"Niewdzięczne dzieci" i rodzice w "przytułku". Polska się starzeje, ale bez pomysłu
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na dobre warunki życia w domu spokojnej starości w Polsce stać mało kogo. – Pamiętam dom pod Warszawą funkcjonujący na granicy prawa. Warunki były w nim straszne. W środku uderzył mnie zapach moczu, szczypiący w oczy, mdlący – mówi dla WP Kobieta Magda Jaros, dziennikarka i reportażystka, autorka książki "Oddam matkę w dobre ręce".
Ewa Podsiadły-Natorska: Czy pani się boi starości?
Magda Jaros: Nie myślę o starości jak o upragnionym czasie, ale nie myślę też z lękiem. Chyba dzięki temu, że napisałam książki o dwóch wiekowych panach – Leonie Weintraubie i Franciszku Pieczce – zrozumiałam, że starość może wyglądać różnie. Jako pięćdziesięcioletnia kobieta staram się żyć w sposób świadomy, bo wiem, że na dobrą końcówkę życia warto sobie zapracować, przygotować się do niej.
Mówi pani o "przygotowaniu do starości". W pani książce są osoby, które już planują, że jesień życia spędzą w domu opieki. Solo albo z mężem, siostrą, przyjaciółką.
Mam koleżanki w moim wieku, które nie mają dzieci, nie założyły rodziny i pół żartem, pół serio mówią, że fajnie byłoby kiedyś zamieszkać razem. "Model planowania starości" obowiązuje w Europie Zachodniej, gdzie znacznie wcześniej zaczyna się myśleć o tym, jak ma wyglądać ten czas, a przede wszystkim – jak zabezpieczyć się materialnie, żeby nie być ciężarem dla bliskich. W zachodniej Europie ludzie, jeśli są w stanie, długo starają się być samodzielni, a gdy przestaje to być możliwe, czekają na nich domy opieki albo osiedla senioralne.
Czym są osiedla senioralne?
To miejsca, w których seniorzy mogą kupić albo wynająć apartament. Mają tam zapewnione poczucie prywatności, a jednocześnie na miejscu jest konsjerż (potocznie dozorca, osoba załatwiająca różne sprawy – przyp. red.). Jest to więc przejście pomiędzy samodzielnością a momentem, kiedy starszy człowiek zaczyna potrzebować całodobowej opieki lekarsko-pielęgniarskiej.
Osiedla senioralne zapewniają pewien rodzaj aktywności dostosowany do możliwości oraz towarzystwo, dzięki któremu starszy człowiek nie jest odizolowany od świata. Nie siedzi tylko w domu, oglądając seriale, a jego jedyną rozrywką staje się wyjście do dyskontu lub do lekarza. Wiele osób w podeszłym wieku w takim modelu u nas funkcjonuje. Niestety osiedla senioralne to rozwiązanie bardzo kosztowne, więc przeznaczone dla zamożnych.
Zobacz także
Mamy takie osiedla w Polsce?
Mamy, m.in. pod Warszawą i na Pomorzu. W domach pomocy społecznej (DPS) często trzeba zamieszkać w pokoju kilkuosobowym. Dla kogoś, kto miał mieszkanie albo dom, przeprowadzka w takie miejsce jest szokiem, kolosalną życiową rewolucją.
Czy nie ma pani wrażenia, że w naszą kulturę bardzo mocno wpisana jest konieczność osobistej opieki nad seniorem czy seniorką przez dzieci – bez względu na okoliczności, do końca życia, poświęcając się?
Tak, jest nawet dość okrutne powiedzenie, że dziecko to skarbonka, w którą się wkłada, wkłada i wkłada, żeby na starość wyjmować, co z góry zakłada, że dzieci są nam coś winne. A dzieci oddają tyle, ile mogą. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że rodziny są w różnej kondycji, mają za sobą różną przeszłość, możemy nie być np. z rodzicami związani, to poświęcenie staje się dyskusyjne.
Również system – powiedział mi o tym socjolog prof. Piotr Błędowski – jest tak skonstruowany, że to nie państwo ma się zająć seniorami i świadczyć im wysokospecjalizowane usługi, tylko opieka spoczywa na barkach dzieci bądź wnuków.
