Oddam życie za tasiemca. Kobiety, które dla wyglądu zrobią wszystko
Gruba, wyśmiewana i porzucana przez wszystkich kobieta to doskonały cel dla oszustów. Taka kobieta jest gotowa oddać duszę diabłu za obietnicę szczupłej sylwetki. Dlatego uwierzy w każde "dietetyczne” kłamstwo sprzedawane w mediach. Reporterka Elżbieta Turlej postanowiła sprawdzić, czy tak faktycznie jest. Opisała to w książce "Naciągnięte. Jak kobiety uwierzyły, że tyko piękne będą szczęśliwe" .
Elżbieta Turlej oprowadza nas po świecie, w którym walkę o kontrolę nad ciałem kobiety toczą samozwańczy eksperci od diety, medycyny estetycznej, zdrowia i życiowego spełnienia, a także zwykli oszuści oferujący fałszywe specyfiki na odchudzanie. W jednym z rozdziałów książki porusza kontrowersyjny temat - diety tasiemcowej.
Przyjąć, a potem zabić to, co mnie zeżre od środka
Piszę, że szukam kobiet, które kupiły tabletki. Chciałabym, aby opowiedziały mi o swoich doświadczeniach z Weight-B-Gone. Błyskawicznie pisze do mnie kilkanaście użytkowniczek strony.
Jedna zgadza się na spotkanie. Z innymi, m.in. z 24-letnią Olivią, będę korespondować mejlowo. Ale najpierw jadę na rozmowę na drugi koniec Polski, do Zofii (zmieniam imię na jej prośbę), byłej pielęgniarki, obecnie pracownicy kantoru.
Zofia opowiada: – Na stronie oglaszamy24.pl znalazłam informację o tasiemcu. Kobieta, która przedstawiała się jako dietetyk jednej z największych klinik leczenia otyłości w Sztokholmie, sprzedawała larwy tasiemca hodowanego w laboratorium. 25 tabletek. Z certyfikatem, hologramem. Do tego cztery tabletki z trutką, którą trzeba brać, kiedy tasiemiec rozwinie się, wyżywi, zrobi swoje. Czyli, jak zapewniała dietetyk ze Sztokholmu, zje połowę mnie. Byłam gotowa na wszystko, żeby tylko schudnąć. Nawet na to, żeby najpierw przyjąć, a potem zabić to, co mnie zeżre od środka.
Zapłaciła 200 złotych. Po kilku dniach dostała paczkę nadaną w Piotrkowie Trybunalskim. W środku była torebka celofanowa. Pusta. Dzwoniła na numer podany w ogłoszeniu. Milczał. Napisała e-maile. Nikt nie odpisał. Znów weszła na stronę ogłaszamy24.pl. Tym razem zamówiła dwie kapsułki z larwą tasiemca nieuzbrojonego ( jak mówi: kapsułki przezroczyste wypełnione płynem oraz z widocznym jajem tasiemca ), osiem tabletek wybijających pasożyta, tabletki na efekt jo-jo, paragon zakupu zestawu w Meksyku. Instrukcję. Zapłaciła 300 zł.
Po siedmiu dniach dostała przesyłkę. Wszystko zgodnie z opisem. Do tego kartka w kratkę, na niej wskazówki napisane niebieskim długopisem: "Dzień pierwszy: połknij larwę, popij wodą. Dzień drugi: połknij drugą larwę, popij wodą. Po miesiącu weź (dwa razy dziennie) odtrutkę na pasożyta”.
– Przed połknięciem dokładnie obejrzałam kapsułkę. W środku pływało kilka kuleczek i jasny włos – mówi Zofia.
– To – jak sobie tłumaczyłam – musiała być larwa tasiemca. Pomyślałam: rozwinie się, kiedy dam mu kawałek siebie.
A potem go zabiję.
Kiedy jednak nic się nie stało, zrozumiała, że po raz kolejny została oszukana. Poszła na policję. Usłyszała, że nic nie mogą zrobić, bo za mała szkodliwość społeczna czynu. Napisała na stronie z ogłoszeniami, żeby uważać na oszustów.
Podała ich adresy, nazwiska. – Zaczęły do mnie pisać inne dziewczyny. Kilkadziesiąt. Z całej Polski. Wszystkie tak jak ja oszukane. Wszystkie odesłane przez policjantów z kwitkiem, kiedy usiłowały odzyskać pieniądze – mówi Zofia. Olivia, z którą przez kilka tygodni
koresponduję mejlowo, również napisała do Zofii. Jej historia jest podobna, z wyjątkiem początku i zakończenia.
230 za cały zestaw
W pierwszym e-mailu Olivia pisze do mnie tak: – Kobieta, która zamieściła ogłoszenie o sprzedaży tabletek, przedstawiła się jako Marlena
K. Na tle innych wyróżniała się stylem i klasą. Zaufałam jej, bo zapewniała: "Długo zastanawiałam się, czy dodawać ogłoszenie na tym portalu. Wiem, że są tu osoby, które bardzo chciałyby schudnąć, lecz nie mogą dostać wystarczająco sprawdzonego produktu. Ja natomiast posiadam produkt, który jest ewidentnie autentyczny. Kapsułki posiadam z dość wiarygodnego miejsca, ale mało znanego.
