„Jestem gruba!”, „Nie mogę na siebie patrzeć!”, „Mam pryszcze” – miliony kobiet każdego dnia przed lustrem przeżywa podobne dramaty. Na ogół trwają one jeden wieczór, jeden dzień, do czasu, gdy poprawia nam się samopoczucie. Dysmorfobicy mają inaczej. Niektóre fobie nie są tylko urojeniami, ale prawdziwymi dramatami, które nie pozwalają wieść wolnego od stresów, normalnego życia.
„Jestem gruba!”, „Nie mogę na siebie patrzeć!”, „Mam pryszcze” – miliony kobiet każdego dnia przed lustrem przeżywa podobne dramaty. Na ogół trwają one jeden wieczór, jeden dzień, do czasu, gdy poprawia nam się samopoczucie. Dysmorfobicy mają inaczej.
Niektóre fobie nie są tylko urojeniami, ale prawdziwymi dramatami, które nie pozwalają wieść wolnego od stresów, normalnego życia.
Nie mogę na siebie patrzeć!
Agnieszka ma 31 lat i jest postawną blondynką w typie Joanny Liszowskiej: burza kręconych włosów, piękne piersi, wąska talia, długie nogi i wspaniały uśmiech. Agnieszka nie uśmiecha się jednak często.
- Mam krzywe, szare zęby, jak chłop pańszczyźniany - uważa dziewczyna - Ale to nie jest najgorsze - Jestem gruba, zwalista, wyglądam jak wielka klucha, słonica bez kształtu. Mam ogromny tyłek i zwały tłuszczu na plecach - rozkręca się Agnieszka, która nigdy nie była i nie będzie wiotka jak trzcina, bo ma mocną budowę ciała, ale godziny spędzone na siłowni i zdrowa dieta, wykluczają jakikolwiek nadmiar kilogramów.
Nie mogę na siebie patrzeć!
Lecz Agnieszka wie swoje, jest grubą, obleśną krową. -W domu mam małe lusterko w łazience, przy którym wykonuję makijaż. Poza tym unikam luster, omijam witryny sklepowe, a jak kupuję ciuchy, to po prostu nie patrzę na siebie. Wiem, że to brzmi dziwacznie, ale właśnie tak można. Ja muszę, inaczej bym zwariowała - tłumaczy Agnieszka, wspominając, że jej przyjaciółki dawno stwierdziły, że ma coś nie tak z głową.
Nie mogę na siebie patrzeć!
Według słownikowej definicji Agnieszka jest na najlepszej drodze, aby zostać dysmorfobikiem. Dysmorfobia jest zaburzeniem psychicznym z grupy zaburzeń lękowych, obsesją na punkcie obiektywnie nieistniejącego lub nieznacznego defektu urody.
Osoby chorujące na dysmorfobię mają zaburzone postrzeganie własnego ciała i cierpią z powodu obsesyjnego zaabsorbowania jego urojoną brzydotą oraz związanych z tym kompulsywnych zachowań.
Nie mogę na siebie patrzeć!
Czyli jakich? 26-letnia Marianna nie wyjdzie z domu, jeśli nie sprawdzi stanu swoich brwi: cienkie, wyprofilowane kreseczki, wyglądają jak namalowane japońskim tuszem do kaligrafii, w rzeczywistości są niezwykle wypielęgnowanymi łukami. Tylko ktoś, kto przyjrzy się z bliska zauważy dorysowane kredką uzupełnienia.
– Co godzinę sprawdzam w lustrze, czy jakiś włosek się nie zbuntował, albo czy pod łukiem brwiowym nie pojawiły się już czarne kropeczki nowych odrastających włosków. Mam specjalny, kupiony w Anglii szablon, który przykładam do brwi i widzę, co jest na swoim miejscu, a co trzeba usunąć – opowiada Marianna i przyznaje, że nawet jak siedzi w kinie, czy w klubie ze znajomymi jej ręka bezwiednie wędruje w kierunku brwi, żeby sprawić ich stan.
Nie mogę na siebie patrzeć!
