Blisko ludziNękali ją tygodniami. Zabiła się na oczach rodziców. To nie był koniec tragedii

Nękali ją tygodniami. Zabiła się na oczach rodziców. To nie był koniec tragedii

Nękali ją tygodniami. Zabiła się na oczach rodziców. To nie był koniec  tragedii
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Magdalena Drozdek
20.12.2016 18:32

Brandy Vela miała 18 lat. Zastrzeliła się na oczach rodziców po tym, jak przez kilka tygodni była prześladowana w sieci. Uporczywe nękanie nie skończyło się nawet po jej śmierci. „Wreszcie to zrobiłaś”, „wielka, tłusta krowa” – to tylko część wpisów, które pojawiły się na Facebooku po pogrzebie.

Mówili, że była lubiana w szkole. Niewiele osób zdawało sobie sprawę z tego, że Brandy była notorycznie nękana przez rówieśników. Amerykanka przez kilka ostatnich miesięcy dostawała wiadomości, w których krytykowano jej wygląd. Ktoś umieścił w sieci nawet jej numer telefonu z dopiskiem „oddam się za darmowy seks”. Założono jej fałszywy profil na portalu randkowym, zasypywano SMS-ami.

Kiedy rodzice dziewczyny zawiadomili policję, ta mogła jedynie polecić im, by nastolatce zmienili numer telefonu. Adresata wiadomości szukać nie zamierzali. Bliscy ostatecznie zwrócili się o pomoc do psychiatry, bo Brandy załamała się nerwowo. Nie reagowali policjanci, nie reagowała szkoła.

Na początku grudnia tego roku 18-latka popełniła samobójstwo. Zrobiła to na oczach rodziny. Wcześniej siostra znalazła ją w pokoju z pistoletem w rękach. Przestraszona pobiegła po rodziców. Brandy czekała, aż wejdą do jej pokoju, po czym strzeliła sobie w klatkę piersiową. Zostawiła im krótką wiadomość: „tak bardzo was kocham. Pamiętajcie o tym. Przepraszam za wszystko”.

Brandy pochowano 7 grudnia. Kilka dni temu ktoś na Facebooku otworzył stronę ku jej pamięci. Na początku wszyscy byli przekonani, że stronę prowadzi ktoś z rodziny, więc publikowali tam słowa wsparcia. Bardzo szybko kondolencje zastąpiły agresywne wpisy pod adresem zmarłej.

I tak rodzice mogli przeczytać, że ich zmarła córka była „wielką, tłustą krową”, że „to dobrze, że w końcu zmarła”. Wpisom towarzyszyły m.in. zdjęcia broni, figurek trzymających pistolet, są też zdjęcia świń z wklejonymi portretami nastolatki. Inny wpis - zdjęcie uśmiechniętej Brandy, ściągnięte z jej profilu i podpis: "tak wyglądała moja twarz, kiedy zastrzeliłaś się na oczach swojej rodziny".

Brandy była ofiarą cyberbullingu nawet po śmierci. Ojciec dziewczyny dowiedział się o tym od przyjaciół. Sprawą zajęła się policja, ale autorów wpisów nie udało się jeszcze znaleźć.

- Wciąż ją prześladują, ale jej już z nami nie ma, więc teraz to prześladowanie całej naszej rodziny – mówi w rozmowie z CNN Raul Vela, ojciec dziewczyny. On sam też był atakowany przez internautów. Czytał, że przecież powinien coś zrobić, żeby córka się nie zabiła.

Vela nie może zmienić tego, że jego córka nie żyje. Stara się więc przekonać polityków, by przemoc w sieci była skuteczniej karana, by oprawcy, jak ci, którzy zniszczyli jego córkę, nie byli anonimowi.

- Nie chcę nikogo winić i wskazywać palcem odpowiedzialnych. Chcę, żeby ci, którzy przechodzą przez to, co moja córka, wiedzieli, że walczę o zmianę przepisów. To straszne, że musi stać się taka tragedia, żeby ludzie zrozumieli, że potrzebne są nowe przepisy – mówi Vela i dodaje: kluczowe jest to, by w każdej jednostce był chociaż jeden policjant wyszkolony w zwalczaniu przestępczości w sieci.

