"Panie ministrze, potrafimy czytać ulotki i nie łykamy tych pigułek jak dropsy". Antykoncepcja znów na świeczniku
Antykoncepcja – słowo odmieniane ostatnio przez wszystkie przypadki. Sejm po raz kolejny debatował na dostępem do pigułek "dzień po". Wygląda na to, że walka kobiet o antykoncepcję awaryjną będzie trwała jeszcze długo.
Dyskusja o dostępnie do antykoncepcji trwa w najlepsze. Kolejny odcinek tej smutnej telenoweli przypadł właśnie na środę. Podczas 41. posiedzenia Sejmu posłowie debatowali o projekcie przewidującym, że antykoncepcyjne pigułki "dzień po" będą sprzedawane jedynie na receptę.
- Trzeba to jasno sobie dzisiaj powiedzieć, po raz kolejny PiS jest na wojnie z kobietami. Ogranicza prawa i wolności kobiet – tym razem poprzez ograniczanie dostępu do antykoncepcji. Tabletka EllaOne będzie na receptę i zanim kobieta będzie chciała kupić tabletkę "dzień po”, będzie musiała iść do lekarza "dzień przed". Polska będzie drugim krajem bez możliwości kupienia tego środka - mówiła Monika Wielichowska z PO.
- Zwiększacie państwo podziemie aborcyjne w Polsce. Kiedy przestaniecie nienawidzić kobiet i zajmiecie się realizacją obietnic wyborczych, a nie ideologią? – pytała z mównicy sejmowej posłanka.
Kiedy posłowie debatowali, PiS zakazał działaczkom związanym z Czarnym Protestem wstępu do Sejmu. Po kilku interwencjach różnych polityków Kancelaria Sejmu zgodziła się, by po dwie kobiety wprowadziły posłanki i posłowie Platformy Obywatelskiej.
W Sejmie gorąco
- Debata o pigułce "dzień po", to nie jest debata o moralności, ani o biologii, ale o wolności. Stan, który mamy dzisiaj w Polsce, nikogo do używania tej pigułki nie obliguje. Nikt nie jest w Polsce zmuszany, by dzień po akcie seksualnym musiał taką pigułkę spożyć – zaznaczył Michał Kamiński.
- W Polsce istnieje bardzo silna instytucja i jest nią Kościół katolicki, która cieszy się pełnym poparciem i przywilejami ze strony państwa, aby głosić swoją naukę w dziedzinie etyki seksualnej. Z jakichś powodów bardzo wielu Polaków, tej katolickiej większości, akurat w tej dziedzinie swojego Kościoła nie słucha. To, że pan minister robi to, co robi, wpisuje się w większy proces obecnej władzy. Rewolucji ustrojowej towarzyszy kontrrewolucja obyczajowa. Chcecie cofnąć Polskę do średniowiecza i robicie to tylnymi drzwiami – dodał poseł.
- To jest ustawa o ratunkowym dostępie do technologii medycznych. Ogromnie żałuję i nie wiem, czy tak wiele osób tej ustawy nie przeczytało, czy po prostu jest to celowe, wybiórcze traktowanie sprawy. To ustawa, o której wszyscy powinniśmy dyskutować w zgodzie, o ważnych sprawach tysięcy pacjentów, którzy przychodzą także do naszych biur poselskich. A my niestety prawie w ogóle o tym nie dyskutujemy - komentował Tomasz Latos z Prawa i Sprawiedliwości.
- Ustawa niesie ze sobą wiele rozwiązań dobrych dla pacjentów. Nikt nie walczy w Ministerstwie Zdrowia ani w rządzie z kobietami. Nikt nie zamierza ograniczać praw kobiet - apelował Marek Tombarkiewicz, podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia.
Zaznaczył także: "W roku 2014, gdy tabletka EllaOne była wydawana na receptę, zużycie wynosiło 10 127 tabletek. Od kwietnia 2015 roku była wydawana bez recepty. Więc dane za ten rok wynoszą – 165 958 tabletek, za rok 2016 – 227 113 tabletek, plus 11 658 z importu równoległego, czyli jest to wzrost 23-krotny. To są dość twarde dane, że tabletka do antykoncepcji awaryjnej stała się dla większości kobiet antykoncepcją systemową. A nie o to chodzi".
Według Urszuli Pasławskiej z PSL kwestia antykoncepcji jest zasłoną dymną dla innych, równie kontrowersyjnych zapisów ustawy. Jej zdaniem chodzi też o zepchnięcie na margines niespełnionych obietnic wyborczych rządu. - Zmniejszenie kolejek, darmowe leki dla seniorów, ale także likwidacja NFZ, to były państwa sztandarowe pomysły - podkreśliła.
- Panie ministrze, potrafimy czytać ulotki i nie łykami tych pigułek jak dropsy - skomentowała projekt Monika Rosa z .Nowoczesnej. - Jeśli wam zależy na zdrowiu Polek, wprowadźcie porządną edukację seksualną. Zaufajcie Polkom. Zaufajcie, że nie jesteśmy głupsze niż Niemki czy Czeszki, które mają dostęp do antykoncepcji awaryjnej - powiedziała.
- Środki antykoncepcji awaryjnej nie są środkami poronnymi, a Polska to kraj bezstronny religijnie – mówił z kolei Marek Ruciński.
Jerzy Kozłowski z klubu Kukiz'15 nazwał kwestię pigułki "dzień po" wrzutką ideologiczną. – Ograniczenie dostępu do tzw. awaryjnej antykoncepcji, poprzez narzucenie obowiązku sprzedawania pigułek „dzień po” na receptę, jest po prostu niedopuszczalne. To ideologia, naruszenie praw kobiet - zaznaczył poseł. - Efektem ubocznym działania tego leku jest po prostu ciąża. Panie ministrze, chce pan narzucić wszystkim Polakom swoją ideologię. Polskie kobiety są odpowiedzialne i same potrafią kierować swoim życiem - mówił Kozłowski.
- Antykoncepcja awaryjna jest dostępna bez recepty we wszystkich krajach w Unii Europejskiej poza Węgrami - zaznaczył z mównicy poseł PO, składając na ręce marszałka Kuchcińskiego wniosek o pięć poprawek.
Pigułkę "dzień po" odesłano dziś z powrotem do komisji.
Stygmatyzacja antykoncepcji trwa w najlepsze i wciąż trudno powiedzieć, jak zakończy się walka o dostęp do pigułek.