Bez problemu potrafię udowodnić, że nie mam nic do ukrycia. W czasie kuracji mogę być dostępna przez kilka godzin dziennie. Oczywiście do kapsułek dodaję również tabletki na to, aby pasożyt wydalany był z kałem. Cały proces jest bezbolesny, natomiast przez proces zagnieżdżania się pasożyta mogą pojawić się bóle podbrzusza bądź tylko lekkie mdłości, potem dolegliwości ustąpią. Nie oczekuję przelewów na konto, tak jak w niektórych ogłoszeniach, ponieważ jest to niesprawiedliwe.
Chciałabym, aby moi klienci i klientki czuli się bezpiecznie, gdy będą zakupywać ten produkt, dlatego również bez problemu wyślę paczkę
pobraniową. Zapewniam, że jestem osobą uczciwą, wytłumaczę wszystko krok po kroku, każda osoba może liczyć na wyrozumiałość oraz
poradę. Na tym portalu znajduję się po raz pierwszy, lecz moje ogłoszenia znajdowały się również na innych aukcjach. Chciałabym spróbować pomóc również tutaj. Z chęcią wysłucham również Państwa problemów wynikających z nadwagi. Z niecierpliwością czekam na wiadomości”.
W kolejnym e-mailu Olivia opisuje, jak Marlena K. wysłała jej zdjęcie tabletek zrobione telefonem. Przesyła mi to zdjęcie. Widzę rozwartą dłoń, na niej jedną dużą tabletkę z zarysem robaka. Obok dwie białe pastylki z poprzecznym wgłębieniem. Kiedy Olivia zapytała o cenę, Marlena K. odpisała: "230 za cały zestaw. Jeśli nie potrzebuje Pani tabletek na zwalczenie efektu jo-jo, będzie 30 złotych taniej. A jeśli
zapłaci Pani przelewem, wcześniej, całość będzie za 200 złotych, z tabletkami na efekt jo-jo”.
Olivia odpisała: "OK”. Nie wiedziała, jak wyglądają pastylki na efekt jo-jo. Nie miała pojęcia, jakie jest opakowanie specyfiku z tasiemcem.
Nikt nigdzie tego nie pokazywał, chociaż w internecie znalazła wiele materiałów o diecie tasiemcowej.
Do tasiemca pasował troskliwy, wrażliwy mężczyzna z fiolką z zieloną zakrętką. Innych wyobrażeń o tasiemcu nie miała.
– Dlatego chwyciłam pomocną dłoń, którą z internetu wyciągnęła do mnie Marlena K. – czytam w kolejnym e-mailu od Olivii. – Wysłałam 200 złotych na podany numer konta. Liczyłam na lekki ból podbrzusza, szybkie zagnieżdżenie się, utratę 60 kilogramów, a potem bezbolesne rozstanie. Ale tasiemiec nie dotarł. Marlena K. początkowo odpisywała na moje e-maile i SMS-y. Potem dostałam komunikat, że podany e-mail nie istnieje, abonament jest niedostępny. Kiedy zadzwoniłam do banku, żeby ustalić właściciela konta, usłyszałam, że bank nie udostępnia wrażliwych danych klientów.
Policjant, którego zapytała, czy pomoże jej namierzyć oszustkę, powiedział, że Marlena K. może nazywać się inaczej. Może być mężczyzną. Dłoń, na której leżała kapsułka z zarysem robaka i dwie przecięte poprzecznie pastylki, mogła również należeć do dziecka.
Poczuła, że nic w tej historii, ale też w jej życiu nie ma sensu. Dlatego popiła coca-colą kilkanaście tabletek na sen. Odratowana trafiła do szpitala psychiatrycznego. – Skąd pomysł, żeby połykać tasiemca? Takich tabletek nie ma. Ktoś panią okłamał! – mówili jej lekarze w białych kitlach i z siwymi włosami, kiedy opowiadała im o Marlenie K.
Jeden z nich rzucił żart o wężu, ale w kieszeni. Jednak dla niej – jak pisze mi w ostatnim mailu – obiecywany tasiemiec to nie był wcale żart ani kłamstwo. To była sprawa życia i śmierci.
Powyższe fragmenty pochodzą z książki Elżbiety Turlej "Naciągnięte. Jak kobiety uwierzyły, że tylko piękne będą szczęśliwe".
AUTOR: Elżbieta Turlej
PREMIERA 3 kwietnia 2019
WYDAWNICTWO: Ringier Axel Springer Polska
Projekt okładki: Magdalena Mamajek-Mich
Zdjęcia na okładce: Marek Szczepański, Robert Daly / Getty Images
Reporterka i reportażystka Elżbieta Turlej w mediach pracuje od 1992 roku. W tygodnikach regionalnych w Siedlcach i Zamościu opisywała początki społeczeństwa obywatelskiego. W dziennikach min. Sztandar Młodych, Życie Warszawy i Super Express badała rosnący puls życia Polaków. Jako szefowa działu reportażu w Świecie Kobiety opisywała świat celebrytek, ale też wzorujących się na nich przeciętnych Polek. W tygodnikach opiniotwórczych Polityka i Newsweek przygląda się zmianom społecznym, które przekładają się na nowe trendy i zmiany w relacjach międzyludzkich. O tym była jej ostatnia książka reporterska pt. „Love. Inne historie miłosne”. O tym też planuje napisać kolejne, bo jak mówi: to, co najciekawsze dzieje się między ludźmi.