Olga Ślusarczyk stworzyła wyjątkową markę. W biznesie idzie jak burza
Tajemnicą sukcesu Olgi Ślusarczyk są wyraziste kolory, printy i szycie na wymiar. Kobiety pokochały jej kreacje, autentyczny, mocny przekaz i psychologię kolorów. Projektantka mówi o sobie — MUU kreatorka, mistrzyni ostatniej prostej, a jej historia tylko utwierdza w tym przekonaniu. W rozmowie z WP Kobieta wspomina, jak diagnoza i słowa lekarza obudziły w niej zadziorną naturę. Usłyszała wtedy: Pani to raczej już nie rozwój i nie szansa, tylko chylimy się ku końcowi. Udowodniła, że się da. Stworzyła silną markę i społeczność wspierających się kobiet.
14.10.2022 | aktual.: 14.10.2022 13:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Justyna Sokołowska: Olgo, cofnijmy się do początków twojej drogi zawodowej, zanim powstały MUU Kreacje by Olga Ślusarczyk. Wiem, że pracowałaś w modelingu, skończyłaś też kurs choreografii pokazu i otworzyłaś agencję organizującą pokazy mody. Potem jednak porzuciłaś swoją pasję i na wiele lat związałaś się z branżą gastronomiczną. Dlaczego?
Olga Ślusarczyk: W 2006 roku rozchorowałam się i musiałam zamknąć agencję. Kiedy poczułam się lepiej, w rezultacie nie miałam do czego wracać. Wtedy właśnie postanowiłam spróbować swoich sił w gastronomii, pracując jako managerka restauracji. W sumie z tą branżą byłam związana aż 13 lat. Niestety w 2013 roku po raz drugi z powodu pracy wylądowałam w szpitalu, do którego zawieziono mnie prosto z imprezy, którą obsługiwaliśmy. Wtedy się okazało, że choruję na stwardnienie rozsiane (SM). Niestety praca w gastronomii 365 dni w roku, 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę nie służyła mojemu zdrowiu. Lekarze nazywali mnie nierokującym przypadkiem, a jeden z nich powiedział: Pani Olgo, pani to raczej już nie rozwój i nie szansa, tylko chylimy się ku końcowi. Jako że mam bardzo zadziorną naturę, pomyślałam: no to ku**a patrz!
To właśnie wtedy przyszła myśl o założeniu agencji reklamowej MUU. Skąd taka nazwa?
Dlaczego MUU? Ponieważ była nas trójka i jak te krówki na łące, wymyślaliśmy hasła reklamowe dla klientów. Niestety wszyscy chcieli wszystko rozliczać w barterze, a tak się przecież nie da opłacić rachunków. Wtedy też trafiła się okazja kupienia butiku z damską odzieżą włoską, zaczęłam też uczyć się stylizacji. Pamiętam, że już wtedy do szewskiej pasji doprowadzało mnie dopasowywanie kobiet do standardowych rozmiarów i trendów. Ubieranie wyłącznie w to, co jest dostępne na rynku. Postanowiłam, że będę szyć ubrania na wymiar, no ale przecież szyć nie umiałam. Przychodziłam więc do krawcowej i machałam jej rękami przed oczami, próbując wytłumaczyć, co i jak ma uszyć. Często słyszałam od niej: nie da się. Postanowiłam udowodnić, że się da. Zapisałam się na kurs krawiecki, kupiłam maszynę do szycia i to tak naprawdę był początek MUU by Olga Ślusarczyk.
Czy to prawda, że najpierw szyłaś w sypialni, a potem przeniosłaś warsztat pracy do garażu?
Tak. W sypialni było już ciasno, więc mąż postawił w garażu stół krawiecki, wieszaki i 4 maszyny do szycia na użytek domowy. Zatrudniłam też pierwszą krawcową, uruchomiłam sklep internetowy i chciałam utrzymać powtarzalność projektów, jeśli chodzi o materiały. Niestety nic oryginalnego nie mogłam kupić. Wszędzie były stonowane kolory i sztampowe wzory. Męczyłam się z tym. Wpadłam więc na pomysł, że narysuję coś, co będzie można nadrukować na materiale. Tak powstał pierwszy print, czyli moja twarz z chmurkami i napisem "Jesteś piękna", który stał się hasłem przewodnim mojej marki. Naprawdę chciałam każdej kobiecie udowodnić, że nieważne, jaki ma wzrost, wiek, czy rozmiar – jest piękna, taka, jaka jest i może wszystko. Ja sama żyję szybko, bo mi się szybciej niż innym życie skończy i uważam, że warto chcieć, a nie musieć.
Idea marki to jedno, a finansowanie projektów — to drugie. Z jakimi wyzwaniami w tym obszarze przyszło ci się zmierzyć?
Okazało się, że firmy, które produkują materiały z nadrukami, mają określone wymagania co do wielkości zamówienia. Pomyślałam, że 300 metrów materiału nawet nie zmieści się w mojej małej pracowni, no i nie mam też pieniędzy na to, by za ten towar zapłacić. W tamtym momencie żyłam praktycznie z dnia na dzień, więc jak były przychody, to mieliśmy pieniądze, a jak nie to nie. W końcu jednak zdecydowałam się postawić wszystko na jedną kartę. Udało mi się też znaleźć inną firmę i przekonać do wyprodukowania dla mnie 20 metrów materiału. Dla nich to były zaledwie ścinki, a ja się martwiłam, jak długo będę to sprzedawać. To była dla mnie potężna inwestycja! Na szczęście materiał był przepiękny, kolorowy i bez poliestru. Zależało mi też na tym, by był wytrzymały i nie tracił kolorów w trakcie prania. Wszystko się pięknie układało, więc idąc za ciosem, zaczęłam planować swoją pierwszą i w pełni autorską kolekcję. Jej premiera miała się odbyć na początku 2020 roku, a 23 marca — pierwszy pokaz. Wszystkie oszczędności zainwestowałam, więc w kolejne kilkadziesiąt metrów materiału.
