Nawróceni. Młodzi Polacy, którzy uwierzyli Bogu
Są młodzi, wychowani w domach, gdzie religia pełniła głównie formę tradycji. Chodzili do kościoła z przyzwyczajenia. Każde z nich, zamiast tylko wierzyć w Boga, postanowiło mu uwierzyć.
Dominika, 23 lata:
Jedno z moich największych przeżyć duchowych miało miejsce dwa lata temu, byłam na drugim roku socjologii, poszłam do kościoła na Wieczór Uwielbienia. Płakałam jak dziecko, nie wiadomo, dlaczego. Pamiętam to do dziś.
Kończę teraz czwarty rok, pracuję dorywczo jako pokojówka. „Od zawsze” wierzę w Boga. Chociaż jak każdy miewam chwile zwątpienia. W mojej rodzinie, jak w wielu innych, religia pełniła rolę tradycji. Wypadało chodzić do kościoła. Ale na chodzeniu się kończyło, nie było wspólnych modlitw.
Dla mojej rodziny moja wiara była ciężarem. W małej miejscowości, z której pochodzę, był jeden kościół, a ja chodziłam na każde nabożeństwo. Przekonałam ich argumentem, że wiara to dla mnie drogowskaz i staję się dzięki temu lepszym człowiekiem. Dzięki wierze nie trafiłam do środowiska patologicznego, bo miałam swoje „koło ratunkowe”.
Moja wiara przekłada się na codzienność. Staram się często modlić, czytam książki związane z moją religią. Staram się chodzić częściej niż raz w tygodniu do kościoła. Co ważne staram się być refleksyjna i poprawiać swoje zachowanie. Religia pomaga mi walczyć z moimi defektami.
Jestem wdzięczna Bogu, często mam poczucie bycia wysłuchaną. Kiedy moje modlitwy zostają wsłuchane, czuję ulgę. Od trzech lat jestem w związku z katolikiem. Znam wiele par takich jak my.
Jeśli chodzi o samą instytucję Kościoła, cóż, ta instytucja staje się coraz bardziej wadliwa. Uważam, że Kościół powinien otworzyć się na kwestię antykoncepcji.
Ewa Kaleta: Skoro wiara ma wpływ na kształtowanie wartości, to jaka wartość ważna dla ciebie jest przez świat pomijana?
Dominika: Bezwstyd. Nie ma chyba nic gorszego. Wiara z pewnością pozwala i uczy odczuwać wstyd.
Adrianna, 24 lata:
Kończę studia, od września będę uczyć matematyki w jednej z gdyńskich szkół. Od kilku lat mieszkam w Trójmieście.
Przez długi czas moja wiara była „letnia”. Nie czytałam Pisma Świętego, nie wnikałam w moją wiarę. Chodziłam do kościoła, ale nawet nie zastanawiałam się, dlaczego i po co. To był obowiązek. Więc pojawiałam się tam coraz rzadziej. Wiedziałam, że ktoś ten świat stworzył i byłam za to wdzięczna i w sumie to wszystko. Dopiero trzy lata temu zaczęłam się na tym zastanawiać.
W moim domu religia pełniła ważną rolę, choć nie dla wszystkich jego domowników (łącznie z rodzicami i rodzeństwem była nas siódemka, każdy zupełnie inny ). Mama od małego uczyła mnie pacierza i zabierała do kościoła. Ale raczej w domu nie porusza się tematów religijnych. Po prostu do kościoła trzeba chodzić. Za to od mojej mamy zawsze biła jakaś siła, którą, jak mówi, czerpie z modlitwy i wiary. To było dla mnie zawsze świadectwem. Pamiętam, jak mama powtarzała mi dwie frazy. Jak byłam mała: „Pan Bóg kazał się dzielić”, a gdy już podrosłam słowa św. Jana Pawła II: „Wymagaj od siebie nawet, gdy inni od ciebie nie wymagają.”
W naszym domu, od kiedy żyję, w tym samym miejscu powieszone są dwa obrazy: Jezusa i Maryi. Wszystko się zmienia, a to pozostaje niezmienne.
Ciężej żyć bez świadomej wiary. Przez wiele lat czułam się zagubiona, pogrążona, szukałam też szczęścia w jakichś chwilowych rozrywkach. Wiara nie powoduje, że ciężej mi się żyje - wręcz przeciwnie, łatwiej znosić trudności.
Moje życie zmieniło się przez spowiedź i Eucharystię. Kiedyś bałam się chodzić do spowiedzi, poza tym różnie to wyglądało. Od ponad dwóch lat do spowiedzi chodzę regularnie. Pamiętam jedną z tych spowiedzi, które zaczęły mnie odmieniać. Ksiądz po wszystkich moich „okropieństwach”, o których powiedziałam, zapytał mnie: „A czy ty w ogóle się tulisz? A do Maryi się tulisz?” Spowiedź to widzialny znak miłosierdzia Boga.
Staram się też częściej rozważać Pismo Święte, kiedyś służyło nam tylko do wkładania tam cennych dokumentów. Nie wystarczy czytać, czy słuchać na Mszy Świętej, potrzeba rozważać, nazywa się to „Namiotem Spotkania”. Krótkie fragmenty, ale warto im poświęcić chwilę, pokontemplować, pomedytować nad Bożym Słowem. Pismo Święte pokazuje prawdziwy obraz Boga, pomaga go poznawać.
Ewa Kaleta: Jakie jest podstawowe prawo chrześcijanina?
Adrianna: Prawo miłości. Trzeba pamiętać też, że wiara bez uczynków jest martwa.
Ewa Kaleta: Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy coś cię tknęło i pomyślałaś, że chcesz być blisko Boga?
Adrianna: Takich sytuacji jest dużo. Szczególnie to czuję, kiedy spotykam ludzi. Każde spotkanie jest „tchnięciem”, które uczy mnie tego, o czym mówiła Matka Teresa „Gdy oceniasz ludzi, nie masz czasu ich kochać.”
Adam, 26 lat *
W Polsce nie jest ciężko być osobą wierzącą, ale zdarzają się sytuacje, kiedy spotykam się z niezrozumieniem ze strony znajomych, a nawet rodziny. Należy pamiętać, że są jednak na świecie takie miejsca, gdzie chrześcijanie są prześladowani i umierają za swoją wiarę.
Na co dzień pracuję w kancelarii, jestem aplikantem radcowskim. Nawrócenie przeżyłem pięć lat temu. Wcześniej, jak większość ludzi byłem wierzący, owszem, ale nie aż tak, jak teraz. Moja rodzina traktowała wiarę jak tradycję. Jak w wielu polskich domach.
Swoją religię praktykuję poprzez regularne uczestnictwo we Mszy Świętej, lekturę Pisma Świętego, sakramenty, modlitwę oraz formację religijną w Ruchu Światło Życie.
*Ewa Kaleta: Jak wyglądało twoje nawrócenie?
Adam: Trafiłem na rekolekcje do franciszkanów. Usłyszałem kerygmat (ogólnie można powiedzieć, że jest to głoszenie prawd o Bogu, o jego działaniu w naszym życiu) oraz Słowo Boże z „Dziejów Apostolskich”, które mocno mnie poruszyło, bo odnosiło się wprost do mojego życia. Od tego momentu wiele zaczęło się zmieniać. Zacząłem praktykować swoją wiarę, budować żywą relację z Jezusem.
Polecamy: Prześladowani, bici i dyskryminowani