"Obleśny grubas to mit". Prawda o klientach branży erotycznej jest inna
- Nie trzeba ciągnąć ich za język, żeby zaczęli mówić, że mają żony i dzieci. Od razu się tłumaczą, że przecież nie robią nic złego - opowiada Renata, która pracuje w klubie ze striptizem.
05.02.2019 | aktual.: 05.02.2019 17:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gruby, nieatrakcyjny, samotny, mieszkający z rodzicami, bez większych ambicji zawodowych. W świadomości publicznej "typowy" klient korzystający z usług seksualnych to nieporadny mężczyzna, który o seksie z atrakcyjną kobietą może jedynie pomarzyć. Właśnie dlatego tak dziwią nas doniesienia medialne na temat dobrze sytuowanych osób zaufania publicznego, które spotykały się z prostytutkami, bądź chadzały do klubów go go. Jak wynika z rozmów z osobami z branży erotycznej, jeśli w ogóle można mówić o typowych klientach, nie mają oni nic wspólnego z utartym w społeczeństwie obrazem przegranych nieudaczników.
Zobacz także
Zadbany biznesmen
Renata pracuje jako tancerka w warszawskim klubie ze striptizem. Zanim rozpocznie prywatny pokaz, wypija drinka ze swoimi klientami.
- Nie trzeba ciągnąć ich za język, żeby zaczęli mówić, że mają żony i dzieci. Od razu się tłumaczą, że przecież nie robią nic złego, tylko patrzą. Co z tego, że później ponad połowa pyta, czy pójdę z nimi do hotelu - opowiada Renata.
Dziewczyna twierdzi, że większość klientów to młodzi mężczyźni między 30 a 40 rokiem życia, którzy przyjechali do stolicy w celach służbowych. - Ci faceci prezentują się bardzo dobrze. Nie sądzę, żeby cierpieli na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej. Myślę, że mają za dużo pieniędzy w portfelu i chcą je wydać na to, czego nie dostają w domu, czyli taniec erotyczny lub seks z "profesjonalistką" - mówi Renata.
Opinię tę potwierdza Anna, która świadczy usługi seksualne od trzech lat. - Moim klientom ewidentnie układa się w interesach, ale z żoną w łóżku już nie - komentuje.
Dziewczyna opowiada o mężczyźnie, który przez dłuższy czas nie potrafił wydusić z siebie, czego oczekuje od Anny. - Bałam się, że to będzie coś bardzo perwersyjnego. W końcu wyznał, że ma fetysz stóp i chciałaby pobawić się moimi. Powiedział: "Żona nigdy by się na coś takiego nie zgodziła" - podsumowuje.
Mit grubasa
Aneta ma 32 lata i podobnie jak Renata pracuje w warszawskim klubie ze striptizem. - Klientów przed 30-stką właściwie nie ma. Czasem przychodzą na drinka, ale nigdy nie zamawiają tańców indywidualnych, nie mówiąc już o czymś więcej. Widać, że chcieliby, ale nie mają pieniędzy - opowiada.
- Jak wchodziłam do branży, myślałam, że klienci to głównie jacyś niezadbani zboczeńcy, ale stereotyp obleśnego grubasa jest mitem.
Aneta tłumaczy, że obiektywnie nieatrakcyjni i niezadbani mężczyźni zdarzają się niezwykle rzadko, stanowiąc mniej więcej dwa procent klienteli. - Jak już zdarzy się typ nieudacznika, jest niewesoło. Oni zazwyczaj piją, przeklinają i potwornie się zachowują. Sama byłam świadkiem sytuacji, gdy koleżanka odmówiła rozebrania się przed takim, a on za karę uderzył ją z pięścią w brzuch. Ochrona go wyprowadziła, ale sytuacja była bardzo niebezpieczna - tłumaczy.
Faceci w grupie dostają świra
Marek przez dwa lata pracował jako ochroniarz prostytutek. Ujawnia, że najczęściej klientami byli młodzi mężczyźni, którzy zamawiali dziewczyny podczas wspólnych imprez.
- To były wieczory kawalerskie, urodziny, imieniny czy święta takie jak zjazd motorowy albo rocznica powstania koła łowieckiego. Faceci w grupie dostają świra. Dziewczyny nie raz mówiły, że zachowywali się jak zwierzęta. Chcieli dodatkowe numerki, a później odmawiali zapłaty. Kilkukrotnie interweniowaliśmy, choć wystarczyło tylko wejście do takiego mieszkania, a oni od razu miękli. Nie chcieli burd, to byli faceci "z dobrych domów" - tłumaczy mężczyzna.
Schyłek ery prostytucji
Według raportu GUS sutenerzy i ochroniarze pracowników seksualnych w 2015 roku zarobili około 720 mln zł czyli o 140 mln mniej niż w roku 2014. Zgodnie z raportem, liczba kobiet świadczących usługi seksualne z roku na rok maleje.
Zdaniem seksuolożki i terapeutki Patrycji Wonatowskiej do spadku popularności usług seksualnych przyczynił się internet. - Ludzie mają coraz mniej czasu, dlatego wolą skorzystać z filmów porno lub seks-kamerek. W dodatku taka forma jest tańsza i wydaje się bardziej anonimowa - mówi Wonatowska i dodaje, że aplikacje randkowe także nie pozostają bez znaczenia. Umawianie się na nieodpłatny seks za ich pośrednictwem daje wrażenie "zdobywania", w przeciwieństwie do korzystania z usług, za które trzeba zapłacić.
Wyniki raportu GUS wydają się popierać to, o czym mówią pracownicy branży erotycznej. Jeśli klientelę stanowią w większości młode osoby, można założyć, że są one aktywne w internecie, który z kolei powoduje coraz rzadsze korzystanie z usług seksualnych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl