Olga Tokarczuk dostała Nagrodę Nobla. Feministka, co nazywa siebie "pisarą"
Olga Tokarczuk otrzymała Literacką Nagrodę Nobla za "narracyjną wyobraźnię, która wraz z encyklopedyczną pasją reprezentuje przekraczanie granic, jako formę życia". Pisarka jest znana nie tylko ze swojej twórczości literackiej, ale również poglądów i zaangażowania w bieżące sprawy Polski.
10.10.2019 | aktual.: 10.10.2019 14:31
Olga Tokarczuk jest znana nie tylko ze swojej twórczości literackiej, ale również zaangażowania w sprawy społeczno-polityczne. Pisarka – sama nazywająca siebie "pisarą", popularyzując tym samym stosowanie żeńskich końcówek – aktywnie uczestniczy w akcjach społecznych, proekologicznych, feministycznych i prodemokratycznych. Jest wegetarianką i walczy o prawa zwierząt.
Olga Tokarczuk podpadła politykom
Podczas wywiadów czy konferencji nie stroni od głośnego wyrażania swoich poglądów, co nie zawsze spotyka się z aprobatą ze strony polityków. Po otrzymaniu Literackiej Nagrody Nike za "Księgi Jakubowe" w 2015 roku, Tokarczuk pojawiła się w programie "Minęła dwudziesta" w TVP Info. Powiedziała wtedy: "Wymyśliliśmy historię Polski jako kraju tolerancyjnego, otwartego, jako kraju, który nie splamił się niczym złym w stosunku do swoich mniejszości. Tymczasem robiliśmy straszne rzeczy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów".
Gdy w 2016 roku została uhonorowana tytułem Zasłużona dla Miasta Wałbrzycha, przypomniano tamtą wypowiedź. Wałbrzyscy radni PiS-u próbowali zablokować nominację Tokarczuk, argumentując, że jej słowa "stały w sprzeczności z założeniami polskiej polityki historycznej i szkodziły dobremu imieniu Polski. "Mówiono wprost o "szkalowaniu" obrazu Polski na arenie międzynarodowej. Internauci obrzucili ją wtedy wyzwiskami, pojawiały się określenia takie jak "żydowska szm..a". Niektórzy nawet grozili jej śmiercią. Sprawa trafiła do prokuratury.
Odniesienie do historii nie było jednak jedyną kontrowersyjną wypowiedzią, która odbiła się szerokim echem w dyskusji publicznej. Tokarczuk otwarcie krytykuje podporządkowanie swojego życia Kościołowi. "Katolicyzm nie sprzyja odwadze myślenia, eksperymentowaniu z ideami, jest zachowawczy i ostrożny. Zmiany w jego obrębie następują powoli i w sytuacji, kiedy już nie można dalej obstawać przy swoim. Taki klimat sprzyja dwóm filarom polskiej kultury religijnej – konformizmowi i hipokryzji" – mówiła na łamach "Tygodnika Powszechnego" w 2014 roku.
Olga Tokarczuk walczy o prawa kobiet
W 2017 roku Tokarczuk została wyróżniona na Kongresie Kobiet. Po raz pierwszy doceniono wtedy osobę, która nie jest bezpośrednio związana z polityką czy ruchem feministycznym. Mówiła wtedy, że kobiety wkraczają w nowy etap, nie tylko w polityce, ale i w rzeczywistości. Apelowała, by kobiety przypomniały sobie, czym są "solidarność i siostrzeństwo". "Cieszmy się z nich, ale projektujmy się do wielkich, ważnych rzeczy. Żeby powiedzieć 'nie' konformizmowi, żeby wydać wojnę hipokryzji, która nas otacza. Nauczmy się bojkotować lekarzy, którzy nie wypisują recept na środki antykoncepcyjne" – mówiła, nawiązując do sytuacji kobiet w Polsce i ograniczeń związanych z wprowadzeniem klauzuli sumienia.
W kwietniu tego roku Tokarczuk głośno wypowiadała się na temat strajku nauczycieli. Dołączyła do grona osób, które stanęły po stronie pedagogów i apelowały do rządu o pozytywne rozpatrzenie ich wniosku o podwyżki. Pisarka zwróciła wtedy uwagę, że w dużej mierze to nauczyciele są odpowiedzialni za to, jak będzie wyglądała przyszłość naszego kraju – w końcu to oni kształtują przyszłe pokolenia. Nazwała ich wtedy "trampoliną do lepszego jutra".
Olga Tokarczuk dba o swoją prywatność
O życiu prywatnym Tokarczuk niewiele wiadomo. Pierwszą powieść miała napisaną już w 1990 roku, jednak nie myślała o publikacji. Była wtedy psychoterapeutką i zajmowała się wychowaniem 3-letniego syna. Za mąż wyszła w wieku 23 lat, dziecko pojawiło się na świecie rok później. Choć pisarka rzadko wypowiada się w kontekście swojej prywatności, prawie dekadę temu odpowiedziała na pytanie dotyczące… swoich dredów, które nosi do dziś. "Po prostu tak teraz wyglądam. Pojawiły się przypadkiem" – mówiła. Tłumaczyła, że to fryzura, której pielęgnacja nie zajmuje dużo czasu i nie wymaga dużych nakładów finansowych, a właśnie na tym jej zależy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl