Blisko ludziNie zagłosowała za "Ratujmy Kobiety". A co my zrobiłybyśmy na jej miejscu?

Nie zagłosowała za "Ratujmy Kobiety". A co my zrobiłybyśmy na jej miejscu?

Kornelia Wróblewska nie wzięła udziału w głosowaniu nad projektem ustawy o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie. Tym samym nie wykonała podstawowego obowiązku posła – udziału w obradach i głosowaniach. W mediach rozpętała się dyskusja. Zamiast wytykać jej błąd, redakcyjne mamy WP Kobieta stawiają się na jej miejscu. Zdania są bardzo podzielone.

Nie zagłosowała za "Ratujmy Kobiety". A co my zrobiłybyśmy na jej miejscu?
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Katarzyna Gileta

Na środowym posiedzeniu Sejm zajął się dwoma obywatelskimi projektami dotyczącymi aborcji. Pierwszy z nich "Ratujmy Kobiety 2017", liberalizujący przepisy, przepadł w pierwszym czytaniu. Do dalszych prac skierowano natomiast projekt zakazujący usuwania ciąży - "Zatrzymaj aborcję". Zabrakło kilku głosów, by przeszły oba.

Kaczyński i Macierewicz byli "za"

- Gdybym ja, jako dziennikarka, odmówiła wykonania mojego podstawowego obowiązku, tj. wyszukiwania informacji i pisania tekstów, natychmiast zostałabym zwolniona – mówi Aleksandra, mama kilkumiesięcznego Juliana. - To jest przewaga zawodu posła nad każdym innym zawodem – raz zdobyty mandat niezwykle trudno jest stracić. I nawet gdyby 3945 osób z Warszawy, które zagłosowały na posłankę Wróblewską, tym samym gwarantując jej miejsce w parlamencie, uznały, iż zawiodła ich zaufanie i nie wywiązała się ze swoich służbowych obowiązków, nie byłoby możliwości zwolnienia posłanki Wróblewskiej. I chyba dlatego mogła sobie pozwolić na nie uczestniczenie w głosowaniu nad ważnym projektem oraz na absurdalne tłumaczenia post factum - dodaje.

Abstrahując od poglądów, na które powołuje się posłanka Wróblewska, warto przypomnieć, że głosowano w kwestii przekazania projektu ustawy do dalszych prac, a nie – nad przyjęciem go w kształcie zaproponowanym przez komitet "Ratujmy Kobiety". - Posłanka Wróblewska, młoda matka, feministka walcząca o prawa kobiet, mogła w zgodzie ze swoim sumieniem zagłosować za przyjęciem projektu do dalszych prac, a następnie, w kolejnych czytaniach postulować usunięcie dwóch zapisów, z którymi się nie zgadzała – tych dotyczących przerywania ciąży do 12 tygodnia oraz dokonywania aborcji u dziewcząt poniżej 15 roku życia, bez wiedzy i zgody opiekunów prawnych. Na tym przecież polega piękno demokracji – obywatelski projekt może stanowić kanwę, podstawę, dla tworzących się przepisów. Nie trzeba przyjmować ich w dokładnie takim brzmieniu, w jakim zostały zaproponowane. Czy posłanka Nowoczesnej nie ma tego świadomości? – zastanawia się Aleksandra.

Zachowanie posłów opozycji doprowadziło do absolutnie kuriozalnej sytuacji. Oto Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz zdają się być bardziej "pro-choice" niż kobiety, które w brały udział w Czarnym Proteście. Posłowie Kaczyński i Macierewicz zagłosowali bowiem za przekazaniem projektu do dalszych prac.

- Posłanka Wróblewska, która tak rozczuliła mnie kilka dni temu, przychodząc na salę plenarną z maleńką córeczką, którą nosiła w chuście, błyskawicznie strzeliła sobie wizerunkowo w kolano. I niestety pokazała, że opozycja za nic ma sobie wolę suwerena, a głosy tysięcy Polaków, którzy podpisali się pod projektem ustawy, bez wahania wyrzuciła do kosza. – przyznaje Aleksandra. - Jako kobieta, matka, feministka nigdy nie mogłam zrozumieć tego ślepego dążenia mężczyzn do kontrolowania moich praw reprodukcyjnych. Teraz do listy osób, których zachowania nie znajdują mojego zrozumienia dopisuję posłankę Wróblewską, która kilkanaście minut po feralnym głosowaniu miała czelność cytować Boya-Żeleńskiego na Facebooku. I zasłania się własnym sumieniem, które ewidentnie jest dla niej ważniejsze niż sumienia i wola tysięcy obywateli.

