycyjna. Wychowywaliśmy się w takich rodzinach i gdzieś to w nas zostało, chcemy, żeby było dużo tradycjonalizmu w naszym życiu. Zadzwoniliśmy do jednych i drugich rodziców, a także do syna Mariusz, powiedzieć, że bierzemy ślub, ale nie zalegalizujemy go w Polsce – choć mogliśmy to zrobić– i weźmiemy jeszcze jeden tak, aby mogli być z nami w tym ważnym dla nas dniu.
PŻ: Poprzednią sukienkę pożyczyłaś od przyjaciółki, była to sytuacja zupełnie spontaniczna. A jak wygląda teraz wybór sukni - kiedy masz czas i skupiasz się tylko na tym?
NS: Jak tylko nadarzała się okazja, chciałam być przebrana za księżniczkę. W efekcie i tak mi to nie wychodziło. Zawsze wygrywał kotek, piesek, króliczek – zwykle byłam przebrana za zwierzaka, raz tylko za muchomora. I nie wiem jak to się działo, że chciałam być księżniczką, a z drugiej strony nie do końca mi to leżało. Może dlatego, że zawsze byłam też trochę „chłopaciarą”. Później była Komunia i chciałam mieć właśnie "księżniczkową" suknię, ale mama mówi: „No jak to, taka suknia? Do takiej dziewczynki nie pasuje. Jak ty będziesz wyglądała?”. I faktycznie przekonała mnie do prostej, skromnej sukienki. No i gdzieś tam marzyłam przez cały czas, żeby do ślubu pójść w wielkiej, pięknej sukni, białej, balowej, „księżniczkowej”, jak to się mówi. A jak wyszło?
PŻ: Jesteś zaskoczona?
NS: Program bardzo mnie zaskoczył. Nauczyłam się dzięki niemu kilku rzeczy o sobie. Wyjątkowa suknia to ta, którą dopiero po założeniu oceniamy jako tę wymarzoną, tę suknię „wow”. Jeżeli dobrze czujemy się w sukni od razu zaczynamy inaczej wyglądać, inaczej się czujemy, inaczej się poruszamy.
PŻ: Inaczej postrzegają nas inni.
NS: Dokładnie. Było kilka niesamowitych rzeczy podczas programu, które zaskoczyły nie tylko mnie, ale i produkcję!
PŻ: Kobiety, które przychodzą do programu bardzo często mają już sprecyzowany wygląd wymarzonej sukni. Niektóre są na tyle uparte, że ciężko wytłumaczyć im, że w innym kroju będą wyglądały lepiej. Stefano, który doradza w wyborze, twierdzi, że suknia powinna być przede wszystkim spójna z osobą. Też się tym kierujesz?
NS: Oczywiście, chociaż myślę, że nie brakuje mi wyczucia. Miałam około 20 sukienek do przymierzenia, a produkcja programu zrobiła mi do tego ogromną niespodziankę. Wiedzieli, że moim marzeniem jest posiadanie sukienki od znanej projektantki. Wymieniałam im nazwiska, np. Elie Saab. Produkcja sprowadziła mi przepiękne suknie tych marek. Było ich dosyć dużo, ale od razu wiedziałam, którą jest sens przymierzać. Odrzuciłam sporo sukienek, zostało sześć, a finalnie pokazałam się w pięciu. Jedną musiałam wyeliminować, bo mimo tego, że podobała mi się na wieszaku, po założeniu okazała się kompletnie nie dla mnie. Trochę też eksperymentowałam – starałam się przymierzyć różne suknie, żeby ocenić różne kroje. Przez cały czas bałam się, że nie znajdę takiej sukni, jaką bym chciała, a okazało się, że są dwie, które podobają mi się bardzo. Do dzisiaj mam ogromny dylemat, czy wybrałam dobrą, bo druga jest tak samo piękna. Z drugiej strony, jakbym wybrała tamtą, to myślałabym o tej pierwszej. I zastanawiam się, w
ogóle, czy nie można mieć dwóch sukien. (śmiech) Tylko, że to są suknie ślubne. Są na raz.
PŻ: Kto doradza ci w wyborze sukni – mąż, rodzina, przyjaciele?