Ale błędne jest założenie, że jeśli senior wymaga całodobowej pomocy, a nie stać nas na opiekę prywatną, to powinniśmy sami wymyślić, co dalej. Czasy się zmieniły, nie żyjemy już w wielopokoleniowych rodzinach. Prof. Błędowski mówi o zjawisku "odwróconej piramidy"; kiedy spojrzymy na rodziców czy dziadków, to do senioralnego wieku dożywały 1-2 osoby, a rodziny były wielodzietne, więc jednym seniorem mogło zająć się kilka osób. Teraz mamy model rodziny 2+1, wyjeżdżamy, migrujemy. Często okazuje się, że jedna kobieta – bo najczęściej jest to kobieta – ma zająć się rodzicami, teściami, a czasem jeszcze babcią, samotną ciocią itd. Ona zwyczajnie nie jest w stanie tego zrobić!
Równocześnie społeczeństwo się starzeje. Widać to we wszystkich europejskich krajach, a Polska nie jest wyjątkiem. Statystyka z pani książki: na koniec 2020 roku w osób w wieku 60+ było u nas 9,7 mln.
Nie wszyscy z tej grupy wymagają pomocy, ale seniorów w wieku 80-90+ potrzebujących opieki jest coraz więcej. Moja babcia, która zmarła w wieku 93 lat, do końca była samodzielna. Ale w DPS-ach widziałam ludzi, którzy przez dwa lata leżeli w łóżku z minimalnym kontaktem ze światem, oglądając telewizję, a całą obsługę pielęgnacyjną wokół nich wykonywały pielęgniarki. Takich ludzi będzie coraz więcej.
Czy my naprawdę wolimy się umęczyć, nie mieć własnego życia niż umieścić seniora w domu opieki? Czy wstydzimy się, że moglibyśmy to zrobić? Czy jako polskie społeczeństwo jesteśmy gotowi, aby wyjść z tego schematu?
Nie mamy wyjścia. Z badań socjologicznych, o których mówi prof. Błędowski, wynika, że obecni osiemdziesięcio-, dziewięćdziesięciolatkowie – czyli generacja odchodząca – w znacznej większości oczekują, że zajmą się nimi dzieci.
Rozumiem, że seniorzy przeniesieni do takiego miejsca jak dom opieki mogą czuć się odrzuceni, niechciani.
To zależy, jak im wytłumaczymy zmianę, jakich użyjemy argumentów. Warto podkreślić, że w kolejnym pokoleniu podejście do domów opieki się zmienia. Obecni pięćdziesięcio- i sześćdziesięciolatkowie widzą, jak kosztowna i trudna jest taka opieka, zaczynają więc planować, w jaki sposób się zabezpieczyć, żeby starość była ekonomicznie przyzwoita, i żeby nie stać się ciężarem dla swoich dzieci. To się musi zmienić, bo starszych ludzi przybywa lawinowo. Jedynie zmiany kulturowe zachodzą u nas bardzo powoli.
Dlaczego słowa "dom opieki" brzmią tak strasznie, budzą lęk, opór?
Są dwie perspektywy. Z jednej strony perspektywa dzieci, które mają mnóstwo racjonalnych argumentów za domem opieki, ale spotykają się z ostracyzmem społecznym i krytyką dalszej rodzinny, z reguły niewtajemniczonej w kondycję fizyczną i psychiczną seniora oraz relację między nim a dziećmi. Z drugiej strony jest perspektywa starszej osoby. I tutaj panuje stereotyp, że "niewdzięczne dzieci umieszczają rodziców w domu starców", a czasem jeszcze ich ubezwłasnowolniają i pozbawiają majątku.
Wiele osób uważa, że domy opieki to przytułki. Robi się o nich głośno w przypadkach ujawnienia nadużyć, np. kiedy w Radości pod Warszawą starsze panie były bite i kopane, a w Zgierzu pseudoksiądz Marek N. założył "dom schronienia", w którym kobiety umierały, bo żyły w fatalnych warunkach.
Tymczasem pracownicy i dyrektorzy domów opieki, z którymi rozmawiałam, nie kryli rozgoryczenia, bo większość z nich wykonuje kawał ciężkiej, potrzebnej i bardzo słabo opłacanej roboty, a odium spada na wszystkich.
To odium wygląda jeszcze gorzej, gdy przy okazji wakacji czy świąt pojawiają się w mediach informacje o starszych ludziach oddanych na ten czas do domów opieki.
To prawda. Prof. Tomasz Kostka z Łodzi, były krajowy konsultant ds. geriatrii, powiedział mi, że zdarza się, iż rodziny próbują umieścić seniora na oddziale geriatrycznym, bo chcą wyjechać, odpocząć. Z kolei Marcel Andino Velez, certyfikowany opiekun medyczny i koordynator opieki, którym towarzyszył mi w studiu "Dzień Dobry TVN" powiedział, że przy opiece długoterminowej odpoczynek jest wręcz zalecany. To jak w samolocie, gdzie najpierw zakładamy maseczkę sobie, a potem dziecku. Trzeba dać opiekunom prawo do odpoczynku. Pod tym względem zupełnie zrozumiałe jest krótkoterminowe umieszczenie starszej osoby w prywatnym domu opieki.
Zobacz także
Stawia to na głowie standardowe podejście do opieki w naszym kraju.
Tak, cały czas żywy jest stereotyp poświęcenia, oddania, bezwarunkowej miłości do rodziców. Fantastycznie, jeśli ludzie potrafią znaleźć w sobie siłę i determinację, żeby zaopiekować się starszymi osobami, ale trzeba mieć świadomość, ile energii, siły, często nieprzespanych nocy i wysiłku fizycznego wymaga taka opieka. Nawet w Kodeksie pracy zapisany jest obowiązkowy urlop. Musimy odłożyć na bok sentymenty i idealistyczne podejście do opieki nad seniorami. Bo jeśli ktoś robi to całodobowo, jest to etat.
Jak przy małym dziecku.
Dokładnie. Opiekun ma takie samo prawo do urlopu jak każdy inny człowiek. Są przecież sytuacje, gdy młodzi rodzice wyjeżdżają sami, żeby odetchnąć, dziecko zostawiając pod opieką dziadków – i to jest w porządku.
Chociaż zdarzają się komentarze: "Jak oni mogli, co z niej za matka".
To prawda. Dlatego trzeba głośno powtarzać, że wszyscy mają prawo do odpoczynku i chwili wytchnienia.
Jak kierownictwo domów opieki zapatruje się na takie krótkoterminowe pobyty?
W prywatnych placówkach to normalna usługa; są tam m.in. kontrakty dzienne i tygodniowe. Oczywiście jest też druga strona medalu: jak wytłumaczyć starszej osobie, że idzie na krótki czas do takiego miejsca w taki sposób, żeby nie miała poczucia krzywdy.
No to jak wytłumaczyć?
Zawsze w takich sytuacjach trzeba postarać się poskromić emocje. Nie mówić: "Poświęcam się dla ciebie, więc mam prawo do urlopu". Nie stawiałabym starszej osoby w sytuacji obciążającej, tylko spokojnie powiedziała: "Mamo, nie radzisz sobie sama, nie mogę się tobą zająć, muszę wyjechać dla dobra nas wszystkich. Jak wrócę, będę miała więcej energii, cierpliwości i siły. Popatrz, znalazłam ci fajne miejsce, w lesie, będziesz mogła spędzić dwa tygodnie na świeżym powietrzu, z wyżywieniem, zapłacimy też za twoją rehabilitację".
Czyli z seniorem powinniśmy rozmawiać po ludzku.
Zdecydowanie. Nie traktujmy starszych ludzi jak dzieci. Warto rozmawiać językiem korzyści, pokazując, co senior może dzięki temu zyskać. Zresztą jeśli starsza osoba zabiega o wyjazd do sanatorium, to gdyby się zastanowić, czym się to różni od dwutygodniowego pobytu w prywatnym domu opieki? Co innego, jeśli senior ma zaawansowaną demencję – z nim takiej rozmowy rzecz jasna nie przeprowadzimy.
Pisze pani, że "nie ma jednej prawdy o domach opieki". Niektórzy znajdują tam miłość.
Dokładnie. W Warszawie w Domu Lekarza Seniora państwo się poznali i pobrali. Jednak zdecydowanie częściej niż miłość starsi ludzie znajdują w domach opieki spokój i poczucie bezpieczeństwa. Mogą naprawdę dobrze żyć. Na miejscu są lekarze, rehabilitanci. Regularnie przyjeżdża fryzjerka, kosmetyczka, manicurzystka. Podopieczni nie muszą czekać w kolejce na rehabilitację ani na nią dojeżdżać.