Piękno demokracji

- Jeśli zakładamy, że żyjemy w państwie demokratycznym, powinniśmy również zakładać, że każdy z posłów jest przede wszystkim człowiekiem, a nie maszynką do głosowania na "za" lub "przeciw" – mówi Aleksandra Ogórek, redaktor prowadząca WP Kobieta. - Możemy mieć wspólne cele, do których dążymy, analizować projekty ustaw, nad którymi pracujemy czy konfrontować swoje poglądy, ale – gdy dochodzi do głosowania w sprawach tak wrażliwych, jak aborcja, powinniśmy podejmować decyzje zgodnie z własnymi wewnętrznymi przekonaniami. To kwestia sumienia, którego w moim przekonaniu nie da się "ulepić" według żadnego partyjnego regulaminu i naprawdę nie chciałabym, by tak było. Demokracja to wolność, to ścieranie się poglądów, to prawo wyboru - dodaje.
Aleksandra nie chciałaby, aby sumienie poszczególnych posłów zastąpiła "sprawa" danej partii. - Wierzę w to także jako dziennikarka i redaktor prowadząca, która nigdy nie zabraniała swoim dziennikarzom pisać o sprawach ważnych i światopoglądowych w jeden, ustalony z góry sposób. Redakcja WP Kobieta słynie z tygla opinii, ludzi, którzy mają różne poglądy i potrafią ze sobą współpracować, tolerować i szanować swoją odmienność. O to zawsze walczyłam i wierzę, że ta wolność ma także miejsce w polskim Sejmie – przyznaje redaktor prowadząca. - Zostałam poproszona o komentarz w sprawie Kornelii Wróblewskiej z racji tego, że jestem matką, obecnie w drugiej ciąży, ale moim zdaniem nie ma to żadnego znaczenia. To, że posłanka Nowoczesnej jest matką i kilka dni temu była wychwalana pod niebiosa za to, że karmi publicznie piersią, nie ma nic wspólnego z tym, jak głosowała nad ustawą "Ratujmy Kobiety 2017". Można być matką wierzącą w lewicowe ideały i popierającą liberalizację, można być matką, która chciałaby całkowicie wykluczyć aborcję. Można – tak jak Kornelia Wróblewska – zgadzać się z założeniami projektu, ale tylko w dwóch trzecich.

Ola Ogórek zastanawia się, dlaczego Kornelia Wróblewska nie zagłosowała na tak lub nie, ale wstrzymała się od głosu. - Mam wrażenie, że po prostu nie wiedziała, co zrobić i jaką decyzję podjąć. Myślę, że wiele osób w tym kraju ma podobnie. Nie chcemy zaostrzenia prawa aborcyjnego, ale jednocześnie nie chcemy całkowitej jego liberalizacji. Chcemy, by kobiety, które zaszły w ciążę po gwałcie miały prawo wyboru, ale jednocześnie nie chcemy, by decyzję o przerwaniu ciąży mogły podejmować nastolatki. Co tak naprawdę to oznacza? Moim zdaniem potwierdza to tylko przekonanie, że najlepszą z możliwych ustaw jest ta, którą mamy obecnie i że cała walka, przeciąganie liny i kolejne bitwy na słowa zaburzają ten pieczołowicie wypracowany kompromis i tworzą między nami niepotrzebny mur. Czemu lub komu służy? Sami oceńcie - podsumowuje.

Miała do tego prawo

Zupełnie inaczej postawę Kornelii Wróblewskiej ocenia Ewa, mama małego Witka. - Bardzo trudno jest najpierw starać się o dziecko, potem nosić je w sobie przez dziewięć miesięcy drżąc, czy wszystko będzie z nim dobrze, urodzić je, starać się, by było mu na świecie jak najlepiej, a potem iść i zagłosować za tym, że każdy może dziecko do trzeciego miesiąca usunąć. W takich okolicznościach rodzi się coś w rodzaju organicznego sprzeciwu - tłumaczy.

Nasuwa się jednak pytanie, czy politycy powinni się emocjonalnie angażować w proponowane projekty ustaw? – Jako matka jestem w stanie ją zrozumieć. Mogła mieć wątpliwości w związku z tym głosowaniem, bo inaczej czuła. Kornelia Wróblewska jest ostatnią osobą, do której miałabym pretensje o to, że nie poszła głosować. Dzień wcześniej karmiła dziecko piersią na sali plenarnej. W ten sposób dużo zrobiła dla kobiet w Polsce. Już nie wymagajmy, żeby trzymając niemowlę na rękach, czuła empatię z tymi, którzy chcą usuwać ciąże – dodaje Ewa.

- Cieszę się, że także w Sejmie pojawiają się pozytywne wzorce macierzyństwa, wszak przykład idzie z góry. Posłanka Kornelia Wróblewska, która zabrała niemowlę do pracy, a potem publicznie nakarmiła je piersią, zasługuje na szacunek wszystkich tych, którzy kibicują, by karmienie piersią przestało wreszcie budzić kontrowersje. Wierzę też, że postawa posłanki pomoże uświadomić pracodawcom, iż wspieranie młodych matek w łączeniu pracy z wychowaniem dziecka może przynieść wymierne korzyści zarówno firmie, jak i kobietom – mówi Joanna, która niedawno po raz pierwszy została mamą. - Nie umiem jednak ocenić, w jakim stopniu fakt, że posłanka Wróblewska jest świeżo upieczoną mamą, wpłynął na rezygnację z głosowania za liberalizacją prawa aborcyjnego. Pozostaje mi wierzyć, że tak dyktował jej rozum, nie hormony. Po całej sytuacji posłanka Wróblewska tłumaczyła, że strategia partii nigdy nie narzucała członkom zdania w kwestiach światopoglądowych, jednak wyborcom Nowoczesna kojarzyła się z szansą na zburzenie konserwatywnego prawa także w kwestiach tak delikatnych, jak aborcja czy religia. Choć jako matka całym sercem jestem za posłanką Wróblewską, jako wyborca życzę sobie, by osobiste przeżycia posłów nie miały wpływu na wynik ich głosowań.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (132)