Ta polska arystokratka przez lata wodziła Niemców za nos. Jest zaliczana do najlepszych alianckich agentek II wojny światowej
Historia Klementyny Mańkowskiej to gotowy scenariusz filmu szpiegowskiego. "W każdym człowieku jest dobro, niektórzy tylko żyją w złych czasach" – mawiała. Jej samej przyszło żyć w czasach najgorszych. Jednak nawet w obliczu bestialstwa II wojny światowej zachowała dobroć i człowieczeństwo.
Jako członkini tajemniczej organizacji Muszkieterów została jedną z najlepszych alianckich agentek. Arystokratyczne pochodzenie i "aryjska" uroda pozwoliły jej wydobywać od Niemców bezcenne informacje – m.in. o planie "Barbarossa". Hitlerowcy ufali jej do tego stopnia, że w pewnym momencie… zaproponowali jej współpracę!
Arystokratka z krwi i kości
Trzeba przyznać, że szczęścia jej w życiu nie brakowało. Urodziła się 1 sierpnia 1910 roku we wsi Wysuczka (w dzisiejszej Ukrainie). Jej rodzice byli czystej krwi arystokratami. Klementyna była spokrewniona z najznamienitszymi polskimi rodami szlacheckimi. Druga córka Cyryla Czarkowskiego-Golejewskiego herbu Abdank i Izabeli Jaxa-Małachowskiej herbu Gryf wiodła wygodne, dostatnie życie.
Młodość przyszłej hrabiny Mańkowskiej na zamku Czarkowskich i wśród rozległych winnic założonych przez jej ojca była beztroska i szczęśliwa. Cieniem położyła się na niej tragiczna śmierć narzeczonego, Emila Rudolfa Baworowskiego.
Jednak Klementyna wkrótce znalazła ukojenie w ramionach hrabiego Andrzeja Mańkowskiego herbu Zaremba, właściciela Winnogóry pod Poznaniem. Po ślubie w styczniu 1933 roku małżonkowie właśnie tam zamieszkali. Ona zarządzała majątkiem. On kontynuował studia na Uniwersytecie Poznańskim. Szybko doczekali się dwóch synów: Krzysztofa i Andrzeja.
Bajkowe, arystokratyczne życie w 1939 roku przerwał wybuch wojny. Najpierw Andrzej został powołany do wojska. Postrzelony przez własnych żołnierzy, został ocalony przez żonę, która ze szpitala wojskowego ściągnęła go do domu. Później do drzwi winnogórskiego pałacu zapukali niemieccy oficerowie. Mieli zająć rezydencję. Klementyna powitała ich na progu w odświętnej białej sukni, czym… zupełnie zbiła ich z tropu. Odstąpili od wykonania rozkazu, oznajmiając, że zadowolą się jednym, skromnie umeblowanym piętrem.
Czytaj też: Zabójczo skuteczne agentki wywiadu. Cztery kobiety, które odcisnęły głębokie piętno na biegu dziejów
Szczęście do "dobrych Niemców"
Nieuniknionego nie dało się jednak odwlekać w nieskończoność. Miesiąc później Winnogóra została zajęta przez gestapo. W swoich wspomnieniach, które opublikowała pod tytułem "Moja misja wojenna", Klementyna Mańkowska opisywała:
"(…) gestapo przywiozło nam treuhändera. Nazywał się Kotzenberg. Pięćdziesięciolatek, gruby, brzydki, antypatyczny. W obecności oficera gestapo musiałam formalnie odstąpić naszą posiadłość z tytułem własności i majątkiem ruchomym oraz przekazać temu nowemu zarządcy klucze od kasy pancernej. Zmuszono mnie do podpisania dokumentu wyceniającego majątek na trzy miliony marek. Ponadto zostałam poinformowana, że Winnogóra, jej ziemie, zabudowania i lasy zostały przeznaczone na prezent dla feldmarszałka Keitla, który otrzyma go, jak tylko skończy się wojna. W ten sposób zostałam wywłaszczona…".