Niestety plany te pokrzyżowała pandemia i lockdown.
Z tego powodu pokaz się nie odbył, premiera kolekcji też stanęła pod znakiem zapytania. Nie mogłam jednak pozwolić sobie na to, by popłynąć finansowo tylko z tego powodu, że wszyscy żyjemy w strachu. Kolejny raz postanowiłam zaryzykować i zaprezentować ubrania z nowej kolekcji na sobie w trakcie live’a na Facebooku. Niestety dzień przed tym mini pokazem miałam rzut, czyli zaostrzenie objawów SM. Mogłam się poruszać tylko o kulach i praktycznie nic nie widziałam. Na szczęście nie odebrało mi mowy, więc o pomoc w prezentacji ubrań poprosiłam mamę. Usiadłam z telefonem w dłoni i nawijałam, a ona chodziła jak po wybiegu. Co się okazało, zainteresowanie kolekcją było tak duże, że wkrótce musiałam szukać nowej pracowni. Znowu przestaliśmy się mieścić z materiałami, potrzebowałam więc większej przestrzeni i kolejnych ludzi do pracy.
Wkrótce mieliśmy już 70 m2 powierzchni do pracy, maszyny przemysłowe i trzymetrowe stoły krawieckie. Wreszcie zyskałam własne biurko, miejsce do pakowania towaru i nie posiadałam się ze szczęścia! Po kilku miesiącach znowu trzeba było przeprowadzić się do jeszcze większej pracowni, zamówić jeszcze więcej materiału, zatrudnić kolejne osoby. Co ciekawe, znalazłam budynek z XIX wieku, którego właściciele chcieli wynająć tylko parter. Poprosiłam, by dali mi szansę, a obiecuję, że w ciągu pół roku tak rozwinę firmę, że będzie mnie stać, aby wynająć od nich również całe piętro. I tak też się stało. Obecnie już pracujemy na 300 m2, zajmujemy dwa piętra… i znowu nam brakuje miejsca.
Jedna z czytelniczek w zgłoszeniu do plebiscytu #Wszechmocne 2022 napisała, że pokazujesz "jak się podnosić po kopniakach od życia, jak podążać za swoimi marzeniami, nie tracąc przy tym autentyczności". To niesamowite, że mimo ograniczeń związanych z chorobą, nie porzuciłaś realizacji marzeń, czego efektem jest sukces w biznesie. Skąd w tobie ta siła?
Praca jest dla mnie formą rehabilitacji. Metamorfozy kobiet, moich klientek, dają mi ogromną siłę i radość, bo widzę, jak pozbyły się swoich głupich myśli i zmieniły postrzeganie siebie na lepsze. Widzę, że to, co im powtarzam, po prostu do nich przemawia. Nie mogę odłożyć tego na półkę i powiedzieć, że dzisiaj się źle czuję i nie pracuję. Moja firma jest moim motorem napędowym, choć są dni, kiedy nie jestem w stanie wstać z łóżka i nie mogę mówić. Są też dni, kiedy nie widzę i wtedy syn pomaga mi w projektowaniu. Kiedy nie mogę ruszać rękami, wszystkim zajmują się krawcowe. To nieprawda, że sukces osiągają tylko ci, którzy wstają wcześnie rano. Ja po prostu nie jestem w stanie wstać wcześniej niż na nasze wspólne śniadanie z ekipą o 10:30. Zanim dojadę do firmy, potrzebuję 2-3 godzin, by rozruszać ciało i móc normalnie chodzić, jakoś wyglądać i oddychać. Wszystko, co chcę osiągnąć, muszę dostosować do swoich możliwości i ograniczeń. W prowadzeniu biznesu wspierają mnie teraz mąż, synowie, nasze mamy. Myślę, że dopóki firma będzie istnieć, ja też będę mieć zdrowie, by działać.
Co jest dla ciebie największym osiągnięciem?
Przede wszystkim to, że mam wokół siebie ludzi, o których mogę mówić – współpracownicy, a nie pracownicy. Przechodziliśmy ostatnio kryzys, który mógł w ciągu tygodnia doprowadzić firmę do upadku. Wszyscy zostawali wtedy po godzinach i pracowaliśmy nawet w nocy, by ten kryzys zażegnać. To są ludzie, na których naprawdę mogę liczyć. Bywa, że przychodzą do pracowni, nawet kiedy mają wolny dzień, by napić się z nami kawy i pogadać. Wspólnie wspieramy też mamy dzieci z niepełnosprawnościami, które nie mogą pracować, a potrzebują dodatkowych pieniędzy. Sukcesem dla mnie jest też nominacja w plebiscycie WP Kobieta #Wszechmocne 2022, w kategorii #Wszechmocne w biznesie. Może nie stanę na podium, bo konkurencja jest duża, ale to niesamowite, że zwrócono uwagę na takie wiejskie, kolorowe, totalnie niepasujące do trendów MUU. Zauważono kilka lat mojej ciężkiej pracy, zaangażowania, serca dla kobiet i bycia sobą. Bardzo za to dziękuję!