On umiera, a ty jesteś daleko. Z taką śmiercią najtrudniej się pogodzić
15.01.2019 15:18, aktual.: 15.01.2019 20:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Ktoś relacjonował mi przez telefon, jak umiera moja ukochana osoba, a ja mogłam tylko kulić się z żalu - opowiada Ilona. 29-latka była wtedy kilkaset kilometrów dalej i do dziś nie potrafi otrząsnąć się z traumy.
Gdy Ilona miała 12 lat, jej dwaj bracia zginęli w wypadku samochodowym. Była wtedy na koloniach i rodzina postanowiła jej nic nie mówić. - O tym, że nie żyją, dowiedziałam się dwa tygodnie po fakcie. Nigdy się z nimi nie pożegnałam. Nie byłam nawet na pogrzebie – wspomina w rozmowie z WP Kobieta.
Rodzice Ilony doszli do wniosku, że lepiej będzie, jeśli nie będą jej martwić ani przerywać beztroskich chwil w towarzystwie rówieśników. – Nigdy im tego nie wybaczyłam. Sądzę, że oni sami też nigdy nie pogodzili się ze stratą synów. Ta tragedia zniszczyła naszą rodzinę – przyznaje 29-latka.
Kilka lat temu Ilona dostała kolejny cios. Wzięła urlop w pracy i wyjechała odpocząć na stoku narciarskim. Gdy szusowała po Alpach, ktoś bardzo jej bliski umierał w Polsce. Wiedziała, że nie zdąży wrócić, aby się z nim pożegnać.
- Do dzisiaj trudno mi żyć z faktem, że nie byłam na miejscu, gdy odchodził, że ktoś relacjonował mi przez telefon, jak umiera moja ukochana osoba, a ja mogę tylko kulić się z żalu. Myślę, że to zostanie ze mną do końca życia – mówi ze smutkiem.
Poczuła się oszukana
Artur, tata Moniki zmagał się z nowotworem przez 5 pięć lat, a ona podporządkowała swoje życie pod jego chorobę: przeszła na zdalny tryb pracy, woziła go do lekarza, kontrolowała wyniki badań. W momentach, gdy czuł się lepiej, wyjeżdżała z domu na krótkie urlopy z rodziną. – W czerwcu 2016 roku pojechałam z dziećmi i mężem na kilka dni do Chorwacji. Tata był wtedy lekko przeziębiony, ale nic nie wskazywało, żeby miało dziać się coś złego. Następna wizyta w szpitalu i kolejna chemioterapia wypadały za dwa tygodnie – wspomina kobieta.
Gdy Monika dojechała do kurortu, zadzwoniła do niej mama: "Tata źle się poczuł i zemdlał. Karetka zabrała go do szpitala. Stracił dużo krwi, będzie transfuzja". Przerażona kobieta chciała wracać, ale matka uspokajała, że to nie pierwsza tego typu sytuacja w ciągu ostatnich pięciu lat.
Rano Monika próbowała dodzwonić się do taty i o dziwo odebrał i na dodatek radośnie przywitał. Transfuzja pomogła, mężczyzna poczuł się lepiej. Opowiada, że po półgodzinnej rozmowie powiedział, że musi kończyć, aby przygotować się do badania. Lekarze postanowili zrobić gastroskopię, aby sprawdzić, co mogło być przyczyną krwawienia z jamy brzusznej.
Artur poszedł na badanie, a Monika na plażę z dziećmi. Kilka godzin później zadzwoniła jej matka i szlochając powiedziała, że ojciec nie żyje. – Od razu spakowaliśmy się i ruszyliśmy do Polski. Miałam wrażenie, że podróż trwała wieczność – opowiada 34-latka.
Monika nie może sobie wybaczyć, że nie wróciła dzień wczesnej, choć zdaje sobie sprawę, że nie mogła przewiedzieć, jak się potoczą sprawy. Nie chciała też psuć dzieciom wyjazdu, byli tam tylko dwa dni. Dziś gdy myśli o tym ostatnim pożegnaniu, czuje ze zawiodła tatę i nie zobaczyła go przed śmiercią. – Czułam się oszukana, że odszedł akurat wtedy, gdy wyjechałam – przyznaje.
Akceptacja własnej śmierci w przyszłości
Zdaniem psychologa społecznego, dr Małgorzaty Godlewskiej, jeśli do śmierci dochodzi nagle i nie mamy możliwości uczestniczenia w procesie odchodzenia, to ten fakt może wydłużyć żałobę i sprawić, że przejście jej będzie bardziej dotkliwe.
– Niektórym nieustannie dźwięczy w głowie myśl, że mogli coś zrobić, w jakiś sposób pomóc. Albo chociaż potrzymać za rękę w ostatnich chwilach – tłumaczy ekspertka w rozmowie z WP Kobieta.
Przechodzenie żałoby dzieli się na pięć etapów: zaprzeczanie, gniew, targowanie się, depresja i akceptacja. – Jeśli nie było nas przy bliskiej osobie w momencie, gdy odchodziła lub nie mieliśmy okazji wzięcia udziału w pogrzebie, to przejście z pierwszego etapu do drugiego, może być wydłużone. Faza zaprzeczenia może być wówczas przeżywana bardziej intensywnie, gdyż nie otrzymaliśmy wystarczającego potwierdzenia – wyjaśnia Godlewska i jednocześnie akcentuje, że w przypadku przedłużającej się żałoby, warto zwrócić się o pomoc do specjalisty.
Ekspertka podkreśla, że adaptacja do żałoby polega tak naprawdę na akceptacji własnej śmierci w przyszłości. – Człowiek, który jest doświadczony poprzez odejście bliskiej osoby konfrontuje się z własną śmiertelnością. Gdy ktoś nam umiera skupiamy się na tym, jak poradzimy sobie bez niego, jak nasz świat będzie teraz wyglądał. Tymczasem badania naukowe pokazują, że paradoksalnie to doświadczenie dotyczy przede wszystkim nas samych – wyjaśnia psycholog.
Po zakończeniu żałoby często pojawia się tzw. "wzrost potraumatyczny", czyli zjawisko pozytywnych zmian. – Ludzie zaczynają czerpać z życia pełnymi garściami, bo przerobili już w swoich głowach kwestię śmiertelności – tłumaczy dr Godlewska.
Trzeba pamiętać, w jaki sposób należy wspierać osoby pogrążone w żałobie. Według Godlewskiej nie wolno na siłę próbować wyrwać ich z zadumy czy rozbawiać, bo w takich chwilach refleksja i wyciszenie są jak najbardziej wskazane. Podkreśla, że warto okazać chęć wsparcia i pomocy w codziennych sprawach, a czasami po prostu pobyć z tą osobą.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl