Nocna prohibicja w Warszawie? "Mieszkańcy dziękują i są zadowoleni"

Warszawa planuje ograniczenie nocnej sprzedaży alkoholu. - Alkohol w późnych godzinach nie jest kupowany wyłącznie przez "panów spod Żabek". O piątej nad ranem "małpki" kupowały eleganckie panie jadące do pracy - mówi była pracownica sklepu monopolowego.

Czy w Warszawie wprowadzą nocną prohibicję? - zdjęcie poglądowe
Czy w Warszawie wprowadzą nocną prohibicję? - zdjęcie poglądowe
Źródło zdjęć: © East News, Reporter | Piotr Kamionka

03.09.2024 | aktual.: 03.09.2024 08:14

80,78 proc. - "jestem za", 18,24 proc. - "jestem przeciw", 0,98 proc. - "trudno powiedzieć". Oto część wyników badania, w którym od 6 maja do 30 czerwca udział wzięło blisko 9 tys. mieszkańców Warszawy. Ankietowani zostali zapytani przez urząd miasta o to, czy są za tym, aby wprowadzić w stolicy ograniczenia w sprzedaży alkoholu w godzinach 22:00-06:00.

O nocnej prohibicji pisało m.in. stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, zauważając, że wielu mieszkańców miasta w późnych godzinach nocnych słyszy pijackie awantury, zaś rankiem obserwuje bałagan pozostawiony przez imprezowiczów. 

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Podobny zakaz od roku obowiązuje w Krakowie. Czy alkoholu sprzedaje się tam mniej? Zastępca prezydenta Krakowa Bogusław Kośmider w rozmowie z serwisem bankier.pl przyznał, że już po sześciu miesiącach nowych przepisów widać różnicę. W Krakowie spadła liczba interwencji straży miejskiej oraz policji w godzinach, w których obowiązują przepisy dotyczące ograniczeń w sprzedaży alkoholu. 

- Myślę, że to dobry pomysł, aby w Warszawie zacząć od takiego kroku. Oczywiście alkohol jest dla ludzi, ale dla tych, którzy potrafią z niego korzystać. A statystyki w Polsce pokazują, że wielu naszych rodaków nie ma tej umiejętności - mówi Wirtualnej Polsce Agata Czaja-Michaud, psycholożka i terapeutka uzależnień, prowadząca webinary z tematyki uzależnienia i współuzależnienia (Agataczaja.pl).

Zmieniła godziny otwarcia. Mieszkańcy od razu zauważyli różnicę

Ola jest właścicielką sklepu monopolowego w Warszawie. Stwierdza, że jest zwolenniczką ograniczenia sprzedaży alkoholu w nocy, ale raczej w dni powszednie. Jak opowiada, wcześniej sklep, którego obecnie jest właścicielką, był czynny 24/7. Kiedy godziny zostały przez nią zmienione, okoliczni mieszkańcy od razu zauważyli zmianę na lepsze.

- Noce piątek-sobota, sobota-niedziela powinny być normalnie sprzedażowe. Sama po przejęciu sklepu zmieniłam godziny otwarcia do 23. Mieszkańcy osiedla dziękują i są zadowoleni, bo kiedyś w okolicy było w nocy bardzo głośno: krzyki, muzyka. A tak osoby, które mają ten alkohol kupić, i tak zrobią zakup w większej ilości wcześniej. Przez co zapas wcześniej się im skończy i szybciej pójdą spać - komentuje.

Jak dodaje, mocno nietrzeźwi klienci zdarzają się rzadko, jednak często obsługuje osoby, które przychodzą na zakupy po alkoholu.

- Przez 1,5 miesiąca miałam tylko dwie sytuacje, gdy odmówiłam sprzedaży osobie nietrzeźwej. Większość zachowuje kulturę. Jednak nawet w dzień klienci zostawiają butelki, puszki pod sklepem. Kultura picia się nie zmieni. Zakaz skróci tylko koczowanie w tygodniu oraz poranne picie po pracy - stwierdza Ola.

"Ludzie stracą pracę"

Daria Sękowska mieszka w centrum Warszawy. Przyznaje, że nie wie, kto dokładnie brał udział w badaniach dotyczących proponowanej prohibicji. Sama dwukrotnie spotkała się ze zbieraniem podpisów za tym, aby w stolicy nie wprowadzać tej propozycji. Daria również nie jest za tym, aby obowiązywały takie przepisy.

- Uważam, że to nie jest najlepszy pomysł. Upadną sklepy nocne, a co za tym idzie, ludzie stracą pracę. Puby i restauracje nadal będą mogły sprzedawać alkohol, więc jego dostępność nie będzie problemem - tłumaczy.