Po raz kolejny dało o sobie wówczas znać jej niezwykłe szczęście. Trafiała bowiem na tak zwanych "dobrych Niemców", którzy oszczędzili Mańkowskiej wojennych okrucieństw. Ba, robili wręcz dużo, by ułatwić życie pięknej hrabinie. Najpierw jeden z oficerów, zauroczony jej urodą, zaproponował jej wspólną ucieczkę do Rzymu. Później wartownik z bydlęcego wagonu, którym Mańkowscy mieli zostać wywiezieni na wschód, pomógł im się ukryć i dostać do Warszawy.
Czytaj też: Elżbieta Zawacka. Dlaczego jedyna kobieta wśród cichociemnych… nie znała języka polskiego?
Muszkieterka na misji
Mańkowscy zamieszkali u kuzynki, Teresy Łubieńskiej, w lokalu położonym niedaleko placu Zbawiciela (stąd nazywano go "Zbawieniem"). Było to miejsce spotkań Muszkieterów – członków konspiracyjnej organizacji wywiadowczej kierowanej przez Stefana Witkowskiego. "Słuchając ich opowiadań, aż paliłam się, żeby robić to samo" – wspominała później Klementyna. Już niebawem dostała swoją szansę. Witkowski uznał bowiem, że piękna, "aryjsko" wyglądająca arystokratka, obyta w świecie i znająca kilka języków będzie doskonałym materiałem na szpiega.
Mańkowska w "Mojej misji wojennej" opisywała:
"Najpierw zostałam łączniczką. Były to niekończące się "spacery" po mieście z rulonami papieru schowanymi pod ubraniem. Często powierzano mi przenoszenie dokumentów do sfotografowania i odniesienie mikrofilmów. Gestapo coraz częściej organizowało łapanki. Ścigali nas jak zwierzynę, blokując ulice, otaczając całe kwartały dzielnic, zatrzymując wszelki ruch. (…) Błogosławiłam ruiny, w których mogłam się chować, gdy na horyzoncie pojawiały się niemieckie patrole.
Z czasem powierzane jej zadania stawały się coraz trudniejsze. A informacje, które wydobywała od Niemców – bezcenne. To ona powiadomiła polski wywiad o hitlerowskich planach ataku na Francję ("Fall Gelb") wiosną 1940 roku. Historyk Jerzy Topolski pisze o niej:
"(…) wykonywała bardzo zróżnicowane zadania: skromne i o sporym znaczeniu, proste i skomplikowane, stosunkowo bezpieczne i obarczone wielkim stopniem osobistego ryzyka. Nie lekceważyła żadnego, podobnie jak nie lekceważyła żadnych spostrzeżeń i informacji o znaczeniu wojskowym czy politycznym".
Pod nosem Niemców
W 1940 roku Witkowski zadecydował o wysłaniu Mańkowskiej na Zachód. Umieścił ją na francuskiej wyspie Noirmoutier. Oficjalnie hrabina pracowała tam jako tłumaczka w niemieckiej komendaturze i biurze portowym. W rzeczywistości miała organizować łączność z polskim rządem emigracyjnym oraz przechwytywać najpilniej strzeżone tajemnice III Rzeszy. Nie zawiodła.
Dostarczyła Muszkieterom wzory pieczęci Oberkommando der Wehrmacht, a także rozkazy wojskowe dotyczące ataku III Rzeszy na ZSRR ("Barbarossa"). Od dawnego przyjaciela rodziny, dyplomaty i przeciwnika Hitlera Rudolfa von Scheliha, zdobyła dane o skali niemieckiego ludobójstwa oraz dokładne plany obozu zagłady w Treblince – kilka miesięcy przed konferencją w Wannsee.
Wszystkie jej raporty – ustne i pisemne – trafiały do Anglii. Monika Stasiak relacjonuje:
"Dzięki informacjom zdobytym między innymi przez Mańkowską Brytyjczycy organizują operację "Chariot". 28 marca 1942 r. do portu w Saint-Nazaire wpływa brytyjski niszczyciel HMS "Campbeltown", z umieszczonymi pod pokładem ładunkami wybuchowymi. Niemieckie stanowiska obronne na terenie portu oraz większość infrastruktury zostają zniszczone, wyłączając port z użytku na następnych 5 lat".