NS: Zwykle radzę się męża. Jak już on nie może mi pomóc to wtedy pomaga mi rodzina i przyjaciele. W tym przypadku, niestety, nie mogłam poradzić się Mariusza. I powiem ci szczerze, że to pokazało mi, jak bardzo jesteśmy zżyci. Jak nie wiedziałam którą suknię wybrać, bo podobały mi się dwie, bardzo chciałam zapytać, co myśli na ich temat. A niestety nie mogłam tego zrobić.
PŻ: Jak nakazuje tradycja - nie chcesz, żeby mężczyzna widział cię w sukni przed ślubem.
NS: Zastanawiam się, czy tego nie złamać.
PŻ: Aż tak ciężki wybór?
NS: Chciałabym, żeby powiedział mi, w której bardziej mu się podobam. Przecież chodzi o to, żeby podobać się mężczyźnie, chociaż my nigdy nie mamy tego problemu – czasem Mariusz widzi coś i mówi, że mu się nie podoba, ale jak to założę to twierdzi, że fajnie wyglądam. Także raczej trafiam w jego gust.
PŻ: Suknia jest najważniejszym elementem spośród przygotowań do całego ślubu?
NS: Jest bardzo ważna, ale to wymaga raptem kilku odwiedzin w salonach i tę suknię mamy. Wszystko jest tak samo ważne. Dla mnie istotne jest to, jak będzie przystrojona sala. Bardzo lubię styl glamour - nie lubię „swojskiego” klimatu, nie do końca mi leży. Muszę mieć piękne kwiaty, wszystko musi być białe. Musi być elegancko. Ślub w Las Vegas był dla nas tą magiczną chwilą, kiedy złożyliśmy sobie przysięgę. Przez to też, do ślubu w Polsce podchodzimy inaczej. Wtedy byliśmy jedynie z dwójką przyjaciół i przeżyliśmy ten moment tak, jak chcieliśmy. Był on taki nasz. Teraz już nie mamy takiego obciążenia – nie musimy się martwić o to, czy to będzie magiczny moment, czy wszystko się uda, ułoży tak, jak chcemy, a jeszcze czy zdążymy wyciągnąć z tego coś osobistego. Teraz chcemy, żeby to była cudowna impreza, żeby wszyscy znajomi dobrze się bawili.
PŻ: Możecie teraz zaszaleć.
NS: Dokładnie tak. Poza tym jak podchodzisz do rzeczy na luzie, to łatwiej się dopinają, łatwiej wszystkiego dopilnować. Myślę, że jakbyśmy nie mieli tego ślubu w Las Vegas, teraz bardziej byśmy się przejmowali. Myślę, że taki stres może dużo zepsuć, a my już tego obciążenia nie mamy. To będzie fajny dzień.
PŻ: Mały ślub czy duża ceremonia?
NS: Dosyć duża ceremonia, ale taka dla nas, dla rodziny, dla najbliższych. Po prostu fajna impreza.
PŻ: Dlaczego słuchaczki powinny oglądać „Salon sukien ślubnych”?
NS: W programie ze mną można zobaczyć zupełnie inne kreacje niż dotychczas. Producenci ściągnęli dla mnie mercedesy wśród sukien ślubnych. Można się trochę nimi zainspirować i znaleźć tańsze odpowiedniki. Myślę, że ciekawostką dla oglądaczy będzie to, jaką suknię wybrałam. Produkcja była zaskoczona tym, co mi się podoba. Mieli zupełnie inne wyobrażenie o tym. Zresztą ludzie zwykle są zaskoczeni, jak mnie poznają. Tutaj będzie można zobaczyć moją relację z mamą, siostrą, które są ciche, spokojne.
PŻ: Jesteś zupełnym przeciwieństwem.
NS: Jestem i dlatego to też było ciekawe doświadczenie – zobaczyć, jak one siedzą takie cichutkie, a ja wybieram tę suknię. Chociaż było też sentymentalnie. To jest na pewno bardzo fajny czas, piękny i przede wszystkim bardzo rodzinny.
W czym do ślubu pójdzie Natalia Siwiec? Wszystkiego dowiemy się podczas drugiej edycji programu „Salon sukien ślubnych”, której premiera odbędzie się 12 lutego 2016 o godzinie 22, w telewizji TLC.