Blisko ludzi"Ona następna pójdzie na stos". Eva opowiada, co ją spotkało w obozie śmierci

"Ona następna pójdzie na stos". Eva opowiada, co ją spotkało w obozie śmierci

"Ona następna pójdzie na stos". Eva opowiada, co ją spotkało w obozie śmierci
Źródło zdjęć: © BBC - stopklatki
Lidia Pustelnik

26.01.2018 15:40, aktual.: 26.01.2018 17:22

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Eva Bahar miała 18 lat, kiedy naziści zabrali ją z rodzinnej wioski w Rumunii i wywieźli do Auschwitz. – Pamiętam, jak leżałam na dolnym posłaniu, a dziewczyna z góry powiedziała do innej: "Ona następna pójdzie na stos" – wspomina. 93-letnia dziś Eva ostrzega świat: oto, co się dzieje, gdy zaczynamy nienawidzić siebie nawzajem.

Eva wspomina dzień, kiedy naziści razem z innymi członkami jej rodziny, znajomymi i sąsiadami kazali jej wsiąść do pociągu i wywieźli do Auschwitz. – Pamiętam tę noc. W naszej wiosce jedna z dziewcząt kształciła się, by zostać śpiewaczką operową – mówi w rozmowie z BBC. – Ta dziewczyna zaśpiewała "My Yiddishne Momme", od początku do końca był to jeden wielki szloch. I tak zaczęło się moje życie w Auschwitz – mówi.

– Wstawaliśmy rano. Ogrodzenia były pod napięciem. Każdego ranka znajdowaliśmy ludzi, którzy dali się porazić prądem – opowiada, nie kryjąc emocji. – Każdej z nas dano sukienkę. To było komiczne, bo dostawałaś albo małą sukienkę dla dużej osoby, albo dużą sukienkę dla małej osoby. Nie widziałaś siebie, ale widziałaś inne kobiety. To był smutny śmiech, ale się śmiałyśmy – mówi Eva.

Pamięta nieustający zapach palących się ciał, jaki odczuwali więźniowie obozu, a także wszechogarniający strach. – W Auschwitz nigdy nie wiedziałaś, czy za minutę nie umrzesz – mówi kobieta.

Pewnego dnia Evę, młodą i wciąż zdrową, przetransportowano pociągiem do obozu Bergen-Belsen w Niemczech. Podróż trwała 4 godziny. – Pociąg się zatrzymał, ale ja zdjęłam swoje buty, żeby ogrzać sobie stopy. Z powrotem dostałam tylko jeden but. Mimo to musiałam wstać. Wszędzie było biało od śniegu – mówi o tym wydarzeniu. Eva musiała przejść 7 kilometrów z pociągu do baraku. Boso, brnąc w śniegu na metr. Najgorsze było jednak dopiero przed nią.

– To był niewyobrażalny horror. Wszędzie leżały ludzkie ciała. Ludzie chodzili, jakby już byli martwi. Byli tak wychudzeni, że widać było wszystkie kości – opowiada kobieta. Sama, z głodu i wycieńczenia, również podupadła na zdrowiu. Zachorowała na dur plamisty i czerwonkę. – Byłam już po drugiej stronie. Pamiętam, że leżałam na dolnym posłaniu i usłyszałam, jak dziewczyna leżąca nade mną szepnęła do koleżanki: "Ona następna pójdzie na stos". Pamiętam też, że wtedy powiedziałam sobie: "Mylisz się. Nie mam zamiaru umrzeć. Mam zamiar się stąd wydostać" – wspomina.

Brytyjskie wojska uwolniły więźniów Bergen-Belsen w kwietniu 1945 roku. W obozie znaleziono ponad 20 tys. niepochowanych ciał. – Ocalali muszą opowiedzieć o swoim doświadczeniu i wyjaśnić światu, jak straszny był to horror. Może dzięki temu ludzie zrozumieją, co się stanie, jeśli nadal będziemy siebie nienawidzić i zabijać. Może jest to lekcja, z której wszyscy musimy się uczyć – mówi z naciskiem 93-latka.

Nigdy więcej
27 stycznia przypada Dzień Pamięci Ofiar Holocaustu. Ci, którym udało się przeżyć, opowiadają o swoich doświadczeniach ku przestrodze potomnych. Wielu z nich, tak jak inna więźniarka Auschwitz, urodzona w Polsce Sonia Klein, boją się, że Holocaust może się powtórzyć.

Gdy wybuchła wojna, Sonia była nastolatką. W 1943 roku razem z rodziną została przewieziona do obozu na Majdanku, później do Auschwitz. Przeżyła w sumie cztery obozy koncentracyjne. Po wyzwoleniu przez amerykańskich żołnierzy dołączyła do grupy innych byłych więźniów – wśród nich poznała swojego przyszłego męża i razem z nim wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych.

Choć ułożyła sobie życie na nowe, doskonale wie, że nigdy nie będzie w stanie zapomnieć o tym, co się wydarzyło. – Kiedy przyjechałam do Stanów w 1945 roku, świat dopiero co był świadkiem okrutnej kumulacji antysemityzmu - niezrozumiałego morderstwa 6 milionów Żydów – napisała w liście do CNN. – W latach 40. byliśmy przekonani, że coś takiego jak Holocaust już się nie powtórzy i przez ostatnie siedem dekad trwaliśmy w tym przekonaniu. Ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy poczułam się znowu tak, jak w 1938 roku, jak podczas nocy kryształowej - nocy, podczas której przez nazistowskie Niemcy przetoczyła się fala okrutnej przemocy przeciwko Żydom i która zapowiadała kolejne morderstwa. Dziś boję się. Nie o siebie, ale o swoje dzieci, wnuki i wszystkie dzieci – pisała.

List ocalałej z Holocaustu Sonii był odpowiedzią na strzelaninę w Charlottesville w stanie Wirgninia, do której doszło w sierpniu ubiegłego roku. Doszło wówczas do starcia między skrajną prawicą i jej przeciwnikami.

Idee skrajnej prawicy, w tym neonazistowskie, w ostatnich latach zyskują popularność nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale również w Polsce. Choć nazistowskie symbole są zakazane, widok swastyki namalowanej na murze nie jest rzadkością. Ostatnio toczy się dyskusja na temat przedstawionych w "Superwizjerze" TVN polskich neonazistów, świętujących urodziny Adolfa Hitlera. Dlatego świadectwa Evy i Sonii są dziś tak ważne. Przypominają, że nazizm to nie abstrakcyjne rozważania na temat rasy czy idealnego państwa – to unicestwienie w niewyobrażalnych męczarniach milionów ludzkich istnień. Coś, co już nigdy nie powinno się powtórzyć.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (19)