Nie chcieli dać pieniędzy bezdomnym. Gdy wręczyli im jedzenie, reakcje były różne
"Oddałam kobiecie bułkę, a gdy obejrzałam się za siebie, zobaczyłam, jak wyrzuca ją do śmietnika" – mówi Martyna. Nie jest jedyną osobą, która zamiast pieniędzy, dała żebraczce jedzenie. W przypadku osób bezdomnych trudno stwierdzić, komu naprawdę zależy na kanapce, a kto zamierza zebrać pieniądze na butelkę wódki.
03.03.2020 | aktual.: 03.03.2020 19:49
Martyna zauważyła, że przy jej uczelni kręci się starsza kobieta. Choć na dworze było ciepło, pani była ubrana w znoszoną, grubą kurtkę, miała czapkę oraz kaptur. Studentka zwróciła uwagę, że ręce kobiety były bardzo chude, a jej skóra miała ziemisty odcień. Pomyślała, że jest uboga i zabiedzona. Gdy minęły się przed wejściem do budynku, poprosiła Martynę o pięć złotych na bułkę.
– Pamiętam, że była bardzo zniszczona i pomarszczona na twarzy. Wydawała się biedna – opowiada dziewczyna. – Chciałam jej pomóc, ale niekoniecznie dając pieniądze – dodaje.
Wyrzuciła kanapkę do śmietnika
Martyna zajrzała przy kobiecie do torby. Na wierzchu trzymała swoje drugie śniadanie, a pod nim znajdowały się zeszyty na notatki. Martyna podejrzewała, że portfel musiał być na spodzie, a miała opory przed wyciągnięciem go w obecności kobiety.
– Jakoś się jej bałam i nie chciałam wyjmować portfela przy kompletnie obcej osobie w miejscu publicznym. Miałam taką myśl, że ta kobieta może wyrwać mi go z ręki i uciec – przyznaje.
Mimo wszystko studentka chciała jej pomóc i postanowiła oddać żebraczce swoje drugie śniadanie. Kobieta wzięła jedzenie, popatrzyła na Martynę i bez słowa oddaliła w swoją stronę.
– Obejrzałam się za nią, byłam zaskoczona, że nic nie powiedziała. Okazało się, że po przejściu zaledwie kilku metrów kobieta wyrzuciła jedzenia do śmietnika. Byłam w szoku po tym, co zobaczyłam, i nie wiedziałam, jak się zachować. Poszłam na zajęcia, ale po jakimś czasie pomyślałam, że powinnam do niej podejść i szczerze zapytać, dlaczego to zrobiła – mówi Martyna.
Po tej sytuacji dziewczyna przestała pomagać osobom zaczepiającym ją na ulicy, które proszą o pieniądze czy jedzenie.
– Tak się zraziłam, że nie daję nikomu pieniędzy ani jedzenia bez względu na to, czy prosi o nie osoba trzeźwa, czy nie, czy czysto ubrana, czy w brudnych ciuchach. Nie daję nikomu, nawet jeśli kojarzę tę osobę, a mieszkam w małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają – podkreśla.
Zorganizowała zbiórkę na dworcu
Angelika niedawno spotkała na dworcu kobietę narodowości romskiej, zapewniającą, że jest w ciąży. Chociaż na oko wyglądała na 50-latkę, Angelika pomyślała, że przecież zdarzają się różne sytuacje i kobieta może naprawdę oczekiwać dziecka.
– Ubrana była w miarę czysto i schludnie, nie odstraszała wyglądem – opowiada. – Podeszła do mnie i powiedziała, że jest bardzo głodna. Akurat trzymałam w ręce obwarzanka, bo prawdę mówiąc, sama byłam strasznie głodna. Pomyślałam jednak, że są bardziej głodni ludzie i postanowiłam oddać jej swoje jedzenie. Nie chciałam dać pieniędzy, gdyż było dla mnie logicznie, że można je wydać na cokolwiek, a ona chciała właśnie jedzenie. Wolałam mieć pewność, że nie wspieram jej w jakimś nałogu – dodaje.
Żebraczka wzięła obwarzanka, po czym zaczęła przechadzać się po dworcu, kolejno podchodząc do innych ludzi.
– Po takim "obchodzie" miała już jedzenie, picie oraz kilka sztuk papierosów. Zapytałam, czy każdego prosi o jedzenie, a ona bez skrępowania wyjaśniła, że przecież "trzeba sobie jakoś radzić". Miała obmyśloną taktykę i każdego prosiła o coś innego. Gdy zapytałam, czy nadal jest głodna, to powiedziała, że jedzenie już ma, ale nie pogardziłaby papierosem – wspomina.
Angelika, która chcąc pomóc, sama odjęła sobie jedzenie od ust, była bardzo rozczarowana. – Kobieta skutecznie zniechęciła mnie do niesienia pomocy. Teraz nawet jedzenia już nikomu nie dam, nie mówiąc o pieniądzach – deklaruje.
Warto pytać o konkretny produkt
Zawsze byłam nastawiona bardzo sceptycznie do dawania pieniędzy osobom, które przypadkowo zaczepiły mnie na dworcu lub pod sklepem. Rozumiem rozterki Martyny i Angeliki. Zazwyczaj omijałam osoby żebrzące szerokim łukiem, a gdy już do mnie podeszły, tłumaczyłam, że "nie mam drobnych".
