Nieludzkie zbrodnie niemieckich pediatrów. Lekarze bezkarnie zabili tysiące dzieci i niemowląt
Jesienią 1938 roku do kancelarii Adolfa Hitlera wpłynęła petycja od mężczyzny z Lipska. Pisał on, że doczekał się niepełnosprawnego dziecka. I prosił, aby pediatrze, który opiekował się chłopcem, pozwolono na jego uśmiercenie.
14.05.2022 | aktual.: 17.05.2022 15:21
Sprawa spotkała się z żywym zainteresowaniem Führera. Dyktator wysłał do Lipska swojego osobistego lekarza oraz szefa prywatnej kancelarii.
Tak zwany przypadek "dziecka K" czy też "Knauer Kind" stał się symbolicznym wstępem do nieludzkiej zbrodni, której ofiarą padły tysiące najbardziej bezbronnych członków społeczeństwa.
Zapowiedź zbrodni
Często pisze się, że to w odpowiedzi na petycję jednego rodzica wierchuszka III Rzeszy podjęła pracę nad radykalną zmianą prawa. W rzeczywistości jednak "dziecko K" było dla Hitlera zaledwie pretekstem.
Już w 1935 roku dyktator zwierzył się doktorowi Gerhardowi Wagnerowi, przewodniczącemu Ligii Lekarzy Nazistowskich, że pragnie wprowadzić ogólnokrajowy program eutanazji niepożądanych jednostek, ale czeka na wybuch wojny. Wierzył bowiem, że konflikt zbrojny ograniczy skalę oporu społeczeństwa i protesty organizacji religijnych.
W cieniu wojny
W pierwszej kolejności przymierzano się do masowego uśmiercania dzieci obciążonych poważnymi schorzeniami wrodzonymi. Jak podkreślają autorzy pracy The "First to Perish. Child Euthanasia in the Third Reich", był to ogółem "pierwszy rozmyślny, systemowy program eliminacji określonej grupy ludności", jaki podjęto w nazistowskim imperium.
Zgodnie z zapowiedzią sprzed kilku lat, projekt ruszył w cieniu przygotowań wojennych. Na początku 1939 roku szykowano infrastrukturę i rozwiązania biurokratyczne.
Wreszcie 18 sierpnia do obiegu trafił dekret ministra spraw wewnętrznych, w którym wszyscy lekarze i położne zostali zobowiązani do zgłaszania władzom przypadków przyjścia na świat niepełnosprawnych dzieci. Chodziło między innymi o niemowlęta, u których stwierdzono syndrom Downa, mikrocefalię, wodogłowie, albo które urodziły się bez jednej z kończyn.
Czytaj też: Zabójczo skuteczne agentki wywiadu. Cztery kobiety, które odcisnęły głębokie piętno na biegu dziejów
Ośrodki "fachowej opieki"
Szeregowym lekarzom oraz społeczeństwu dawano do zrozumienia, że kwestionariusze zostaną wykorzystane przy wdrażaniu nowych terapii.
Na ich podstawie władze kierowały wyznaczone dzieci do łącznie 22 nowo powstałych ośrodków i oddziałów szpitalnych z "opieką fachową" (Kinderfachabreilungen). Teoretycznie wymagana była zgoda rodziców, tę jednak często wymuszano drogą szantażu lub zastraszania.
Malców, którzy trafiali do Kinderfachabreilungen, wcale nie leczono. Tajny program miał na celu wyłącznie ich uśmiercenie. Do przymusowej eutanazji wykorzystywano różne metody. Dzieci były głodzone, podawano im morfinę w dużych dawkach, w jednym z ośrodków stosowano także komory gazowe.
Bilans nieludzkiej akcji
Pierwsze ofiary zostały zamordowane już w 1939 roku. Akcji nigdy jednak formalnie nie przerwano, a pewne źródła pozwalają się domyślać, że w części ośrodków była kontynuowana nawet po wkroczeniu wojsk amerykańskich w 1945 roku. Łącznie ofiarą systemowego programu masowej eutanazji padło około 5000 niemieckich dzieci
Zbrodnia na taką skalę była możliwa tylko dzięki szerokiej i ochoczej współpracy wielu lekarzy. Na czele akcji stali między innymi lekarze pediatrii: Werner Catel z Lipska i Ernst Wentzler z Berlina.
Także w poszczególnych ośrodkach "fachowej opieki" pracowali lekarze, którzy wcześniej przysięgali, że będą leczyć, nie zaś szkodzić. Dokładna liczba zaangażowanych pediatrów i innych specjalistów nie jest znana. Za swoje zaangażowanie otrzymywali w każdym razie premie finansowe oraz państwowe odznaczenia. W przytłaczającej większości nigdy też nie ponieśli kary za zabijanie dzieci.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.