- Raz w tygodniu robię hennę i regulację u kosmetyczki. Musze zmieniać salony, bo mnie gonią, że za często przychodzę. Czasem poprawiam hennę proszkową, którą zrobiła mi kosmetyczka w domu henną w kremie. Dorysowuję też mini kreseczki twardym ołówkiem, tam, gdzie nie mam włosów, a specjalnym żelem umacniam wszystko, żeby było na miejscu, tak, jak ma być. Bo ma być idealnie - dodaje Marianna.
Przypadek Marianny nie jest przypadkiem ekstremalnym, choć ma wszelkie znamiona dysmorfobii, z którą mamy do czynienia, kiedy brak akceptacji wobec własnych niedoskonałości przeradza się w obsesję. Przedmiotem obsesji mogą być również wady urojone: wygląd skóry, kształt twarzy, łagodne zmiany trądzikowe, małe blizny, przebarwienia, zmarszczki, nadmierne lub rzadkie owłosienie, za duży lub za mały nos.
Nie mogę na siebie patrzeć!
Chorzy na dysmorfobię używają różnorodnych technik ukrywania swoich urojonych niedoskonałości: przybierają maskujące pozycje ciała, nakrywają głowę, zasłaniają twarz ręką, zapuszczają włosy, zakładają za duże ubrania. Skutkiem zaburzenia może być niezdolność do pracy, opuszczania domu i kontaktów z innymi ludźmi.
Psychiatra, dr Thomas Stuttaford, który na łamach magazynu „Times” przestrzega rodziców, że dysmorfobia rozpoczyna się w dzieciństwie, często jako efekt braku akceptacji i rozwija się w szybkim tempie, aby w okresie młodości przybrać postać niebezpiecznej dla życia fobii, uważa, że najlepszym przykładem dysmorfobika był Michael Jackson.
Nie mogę na siebie patrzeć!
U piosenkarza lęk przed brzydotą rządził jego życiem i przyspieszył śmierć. Dr Stuttaford apeluje, aby nie bagatelizować powtarzanego przez nastolatki sloganu „jestem brzydka i gruba”.
- Zaabsorbowanie własnym wyglądem łatwo spotyka się z potępieniem jako próżność lub płytkość – uważa psychiatra - Bliscy zazwyczaj bagatelizują, brzmiące niekiedy dziwacznie, skargi dotyczące wyglądu, padające z ust wyglądającej normalnie osoby, traktując je jako niegroźny przejściowy kaprys, ewentualnie usiłują przekonać ją, że wygląda normalnie.
Nie mogę na siebie patrzeć!
Agacie mama sugerowała, żeby nie patrzyła tyle w lustro bo diabła zobaczy, z resztą sama już jak diabeł wygląda. W okresie dojrzewania, Agata, jak tysiące nastolatków, cierpiała na trądzik. Była to ostra jego odmiana, nadająca się do leczenia antybiotykami.
Zamiast zaprowadzić córkę do lekarza, mama Agaty dawała jej płatki owsiane do mycia buzi i surowe drożdże do jedzenia. Mimo opcji zobaczenia w lustrze diabła, dziewczyna większość czasu przesiadywała w łazience i wyciskała ropne krostki, zdrapywała zaskórniki i igłą wydłubywała prosaki.
Nie mogę na siebie patrzeć!
Skutki tego były przewidywalne: dziś Agata jest młodą kobietą, która częściej niż do kina i na koncerty, chodzi do dermatologa. Mimo, że po kilku latach kosztownych kuracji, cera Agaty doprowadzona jest do względnego ładu, ona nadal uważa, że przypomina diabła z lustra, przepowiedzianego przez matkę.
– Większość czasu spędzam na badaniu, milimetr po milimetrze każdego skrawka mojej skóry. Każde zaczerwienienie i plamkę traktuje jak alarm: zaraz dzwonię do lekarza i umawiam się na wizytę. Jeśli zobaczę krostę, na wszelki wypadek fotografuję ją, bo może zejdzie przez terminem wizyty i lekarza znowu odeśle mnie z kwitkiem, że nic się nie dzieje.
Agata opowiada, że ostatnio jej lekarz polecił jej wizytę u psychologa, zajmującego się problemami braku akceptacji własnego wizerunku – Nie wiem, po co miałabym tam pójść. Wiem, co mi jest: mam wstrętną, upstrzoną guzami i bliznami twarz. Nie jestem świrem, jestem po prostu bardzo brzydka.
Tekst: Zuzanna Menkes