Nie chciałam, aby moje pieniądze zostały przeznaczone na alkohol dla osób uzależnionych. Wiedziałam też, że istnieją przytułki, w których bezdomni mogą otrzymać schronienie i ciepły posiłek, o ile będą trzeźwi.
Któregoś dnia podeszła do mnie bardzo chuda kobieta. Była blada, miała zapadniętą twarz i znoszone ubrania. Prosiła mnie o pieniądze albo coś do jedzenia. Z początku odmówiłam. Słyszałam już o przypadkach, w których to żebracy odnosili się z pogardą w stosunku do kogoś, kto zamiast pieniędzy, kupił im bułkę lub co gorsza, wyrzucali jedzenie do śmietnika. Dokładnie tak jak w przypadku Martyny. Po mojej odmowie kobieta zaczęła prosić, tłumacząc, że naprawdę jest bardzo głodna. Było w niej coś autentycznego i zaczęłam się wahać.
W końcu powiedziałam, że kupię jej, co będzie chciała, ale musi określić, na jakim produkcie jej zależy. Zaznaczyłam, że nie dam jej pieniędzy i nie chce zobaczyć tego produktu w koszu na śmieci. Kobieta poprosiła o zupę w proszku, koniecznie w plastikowym kubeczku, gdyż ma gdzie podgrzać wodę, ale nie ma dostępu do naczyń. Zgodziłam się, kupiłam jej kilka zupek, a kobieta szczerze mi podziękowała.
Na dłuższą rozmowę z bezdomnym zdecydowała się także Weronika. Pewnego razu spotkała na dworcu starszego mężczyznę, który prosił o coś do jedzenia, trzymając w ręce butelkę wódki. W pierwszej chwili dziewczyna pomyślała, że nie chce pomagać komuś, dla kogo priorytetem jest alkohol.
– Chciałam go minąć, ale w końcu jednak coś mnie natchnęło i do niego podeszłam. Zapytałam, dlaczego pije wódkę, skoro nie stać go na jedzenie – opowiada. – Okazało się, że do butelki po alkoholu przelał wodę z pobliskiej fontanny, gdyż nie miał się czego napić – tłumaczy.
Dopiero po tej rozmowie Weronice zrobiło się żal starszego mężczyzny i postanowiła mu pomóc. – Poczułam empatię. Zrobiłam mu małe zakupy spożywcze, dałam też jakiś grosz. Ja zawsze staram się pomagać takim ludziom, jednak nie będę ukrywać, że czasem towarzyszy temu lekki niepokój.
Liczy się każdy gest
Członkini zarządu Głównego Stowarzyszenia MONAR, dyrektor Wielkopolskiego Centrum Pomocy Bliźniemu psycholog Marta Stefaniak-Łubianka specjalizuje się w terapii uzależnień. W swojej pracy na często ma do czynienia z osobami żyjącymi na ulicy. W rozmowie z WP Kobieta wyjaśnia, dlaczego poświęcenie uwagi bezdomnym jest zawsze dobrym gestem bez względu na to, czy damy mu pieniądze, czy nie.
– Bez względu na to, czy damy, bułkę, pieniądz czy dobre słowo, to zawsze jest pomoc. Osoby, które żyją na ulicy, tak naprawdę często nie mają już nadziei na zmianę ich sytuacji życiowej. Nikt nie doświadcza bezdomności z własnej woli. To jest stereotypowe myślenie – wyjaśnia.
Chociaż bezdomni są często uzależnieni od alkoholu, bywa jednak, że do trudnego losu doprowadziła trudna sytuacja zdrowotna, na przykład niepełnosprawność czy choroby psychiczne. Żebranie może wynikać z różnych zaburzeń czy trudności.
– Pamiętajmy, że uzależnienie jest chorobą. To jednostka chorobowa jak każda inna. Ludziom wydaje się, że można ot, tak przestać pić. To nieprawda – mówi. – Wierzę, że gdybyśmy mieli przeżyć dwa dni, śpiąc na ławce, bez miejsca, w którym możemy załatwić swoje potrzeby fizjologiczne, gdzie możemy się poczuć bezpiecznie, zupełnie inaczej podeszlibyśmy do tego tematu.
Bezdomni, z którymi rozmawiała psycholog, często tłumaczyli, że alkohol to była jedyna rzecz pozwalająca im przetrwać na ulicy i bez lęku zasnąć.
– Uważam, że czasem warto zatrzymać się przy takiej osobie, okazać jej chwilę zainteresowania, wspomnieć o miejscach, w których może szukać pomocy. Moim zdaniem nie ma niczego złego we wspieraniu osób będących w kryzysie bezdomności poprzez dawanie im drobnych pieniędzy lub jedzenia. Nawet jeżeli ta osoba wyrzuci taką bułkę, za jakiś czas może przypomnieć sobie tę sytuację, przeanalizować ją i dojść do wniosku, że jednak ktoś wyciągnął ku niej pomocną dłoń – mówi Marta Stefaniak-Łubianka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl