Niecodzienna garażówka: nadmiaru rzeczy pozbywa się... sześciolatka
Bawiąc, uczyć to podstawa dobrej edukacji. Ale żeby bawić, uczyć i jednocześnie zarabiać, to trzeba mieć talent. Mateusz znalazł sposób, żeby nauczyć swoją sześcioletnią córkę Milenę wartości pieniądza i zapewnić jej świetne życiowe doświadczenie.
Milena postanowiła, że czas wyposażyć się w telefon komórkowy. Dzwoniący i z GPS-em, żeby można było łatwo się znaleźć. I żeby miał fajny kolor, i melodyjki. Tylko skąd wziąć na taki pieniądze? Nie jest łatwo, kiedy ma się niecałe siedem lat.
A sprawa jest poważna, bo handel zupełnie prawdziwy. Wiosna raczkuje powoli, Milena o dziewiątej stawia się na placu targowym w futerku i ciepłej czapce. Trzeba będzie postać kilka godzin, na pewno się zmarznie. Ale przecież to zabawa w sklep, tylko taki prawdziwy, więc rozrywka i ubaw po pachy. Co ciekawe, ma też sens, jeśli chodzi o ekonomię.
– Tata pomagał mi ułożyć cennik, teraz chodzę i zachęcam ludzi do przyjścia – mówi Milena. Traktuje swoją rolę bardzo poważnie i jest chyba najbardziej aktywnym sprzedawcą na targu, może nie licząc mężczyzny naprzeciw zachwalającego cudowną szatkownicę do kapusty. Opowiada o każdej zabawce, pokazuje, gdzie włącza się miałczącego kotka, że zabawkowa maszyna do szycia naprawdę potrafi uszyć strój dla lalek.
Mikrobiznes i nauka o pieniądzu
O jedenastej placyk na warszawskim placu Szembeka jest zastawiony straganami. Kiedyś był tu bazar, ale kilka lat temu zbudowano centrum handlowe, a drobni handlarze mieszczą się na kilku straganach oraz stoiskach wzdłuż ulicy. Na placyku dominuje starzyzna – mało wartościowe monety, mosiężne figurki, trochę staroci, w tym zabytkowe filmy na DVD. – Szkoda, że nie zajęliśmy miejsca bliżej głównego przejścia, tam na pewno zainteresowanie byłoby większe. Ale z dzieckiem niełatwo zerwać się w sobotę tak wcześnie – mówi tata Mateusz. Stanęli więc po prostu przy jednym ze stoisk i rozłożyli swój towar. – Później pewnie przyjdzie ktoś, kto zbiera opłaty. Nawet nie sprawdzałem, ile wynoszą i mam nadzieję, że nie za dużo – dodaje.
Stoisko Milenki wyróżnia się ze wszystkich: lalki, książki, plastikowa maszyna do szycia i trochę zegarków z kolekcji taty. Tata Mileny na co dzień remontuje i sprzedaje zegarki. Na handel na Szembeku przeznaczył kilka ruskich czasomierzy, niewiele wartych, ale wpisujących się w klimat.
Ale lepiej sprzedają się zabawki. Dziewczynka zarobiła już dobre kilkadziesiąt złotych. Sprzedał się wózek dla lalek, który dwie starsze panie za chwilę odbiorą, wracając z zakupów. Poszło kilka książek, pokręcili się znajomi, zaproszeni na Facebooku i osobiście. Do wspólnego handlowania dołączyły dwie koleżanki z przedszkola – ich rodzice i tak spotykają się na bazarze na sobotnie zakupy.
W garażu, na podwórku...
Wyprzedaże garażowe dotarły do nas z Zachodu z dość dużym opóźnieniem. Najbardziej znane imprezy tego typu mają tam już po trzydzieści lat, a sama tradycja pewnie o kilka dekad więcej. Ludzie z chęcią wystawiają na podwórka swoje dobra, które mają na sprzedaż lub wymianę. W ubiegłym roku na samym tylko Grochowie – dzielnicy, w której Milena sprzedawała swoje maskotki – odbywało się kilka różnych wydarzeń. Niektóre nawet, jak garażówka przy parkowej kawiarni Cała Jaskrawość, cyklicznie. Pierwsze ciepłe weekendy roku jeszcze przed nami, można się więc spodziewać powtórki z rozrywki.
– Dla dzieciaków to dobra zabawa, ale też nauka samodzielności. Nie typowe zadanie przedszkolne, ale zadanie życiowe – tłumaczy Mateusz. – Przynieśliśmy tu trochę nietrafionych prezentów, kilka rzeczy, którymi mała już się nie bawi. Mogą znaleźć nowego właściciela - dodaje.
Sześciolatki często mają problem z pozbywaniem się rzeczy. Kiedy proponujemy im odstawienie na do piwnicy jakiejś zabawki, z której już dawno wyrosły, często spotykamy się z protestem. Garażówka, czyli zabawa w sklep, jak się okazuje pomaga w takich sytuacjach. – Sentyment? Sentyment to Milenka ma do pieniędzy, które tu zarobiła. Myślami już jest przy kolejnej rzeczy, którą może sobie za nie kupić, żałuje raczej, że sprzedała tak mało – tłumaczy jej tata. Zwłaszcza że lista zabawek była wyłącznie jej decyzją – zastrzega. Od tygodnia dziewczynka rozważała, wyznaczała, zbierała w jednym kącie rzeczy, które mają trafić na sprzedaż. Rodzice pomagali jej tylko sugestiami. To pewnie dlatego udało się tak dobrze, że rodzina powtórzy doświadczenie jeszcze w tym sezonie. Do garażówek zachęciły się także inne dzieciaki. – Razem raźniej – podsumowują organizatorzy.
Zjawisko to ma jeszcze pole do eskalacji. W USA każdego roku organizowana jest Najdłuższa Podwórkowa Wyprzedaż Świata. Na dystansie tysiąca kilometrów wzdłuż drogi biegnącej przez pięć stanów tworzy się warunki i zachęca ludzi do organizowania własnych stoisk z niepotrzebnymi przedmiotami. Ostatnio trend pozbywania się rzeczy, których już nie używamy, ma nowe, ciekawe mutacje. Współcześni guru minimalizmu zachęcają, żeby posiadać jak najmniej rzeczy. Ludzie, którzy ograniczyli swoją garderobę do kilkunastu sztuk odzieży, cieszą się, że łatwiej im się ubrać, a ich styl wcale na tym nie traci.
Jednak aby do tego dojść, musieli wcześniej podjąć radykalną decyzję o wywaleniu z garderoby wielu pudeł ze zbędnymi ubraniami. Być może dzisiejsze dzieciaki, takie jak Milena, które nauczą się za młodu dawać rzeczom nowe życie, zamiast chomikować je w piwnicach, unikną w przyszłości tych zmagań z trudnymi decyzjami.