Pamiętajmy, że dom opieki to nie szpital czy tym bardziej miejsce izolacji. Jeśli senior ma ochotę wyjść i kupić sobie ulubione ptasie mleczko, oczywiście może. Rozmawiałam z panem, który był kombatantem, uczestnikiem Powstania Warszawskiego. Korzystał z darmowych taksówek, które w stolicy przysługują byłym powstańcom, i jeździł nimi raz w miesiącu do muzeum, filharmonii albo ulubionej restauracji. "Po prostu żyję, a przy okazji mam pomoc i opiekę" – zapewniał.
Osobom samotnym brakuje przede wszystkim opieki, tego, że ktoś czuwa i w razie czego pomoże?
Oczywiście. W książce piszę o starszej pani, która miała kłopoty z chodzeniem. Przewróciła się w mieszkaniu. Nie mogła wstać, a komórka leżała na stoliku, nie dała rady po nią sięgnąć. Leżała więc na podłodze i waliła laską w drzwi. Po czterech godzinach ktoś ją usłyszał, przyjechała policja i straż pożarna, wyłamali drzwi i zawieźli ją do szpitala. Powiedziała mi: "Miałam szczęście, że na moim piętrze mam sąsiadów, bo koleżanka mieszka w kamienicy, z której wszyscy się wyprowadzili i gdyby ją to spotkało, nikt by jej nie znalazł".
Rodzina tej pani wyemigrowała, zresztą w domach opieki spotkałam wiele starszych kobiet, których dzieci wyjechały za granicę. Nie mogą do nich dołączyć, bo opieka medyczna w innych krajach jest kosztowna, a tu na miejscu nie ma się kto nimi zająć.
Wymienia pani tylko jeden przypadek starszej pani, która zdobyła wizę pobytową i wyjechała do córki do Kanady. Jeden!
Wcześniej ta pani mieszkała w zakładzie opiekuńczo-leczniczym (ZOL), według mnie miejscu smutnym, jednak ona powiedziała, że czuła się tam dobrze, a dzięki opiece zaczęła chodzić, choć groził jej wózek inwalidzki. Stwierdziła: "Jeśli pojadę do Kanady, to dobrze, a jeśli zostanę tutaj, drugie dobrze". To wszystko zależy od tego, co senior ma w głowie, jakie prowadził życie, czy jest pogodzony ze zmianami, jakie w nim zachodzą, czy przeciwnie.
Prof. Piotr Błędowski na pani pytanie w książce, kiedy zaczyna się starość, odpowiada: "Gdy człowiek stwierdza, że jest stary".
To prawda. Z kolei psycholog dr Ewa Woydyłło mówi o stereotypie, że ludzie na starość łagodnieją, tymczasem jest wprost przeciwnie. "Cichy exit", kiedy ktoś się w sobie coraz bardziej zapada i w końcu odchodzi, zdarza się rzadko. Z wiekiem takie cechy jak upór, złośliwość, tendencja do spiskowania, knucia tylko się wyostrzają.
Jakość opieki zależy od pieniędzy?
Oczywiście. Z finansowego punktu widzenia najkorzystniejsze są ZOL-e. Senior trafia tam, kiedy wychodzi ze szpitala, ale jest na tyle niesamodzielny, że nie może zamieszkać w DPS-ie, nie mówiąc o powrocie do domu.
Przez państwo współfinansowane są DPS-y, które senior opłaca, przeznaczając na to maksymalnie 70 proc. swojej emerytury. Jeśli emerytura jest niewysoka, do pobytu będą dopłacać dzieci bądź wnuki.
Minusy takiego rozwiązania: w DPS-ie może nie być miejsca i to jest czekanie obciążające sumienie, bo ktoś musi umrzeć, żeby przyjąć nowego mieszkańca. Trzeba liczyć się z tym, że panują tam gorsze niż w prywatnych domach warunki; że być może trzeba będzie dzielić pokój z jedną bądź dwiema osobami, a łazienka jest wspólna dla wielu pokoi. W takich domach jest też różny przekrój społeczny. Są oczywiście prywatne domy opieki, kosztowne. W tym wypadku najczęściej wybierane są pokoju dwu- i trzyosobowe, bo to jest koszt pomiędzy 3 a 4 tys. zł miesięcznie.
A jedynka?
Zwykle powyżej 5 tys. zł.
Kogo na to stać w Polsce?
Bardzo często idzie na to emerytura starszej osoby, a brakującą kwotę rodzina dopłaca, wynajmując jego mieszkanie. Mam znajomych, którzy mogli sfinansować drogi pobyt mamy, oboje zarabiają, stać ich. Spytałam: "A zdajecie sobie sprawę, że możecie ponosić te koszty przez najbliższych 20 lat?". Mama ma nieco ponad 70 lat, cierpi na alzheimera, może potrzebować opieki jeszcze długo. Nie zaplanuje się tego. Zdarza się, że seniorzy najpierw idą do domu z górnej półki, a potem okazuje się, że trzeba standard obniżyć. Ten "niższy" bywa w porządku, ale widziałam też tanie domy opieki, w których warunki były fatalne.
Pamiętam dom pod Warszawą funkcjonujący na granicy prawa. Przeprowadzano w nim kontrole, ale nakładano tak niskie kary, że opłacało się je zapłacić i działać dalej. Warunki życia były w nim po prostu straszne. Wybrałam się tam incognito, niby szukając miejsca dla wuja. Dom nie miał szyldu, oddzielał go od świata wysoki mur. Kiedy weszłam, zobaczyłam, że starsi ludzie jedzą obiad na podwórku. To było lato. Siedzieli przy plastikowych stołach i jedli makaron z truskawkami. Z metalowych misek, łyżkami. W środku uderzył mnie zapach moczu, szczypiący w oczy, mdlący. Kiedy spytałam, czy to norma, dowiedziałam się, że jeden z pensjonariuszy po prostu się "zlał".
Chciałam wiedzieć, jak szybko mogłabym umieścić wuja. Zarządzająca kobieta powiedziała, że z tym nie będzie problemu, najwyżej dostawi się łóżko. Gdy poprosiłam, żeby pokazała mi, w jakich warunkach mieszkają pensjonariusze, bezpardonowo, bez pukania otworzyła pierwsze drzwi. Zobaczyłam starszych ludzi śpiących w zmiętej pościeli. Spytałam, czy ich nie obowiązuje obiad. Usłyszałam, że w takim stanie sen to lekarstwo, kiedy się obudzą, zostaną nakarmieni. Wyszłam stamtąd zdruzgotana. Ale jednocześnie rozumiem, że są rodziny, które stać tylko na taką opiekę. Cena za miesiąc była niewygórowana, trochę powyżej 1 tys. zł i pewnie na taką sumę zrzucało się kilka osób.
Są też dziennie domy pomocy dla seniorów.
W ich przypadku starsza osoba w dalszym ciągu mieszka u siebie, tylko tam dojeżdża lub jest dowożona. Ma zapewnione całodzienne wyżywienie i różne aktywności. W podeszłym wieku każda aktywność jest ważna, nawet najmniejsza. Aktywność oraz poczucie, że jest się potrzebnym.
Chodzi również o wypełnienie dnia.
Oczywiście! I wyrwanie seniora z zaklętego kręgu rutyny: rano lekarstwa, śniadanie, potem jeden serial, drugi, następnie obiad itd. Trzeba dostarczać nowych bodźców. Znowu wracamy do tego, że starość zaczyna się wtedy, kiedy stwierdzimy, że jesteśmy starzy. Nic nas nie interesuje, nie chcemy remontu, nie potrzebujemy niczego nowego. Po co mamy jechać na wakacje, skoro możemy spędzić lato na balkonie albo po co iść do kawiarni, skoro kawę możemy wypić w domu? To po co żyć?
Magda Jaros – filolożka z instynktem reporterskim. Pasję rozmowy realizowała w cyklu wywiadów z wielkimi postaciami kultury na łamach miesięcznika "Twój Styl". Uważa, że uczyć trzeba się od bardziej doświadczonych, dlatego chętnie zaprasza do rozmów ludzi, którzy wiele przeżyli. Autorka przetłumaczonej na język niemiecki książki "Pojednanie ze złem", wywiadu rzeki z Leonem Weintraubem, chłopcem z łódzkiego getta (wyd. Bellona 2021) i bestsellerowej biografii Franciszka Pieczki "Ty pieronie!" (Dom Wydawniczy Rebis 2023). Reportaż "Oddam matkę w dobre ręce. Cała prawda o domach opieki" (wyd. Harde 2023) to efekt dziesiątek godzin rozmów i setek przejechanych kilometrów. Prywatnie najlepiej czuje się w pewnej maleńkiej wsi na Podlasiu. Odpoczywa pielęgnując ogród, podczas podróży i pływając w ciepłym morzu. Najważniejsza jest dla niej rodzina: mąż oraz nastoletni syn.
Ewa Podsiadły-Natorska dla Wirtualnej Polski