Przemoc powszechna

Takie historie bez trudu można znaleźć także w Polsce. „Brudaska, wieśniara, sierota” – to najłagodniejsze określenia, które od dwóch lat słyszy na swój temat Ewa, uczennica czwartej klasy warszawskiej podstawówki. To szkoła z tzw. renomą i dobrą opinią. Rodzice wożą ją tu codziennie z obrzeży miasta, ale teraz rozważają zmianę placówki. Bo koleżanki nie dają Ewie żyć. Dziewczynka skarży się, że robią z niej złodziejkę za każdym razem, gdy któremuś z uczniów coś zginie. Wyśmiewają jej ubrania (rodzice Ewy są artystami i wszyscy w rodzinie ubierają się oryginalnie), zainteresowania (Ewa gra w szachy i na flecie), wygląd (tata Ewy jest Brazylijczykiem o ciemnej karnacji) nawet to, co je (jest uczulona na wiele produktów). Raz wyrzuciły jej na podłogę całą zawartość śniadaniówki. Cały dzień chodziła głodna. Apogeum jednak miało miejsce na szkolnym biwaku. Gdy Ewa brała prysznic, koleżanki zawołały chłopców i wpuściły ich do łazienki, żeby „mogli sobie popatrzeć”.

Statystyki są bezlitosne. Według Raportu Norton Online Family wynika, że 79 proc. polskich dzieci miało negatywne doświadczenia w internecie. Tymczasem tylko 39 proc. polskich rodziców stosuje narzędzia kontroli rodzicielskiej na domowych komputerach.

– Wystarczy spojrzeć na dowolną dyskusję albo komentarze na Facebooku czy innych forach. Ten hejt dotyczy nie tylko osób publicznych, lecz także po prostu młodych ludzi. Z naszych doświadczeń wynika, że takie komentarze potrafią być bardzo dotkliwe. I co ciekawe, często dotkliwsze są nie te bardzo wulgarne, niekulturalne, nieprzyzwoite wpisy, lecz te, które negatywnie oceniają wygląd oraz to, co młodzi ludzie prezentują w sieci i w jaki sposób prezentują się w internecie – mówi Łukasz Wojtasik, koordynator programu Dziecko w Sieci.

Co więcej, ci, którzy doświadczyli przemocy w internecie, nieczęsto zawiadamiają o tym rodziców (39 proc. przypadków według badania "Nastolatki wobec Internetu" przeprowadzonego na zlecenie Rzecznika Praw Dziecka i Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej).

Statystyki policji mówią, że w polskich szkołach dochodzi rocznie do niemal 30 tysięcy przestępstw, z czego 4 tysiące dotyczą uszczerbków na zdrowiu, bójek i pobić. Co ciekawe, im starsze dzieci, tym skala problemu maleje – w szkołach średnich odsetek takich przypadków jest dużo mniejszy niż w podstawówkach i gimnazjach.

Tę tendencję potwierdza raport przygotowany przez Instytut Badań Edukacyjnych. Pokazuje on, że o ile w gimnazjach problemem jest głównie tzw. cyberprzemoc, to do aktów bezpośredniej agresji najczęściej dochodzi w podstawówkach. Ponad połowa uczniów przyznała, że doświadczyła dokuczania, regularnie dręczonych jest 10 proc., a 2 proc. codziennie.
Pierwsze pytanie, jakie stawiają rodzice ofiar, brzmi: „Gdzie był i co zrobił w tym momencie nauczyciel?”. Raport IBE wskazuje smutne fakty: Jedna trzecia nauczycieli uważa, że w ich klasie przemoc nie występuje, ale tylko co piąty uznaje, że jego wiedza i umiejętności w zakresie reagowania na ten problem są odpowiednie.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (135)
Zobacz także