GwiazdyOscarowe nominacje, które warto obejrzeć. Korwin-Piotrowska i Wellman polecają ten sam film

Oscarowe nominacje, które warto obejrzeć. Korwin-Piotrowska i Wellman polecają ten sam film

"Wiesz, jak się skończy, a mimo to nie chcesz, żeby się kończył", " o dziewczyńskim dojrzewaniu bez kompleksów", "bohaterowie nie umieją ani żyć bez miłości, ani kochać", czyli jak tuż przed Oscarami wybrać film dla siebie.

Oscarowe nominacje, które warto obejrzeć. Korwin-Piotrowska i Wellman polecają ten sam film
Źródło zdjęć: © kadr z filmu
Helena Łygas

04.03.2018 08:43

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W niedzielę 4 marca w Dolby Theatre w Los Angeles odbędzie się 90. gala wręczenia nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Jeśli macie spore zaległości i nie wiecie, na jaki seans najlepiej się zdecydować, w sukurs przybywają Dorota Wellman, Michał Walkiewicz, redaktor naczelny portalu Filmweb, a nawet ulubiona blogerka kulinarna redakcji WP Kobieta.

DOROTA WELLMAN, dziennikarka i prezenterka

Bezwzględnie polecam "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri". Myślę zresztą, że ten obraz zgarnie w tym roku statuetkę dla najlepszego filmu. Już sama historia jest niebanalna - samotna matka, której nastoletnia córka została zamordowana, wynajmuje trzy stare tablice reklamowe za miastem. Zawiesza tam bannery piętnujące policję, która wciąż nie znalazła sprawców.

Od pierwszych minut mniej-więcej orientujesz się, jak ten film się skończy, a mimo to nie chcesz, żeby się kończył, tak zaangażowany jesteś w historię. Takie kino pozostawia w człowieku osad na długie dni, to nie jest film o którym zapomina się po kilku godzinach, jak o pierwszej z brzegu komedii romantycznej.

Z jednej strony to koncerty gry aktorskiej na sześć rąk, bo wbrew pozorom w tej historii jest aż troje głównych bohaterów. Z drugiej wyciągnięcie na powierzchnię dwóch obaw, które dotyczą nas wszystkich. Nagła strata bliskiej osoby i obawa, że bólu po niej nie da się ukoić.

Do tego bezsilność człowieka zanurzonego w systemie. Niby jest policja, ale nie robi za dużo, a działać na własną rękę się nie da, właśnie dlatego, że ta policja jest. Bezsilność jednostki wobec biurokratycznej machiny zdarza się tak naprawdę wszędzie, niezależnie od tego, czy mieszkamy w Polsce, w Stanach Zjednoczonych, czy w Bangladeszu. Mimo wszystko to nie jest film mroczny i ciężki, z którego wychodzi się strutym.

MICHAŁ WALKIEWICZ, redaktor naczelny portalu Filmweb

Na ostatni seans przed Oscarami poleciłbym "Niemiłość", obraz nominowany w kategorii "Najlepszy film nieanglojęzyczny". Trzy lata temu Andriej Zwiagincew przegrał w Dolby Theatre z Pawłem Pawlikowskim i jego "Idą". W tym roku na Oscara ma olbrzymie szanse.

"Niemiłość" to potężna panorama współczesnej Rosji z jej erozją stosunków społecznych, przedstawiona przez pryzmat intymnej historii rozpadu rodziny. Borys i Zenia to małżeństwo po 30., które właśnie się rozwodzi. Zenia zaszła w ciążę jako młoda dziewczyna, więc Borys się oświadczył. Teraz oboje próbują się z tego układu wypisać. Ona ma starszego, dobrze sytuowanego kochanka, ale i Borys ułożył sobie życie z inną kobietą, która jest z nim w ciąży. Para nie może na siebie patrzeć. Jest jeszcze 11-letni Aleksiej, którego przerzucają między sobą. Żadne z nich nie ma najmniejszej ochoty brać go do swojego "nowego życia". Niespodziewanie chłopiec znika bez śladu.

Już od pierwszych kadrów wiemy, że zobaczymy obraz poważny, taki, który nami wstrząśnie. "Niemiłość" to pozornie prosta historia, a jednocześnie koktajl sensów, dyskusja z klasykami kina rosyjskiego i satyra. Zachwyca Maryana Spivak w roli uzależnionej od mediów społecznościowych matki, które zaburzają jej obraz świata. Zenia robi i mówi rzeczy, które wygodnie byłoby widzowi potępić, ale to postać tak pełna niuansów, że na pewnym poziomie rozumiemy jej okrucieństwo. Zwiaginecew ma nie tylko autorskie spojrzenie na kino, ale i na człowieka. Jego bohaterowie nie umieją ani żyć bez miłości, ani kochać.

Kadr z filmu "Niemiłość"

Obraz
© kadr z filmu

KAJA KLIMEK, tłumaczka i edukatorka filmowa

Co dwa polecenia, to nie jedno. Stawiam zatem na "Lady Bird" w reżyserii Grety Gerwig i "Jestem najlepsza. Ja, Tonya" Craiga Gillespiego.
Filmy różni sporo, ale łączy jedno: mocne, świetnie zagrane postaci kobiece, zarówno te pierwszo- jak i drugoplanowe. "Lady Bird" to opowieść o dojrzewaniu, którą w tak bezpretensjonalnym i szczerym stylu mogła opowiedzieć tylko Gerwig. Lady Bird (fantastyczna Saoirse Ronan, nominowana dwa lata temu za rolę w filmie "Brooklyn") to trochę młodsza siostra, a trochę nastoletnia wersja Frances, w którą kilka lat temu wcieliła się sama reżyserka (mowa o filmie "Frances Ha" w reż. Noah Baumbacha z 2012 – red.)

