Opisała, jak podczas porodu potraktował ją prof. Chazan. Teraz lekarz podał ją do sądu
- To nie jest sprawa między mną a obrażonym profesorem Chazanem, tylko między ruchami prolajfowymi a resztą świata – pisze na Facebooku Anka Grzybowska. Dziennikarka kilka miesięcy temu opisała szczegółowo, jak potraktował ją w szpitalu prof. Chazan. Teraz lekarz podał ją do sądu.
- Sądzę, że mogę o tym napisać oficjalnie - profesor Bogdan Chazan w końcu podał mnie do sądu z paragrafu 212 b KK o zniesławienie sygn. akt VIII K 537/16, Sąd Rejonowy Warszawa Mokotów. Reprezentować go będzie mecenas Kwaśniewski z kancelarii Parchimowicz-Kwaśniewski w Warszawie, szef zespołu Ordo Iuris. Moim pełnomocnikiem będzie mecenas Jacek Dubois. Jego nikomu nie trzeba przedstawiać w odróżnieniu od naszych adwersarzy. Póki co wpłynęła do mnie "skarga w sprawie z oskarżenia prywatnego" licząca 8 stron. Mój pełnomocnik jeszcze się z nią nie zapoznał. Całość skargi opublikujemy. Dajcie nam czas do 5 stycznia. (...) Pamiętajmy, że to nie jest sprawa między mną a obrażonym profesorem Chazanem, tylko między ruchami prolajfowymi a resztą świata. Liczymy na Was, bo tylko dzięki Wam wszystkim możemy dać polskim kobietom nadzieję na normalność. Bardzo Wam osobiście dziękuję za dotychczasowe wsparcie. Mamy za sobą najlepszego z najlepszych i damy spokojnie radę. Jesteśmy twarde, wiemy, o czym mówimy. Wszystkie czujemy to samo. MY występować będziemy w imieniu tych wszystkich kobiet, które poległy w starciu z "klauzulą sumienia" i ludźmi takimi jak profesor Chazan. MY chcemy normalności, i to o nią będziemy walczyć w imieniu NAS wszystkich. Wiemy, że będziecie z nami i wiemy, że jesteśmy razem – pisze Anka Grzybowska na Facebooku.
Zobacz także: Słynne wypowiedzi Chazana
Przypomnijmy, o jej historii zrobiło się głośno we wrześniu 2016 roku. W Szpitalu im. Świętej Rodziny przy ul. Madalińskiego w Warszawie Grzybowska urodziła syna. W dniu jego dwunastych urodzin postanowiła podzielić się swoją historią. Na swoim profilu na Facebooku opublikowała post traktujący między innymi o profesorze Chazanie, ku przestrodze:
Oburzone jej historią Polki słały do niej listy, w których opisywały to, jak same zostały potraktowane przez lekarza, opowiadały o swoich aborcjach.
- Odzew był nieprawdopodobny - w ciągu trzech godzin post udostępniono ponad 1000 razy, dzisiaj ta liczba sięgnęła 7000. Z całej Polski przychodzą do mnie maile i prywatne wiadomości. Dzwonią do mnie kobiety, które płacząc w słuchawkę, opowiadają o potwornych, drastycznych historiach, które miały miejsce w różnych szpitalach. Dostaję setki stron dokumentacji medycznej, ale także wyrazy wsparcia, otuchy i próśb o to, żeby nie odpuszczać. Wstrząsająca jest nie tylko skala problemu, ale także to, że jeden post może zdziałać tak wiele – pisała wtedy Grzybowska dla WP Kobieta.
W sieci rozpętała się burza. Prof. Chazan tak komentował tę sprawę w rozmowie z Wirtualną Polską: To wydumana historia, w sprawie której wszczęte jest już prawne postępowanie. Opowieść tej wirtualnej pacjentki jest od początku do końca zmyślona. Kiedy byłem dyrektorem Szpitala Św. Rodziny w Warszawie, prawie cały swój czas poświęcałem czynnościom administracyjnym, nad czym zresztą bolałem. Nie podejmowałem decyzji dotyczących sposobu przeprowadzenia porodu na sali porodowej, chyba że w drodze wyjątku, kiedy ciąża była skomplikowana. Nie prowadziłem obchodów w oddziałach. Jeden z podawanych przykładów dotyczy roku 2003, wtedy jeszcze w tym szpitalu nie pracowałem. Akcje tego typu wywoływane są celowo, by mnie zdyskredytować i poniżyć. Muszę jednak powiedzieć, że znoszę to dobrze. Jestem nawet zadowolony, bowiem chroni mnie to przed pychą. Poza tym istotne jest, iż częstość zgonów noworodków w Szpitalu Św. Rodziny była i jest nadal o połowę mniejsza niż średnia w całym kraju. Świadczy to o dobrym poziomie opieki położniczej i neonatologicznej w tym szpitalu.
Pod koniec grudnia 2016 roku 45 tys. mieszkańców Warszawy podpisało petycję o przywrócenie prof. Bogdana Chazana na stanowisko dyrektora szpitala im. Świętej Rodziny. Dokument z podpisami trafił do stołecznego Ratusza. Lekarz protestującym w jego sprawie podziękował i zapewnił, że nie domaga się powrotu na dawną posadę, tylko chodzi mu "o zasady". - O to, by dzieci nie były zabijane, by prezydent stolicy zastanowiła się nad tym, że jej decyzja spowodowała, iż w całym kraju zwiększyła się liczba aborcji, bo lekarze ginekolodzy doszli do wniosku, że nie opłaca się protestować i trzeba posłusznie wykonywać aborcje w przypadku wszystkich dzieci, których rodzice podjęli taką decyzję - mówił.
Wszystko wskazuje na to, że Grzybowskiej nie zamierza odpuścić.