Rozmówczyni Wirtualnej Polski sama pracowała w sklepie nocnym. Jej zdaniem taki zakaz wcale nie uspokoi sytuacji w stolicy. Nie rozwiąże problemów z zakłócającymi ciszę nocną mieszkańcami włóczącymi się po centrum.

- Ten, kto będzie chciał kupić alkohol i tak dopnie swojego. Alkohol w późnych godzinach nie jest kupowany wyłącznie przez "panów spod Żabek". O piątej nad ranem "małpki" kupowały eleganckie panie jadące do pracy - przyznaje.

"Ta 22:00 rzeczywiście może być niedogodna"

Zofia Ślazyk mieszka w Krakowie. Jest właścicielką sklepu z alkoholami. Tłumaczy, że w mieście nocna prohibicja obowiązuje od godziny 24. Przyznaje, że od czasu jej wprowadzenia, nie zauważyła żadnych konkretnych zmian. - Ludzie nie przychodzą w większej liczbie przed godziną 24, aby zrobić zapasy. Nie ma większego zainteresowania wcześniejszymi godzinami otwarcia - mówi.

Na wieść, że nocne ograniczenie sprzedaży alkoholu w Warszawie miałoby obowiązywać od 22, mówi, że wówczas pewnie będzie można zauważyć różnice w zachowaniu poszczególnych klientów. - Wieczorem dorośli wracają ze szkół, z pracy. Wtedy dopiero mają czas na zrobienie zakupów. Myślę, że ta 22 rzeczywiście może być niedogodna, bo Warszawa nie jest wsią, a tętniącym życiem miastem - dodaje.

Jako mieszkanka Krakowa nie jest przekonana, aby wprowadzony rok temu przepis zmienił życie nocne stolicy Małopolski. - Tam, gdzie są restauracje, knajpy, tam zawsze będzie coś się działo. Zakazu nie ma w żadnych lokalach gastronomicznych - mówi rozmówczyni Wirtualnej Polski.

Pierwszy krok ku większej świadomości?

Psycholożka i terapeutka uzależnień Agata Czaja-Michaud zauważa, że w Polsce mamy duży problem z kulturą picia alkoholu. Na propozycję nocnej prohibicji w Warszawie ekspertka reaguje pozytywnie, zauważając, że może to być pierwszy, dobry krok do tego, aby w przyszłości społeczeństwo podchodziło do spożywania napojów alkoholowych z większą świadomością.

- W Polsce obecnie jest więcej osób uzależnionych od alkoholu niż osób z depresją czy nerwicą. Skala problemu alkoholowego jest przerażająca. Żeby coś się zmieniło w mentalności ludzi, potrzebne są konkretne zarządzenia odgórne - tłumaczy ekspertka.

Jak dodaje, tak na przykład jest w krajach skandynawskich. Obecnie w tych państwach alkohol nie jest wyeksponowany w sklepach i nie w każdym jest dostępny. W Norwegii na przykład do restauracji, gdzie jest sprzedawany alkohol, nie można wejść z dziećmi.

- Myślę, że to dobry pomysł, aby w Warszawie zacząć od takiego kroku. Oczywiście alkohol jest dla ludzi, ale dla tych, którzy potrafią z niego korzystać. A statystyki w Polsce pokazują, że wielu naszych rodaków nie ma tej umiejętności. Po alkoholu rośnie wskaźnik agresji. Jeśli się przejdziemy dowolną ulicą w dużym mieście, co chwila mamy sklepy monopolowe, "alkohole 24", Żabki, gdzie nie brak promocji na alkohol. Napoje alkoholowe kupimy też na stacjach benzynowych - wspomina Agata Czaja-Michaud.

Psycholożka podkreśla, że samo wprowadzenie nocnej prohibicji w Warszawie nie jest lekiem na całe zło, ale być może zapoczątkuje przemiany.

- Może to pozytywnie wpłynie na stereotypowe zachowania typu "ze mną się nie napijesz?", "dlaczego nie pijesz?". To również powinno ulec zmianie w naszym podejściu dotyczącym kultury spożywania alkoholu. Jeśli prohibicja miałaby być takim pierwszym krokiem do większej świadomości, to ja jestem bardzo za - mówi.

Agata Czaja-Michaud podkreśla, że prohibicja nie jest wprowadzana po to, aby ograniczyć naszą wolność. Musimy jednak mieć świadomość, że alkohol jest trucizną. - Dostęp do sprzedaży powinien być kontrolowany przez państwo - kwituje.

Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
warszawaprohibicjapremium
Zobacz także
Komentarze (301)