Podwójna agentka
Nie był to bynajmniej koniec wywiadowczych sukcesów hrabiny. Klementyna Mańkowska nie na darmo jest nazywana jedną z najlepszych alianckich agentek II wojny światowej. Aresztowana przez gestapo w marcu 1941 roku, zdołała wyłgać się od oskarżeń. Pomógł jej w tym… wrodzony tupet. Przed przesłuchaniem zażądała porządnego śniadania i zrobiła na tyle duże wrażenie na Niemcach, że ci puścili ją wolno. Ba, zafundowali jej bilet na pociąg w pierwszej klasie!
Zdołała wzbudzić ich zaufanie na tyle, że jakiś czas później… zaproponowali jej współpracę! Szpieg Wallraf Hans Alexander postanowił zwerbować ją do Abwehry, na co Mańkowska ochoczo przystała. Po ukończeniu szkolenia w Berlinie została wysłana do Anglii. Jak się później okazało – inicjatorem operacji był sam szef hitlerowskiego wywiadu, Wilhelm Canaris.
Była to jej ostatnia misja – już jako podwójnej agentki. 4 maja 1942 roku Klementyna wylądowała w Bristolu. Po aresztowaniu przez MI5 trafiła do Royal Victoria Patriotic School, w której Brytyjczycy przetrzymywali szpiegów Osi. Przesłuchującemu ją kapitanowi Malcolmowi Scottowi przekazała wszystko, czego dowiedziała się podczas szkoleń, oraz detale na temat powierzonej jej przez Niemców misji. (Miała poinformować aliantów o planach opozycji antyhitlerowskiej). W zamian usłyszała ostrzeżenie: "Niech Pani jak najszybciej opuści Londyn! Agenci Muszkieterów, uważani przez Pani rodaków za szpiegów Abwehry, nie są tutaj mile widziani". Później jeszcze kilkakrotnie jest przestrzegana przed potencjalnym zamachem…
Bohaterka aliantów
Klementyna wzięła te rady na poważnie. Wyjechała do Szkocji, gdzie urodziła córeczkę i doczekała końca wojny. U schyłku lat 40. z całą rodziną przeprowadziła się do Konga. Mańkowscy wyjechali tam jako bezpaństwowcy, z paszportami ONZ. W 1967 roku po raz kolejny zmienili miejsce zamieszkania – wrócili do Francji – na Noirmoutier.
Za swoją pracę wywiadowczą hrabina została wielokrotnie nagrodzona. Jeszcze w kwietniu 1953 roku władze Rzeczpospolitej Polskiej na obczyźnie przyznały Klementynie Mańkowskiej Srebrny Krzyż Zasługi z Mieczami. Wcześniej władze brytyjskie, na wniosek kierownictwa Intelligence Service, chciały uhonorować ją Krzyżem Jerzego, lecz inicjatywę zablokował osobiście gen. Tadeusz Bór-Komorowski.
Za to po pierwszej publikacji wspomnień hrabiny – w latach 80. ukazały się we Francji i w Niemczech – prezydent Jacques Chirac nadał Mańkowskiej tytuł kawalera Orderu Zasługi (w maju 1996 roku), a prezydent Roman Herzog – Krzyż Zasługi na Wstędze Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec (we wrześniu 1997 roku).
Klementyna Mańkowska zmarła 4 stycznia 2003 roku w wieku 93 lat. Pomimo olbrzymich zasług, dziś jest niemal zapomniana. Prawdopodobnie z tego samego powodu, dla którego nie otrzymała Krzyża Jerzego. Jak bowiem tłumaczył jej poufnie gen. Komorowski: "Ja się na to nie zgodziłem, ponieważ pracowałaś dla Muszkieterów, a nie dla AK"…
Bibliografia:
2. Marek Łuszczyna, Igły. Polskie agentki, które zmieniły historię, PWN 2013.
3. Monika Stasiak, Kobiety wywiadu: Klementyna Mańkowska – hrabina szpieg, 1944.pl (dostęp: 20.04.2022).
Autor: Maria Procner