"Jestem najlepsza…" to z kolei rzadkie dobro na filmowym rynku: film biograficzny poświęcony nie kolejnemu słynnemu i ważnemu z racji swych dokonań mężczyźnie, lecz kobiecie. Jego bohaterką jest Tonya Harding, amerykańska łyżwiarka figurowa.

W latach 90. wywołała skandal, który wyszedł poza granice Stanów. Były mąż łyżwiarki wynajął mężczyznę, który miał zaatakować największą rywalkę Tonyi na kilka tygodni przed Olimpiadą, na którą obie się szykowały. W rolę Harding brawurowo wcieliła się Margot Robbie, nominowana zresztą za tę rolę do Oskara. U mnie ma mocne noty 5.9 i złoty medal, którego Tonyi na Olimpiadzie niestety zdobyć się nie udało.

MAGDALENA GRZEBYK, autorka bloga Krytyka Kulinarna

Być może to banalna historia, być może dostała nominację tylko za charakteryzację, a nie za główną rolę, być może naiwnością jest wierzyć, że każdy człowiek jest z natury dobry, ale "Cudowny chłopak" porusza. Jest filmem o przekraczaniu granic, o wychodzeniu ze strefy komfortu i konfrontowaniu się ze światem, który źle znosi wszelką odmienność.

Dziesięcioletni Auggie, który miał nieszczęście urodzić się z wadą genetyczną i w związku z tym przejść szereg operacji przywracających mu w miarę normalny wygląd, ląduje w szkole, gdzie czeka go bolesna konfrontacja z rówieśnikami. Bowiem Auggie nadal wygląda tylko "w miarę" normalnie, a dziesięciolatkom obca jest empatia. Z tej mieszanki nie ma prawa wyniknąć nic dobrego.

"Cudowny chłopak" to rok z życia Auggiego Pullmana (świetna rola Jacoba Tremblaya). Rok, który najpierw nieśmiało, a później już bez żadnych ceregieli wyciska z nas łzy wzruszenia aż do samego końca. Razem ze mną płakało całe kino. Tak, faceci też. Głośno i mokro. Dla miłośników wzruszeń. Nie tylko przed Oscarami.

KAROLINA KORWIN-PIOTROWSKA, dziennikarka

Mogłabym polecić kilka filmów spośród tegorocznych nominowanych. Z tych, które trafiły już do polskich kin choćby "Tamte dni, tamte noce" czy "Kształt wody". Myślę jednak, że tytułem najbardziej uniwersalnym, gdzie każdy widz znajdzie coś dla siebie jest "Trzy billboardy na Ebbing, Missouri".

Trochę przypowieść biblijna, tyle że w Biblii nie ma ironii ani czarnego humoru, a trochę western, którego akcja dzieje się w XXI wieku. Bohaterka staje sama przeciw wszystkim staje w obronie prawdy i godności, jak Brudny Harry.

Jej córkę zgwałcono, zabito, a zwłoki spalono. Po wielu miesiącach wciąż nie znaleziono sprawców. Bohaterka próbuje ukoić ból, ale i poczucie winy. Bo nie była idealna matką, podobnie jak jej córka nie była idealną córką. Rozdrapuje tę ranę celowo, czego ma dosyć jej otoczenie, nawet jej syn.

Obok zrozpaczonej matki jest też umierający na raka dobry szeryf, który chce odejść w wielkim stylu i zły gliniarz, grany z wirtuozerią przez Sama Rockwella. Tak niejednoznaczny, jak tylko można to sobie wyobrazić. Rasista, brutal, zdominowany przez matkę homofob, ktoś, po którym nie spodziewasz się już niczego dobrego.

Ten film jest głęboko humanistyczny. Pokazuje ludzi takimi, jacy są. Wszystkim zdarza się zachować emocjonalnie, głupio, być leniwym, zobojętniałym, upić się. Słyszałam, że są nauczycielki, które zabierają na ten film uczniów gimnazjum i bardzo mnie to cieszy, to taki film, o którym trzeba dyskutować, niezależnie od wieku, a już zwłaszcza z młodymi ludźmi.

Kadr z filmu "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri"

Obraz
© kadr z filmu

ŁUKASZ KNAP, kulturoznawca, recenzent, dziennikarz filmowy

Jeśli nadrabiać oscarowe zaległości, to tylko z “Lady Bird”. Debiutancki film 34-letniej Grety Gerwig zbiera prawie same pochwały i ma szansę aż na pięć statuetek. Czym sobie zasłużył na tyle wyróżnień? Przede wszystkim nietuzinkowym spojrzeniem na dojrzewanie. Znamy w amerykańskim kinie wiele portretów wchodzących w dorosłość chłopaków, teraz czas na dziewczyny.

Bohaterką filmu jest dość pyskata i uparta nastolatka, która wie, że musi walczyć o swoje, inaczej nikt jej nie pomoże. Saoirse Ronan swoim magnetycznym spojrzeniem kradnie naszą uwagę od pierwszej sceny. Reżyserka nie ukrywa, że scenariusz był inspirowany jej życiem. Ale nie wprost. To film opowiadający o “dziewczyńskim” dojrzewaniu bez kompleksów. Mam nadzieję, że zobaczy go jak najwięcej osób. Marzy mi się polski film o dorastaniu takiej dziarskiej dziewczyny jak Lady Bird.

Źródło artykułu:WP Kobieta
dorota wellmankarolina korwin-piotrowskaoscary
Komentarze (55)