Patchwork się nie udał, czyli przyszywane matki i weekendowi ojcowie
Rodziny patchworkowe to najczęściej konsekwencja rozwodów. Od kilkunastu lat rocznie notuje się ich około 66 tysięcy. O takich rodzinach mówi się dobrze albo wcale.
Patrycja, 28 lat
Nigdy nie słyszałam o problemach z pasierbami. Żyjemy w świecie, w którym o patchworkowych rodzinach mówi się z optymizmem. Kiedy poznałam Janka, miałam obawy, czy jego 6-letni syn mnie polubi. Czy będzie mnie obwiniał za to, że jego rodzice się rozstali? Czy ja go polubię? Przyjaciółki uspokajały mnie, mówiły, że to tylko dziecko, na pewno przekona się do mnie.
Jedynie moja mama powiedziała, że to będzie trudny związek. Nie wierzyłam jej, mówiłam, że teraz są inne czasy. Ludzie się rozwodzą na potęgę, więc związki z dzieciatym facetem to niemalże norma.
Kubuś, syn mojego chłopaka Janka był zamkniętym w sobie małomównym chłopcem. Kiedy przyjeżdżał do nas na weekend, chodził za Jankiem krok w krok. Próbowałam bawić się z nim, kupowałam gry, zabawki. Nie reagował. Janek mówił, że Kubuś zawsze tak mało mówi. Czułam się odrzucona. Co weekend próbowałam dołączyć do zabaw, wejść w ten dwójkowy układ. Po kilku miesiącach dałam sobie spokój. Janek zaczął się denerwować, dlaczego ja się nie udzielam.
Dlatego, że to bez sensu, odpowiadałam.
Zaszłam w ciążę, wzięliśmy szybki ślub. Bałam się, jak moje przyszłe dziecko odnajdzie się w tej sytuacji. Do tego doszły problemy z Olgą, byłą partnerką Janka, która od początku robiła nam problemy. Podrzucała Kubę, kiedy tylko mogła. Więc z weekendowych spotkań zrobiły się prawie codzienne widzenia. Byłam w 7. miesiącu ciąży i byłam załamana. Kiedy urodziła się Iga, Janek dużo mi pomagał. To był chyba jedyny plus, że wychował już jedno małe dziecko, więc zna się w temacie. Uspokajał mnie i był prawdziwym wsparciem.
Najgorsze przyszło, kiedy Olga związała się z nowym facetem. Kuba praktycznie zaczął z nami mieszkać. Zajmowałam się córką, więc cała energia szła w jej kierunku. Kuba zaczął wymuszać na ojcu zajmowanie się nim. Panie w przedszkolu powiedziały, żeby wysłać chłopca do psychologa.
I Janek, i Olga nie widzieli problemu z synem. Byłam jedyną osobą, która widziała, że jest z nim gorzej niż wcześniej. Nie lubił Igi. Mówił, żeby wynieść ją na noc na dwór, bo krzyczy. Nie ukrywam, że zawsze emocjonalnie wykańczało mnie, kiedy Kuba odciągał Janka ode mnie, a teraz kiedy odciągał go od Igi, dostawałam szału. Groziłam nawet rozstaniem.
Kiedy tylko rozmawiałam z mężem, pojawiał się od razu Kuba. Miałam dość. Dość poczucia winy, dość kumulowania w sobie złości. Przestałam rozmawiać z mężem, żyliśmy obok siebie. On z synem, a ja z córką. Coraz większe problemy z Kubą pochłaniały coraz więcej czasu mojego męża. Pomagał mi przy córce, ale nie było czasu dla nas. Janek odpowiadał, że ma obowiązki wobec syna i wiedziałam, w co wchodzę. Nie wiedziałam. Gdybym wiedziała, że tak wygląda związek z mężczyzną, który ma dziecko, prawdopodobnie bym się na ten układ nie zdecydowała. Nadal jesteśmy małżeństwem, ale coraz częściej myślę o rozstaniu. Nie mam męża, liczę tylko na ojca. Głównie na ojca swojego syna z poprzedniego małżeństwa. Wszystkie próby łatania tego związku nie udały się. Wspólna kolacja kończyła się krzykiem Kuby w nocy albo płaczem Igi.
Kiedy proszę Janka, żebyśmy spędzili kilka dni razem, tylko we troje, Janek odwodzi Kubę do matki. Zazwyczaj Olga dzwoni, że musi iść do pracy, albo że jest chora i nie chce zarazić syna. Moje życie jest ciągłą irytacją i chronicznym brakiem szczęścia. Nie chcę, żeby moja córka straciła ojca, ale nie chcę też, żeby dorastała w tak chaotycznym, pełnym zazdrości i przemocy świecie.
Maria, 33 lata
Kiedy poznałam Przemka, było mi wszystko jedno, czy ma dziecko, czy nie. Nigdy nie słyszałam o problemach z pasierbami. Kiedyś pracowałam w przedszkolu, wiedziałam, jak dogadać się z dziećmi. Ale Przemka 5-latek był inny. Ciągle mi przerywał, kiedy tylko przyjeżdżał do nas co dwa tygodnie. Nie pozwalał mi zbliżać się do Przemka. Najpierw myślałam, że po prostu tęskni za ojcem i z czasem mu przejdzie. Kiedy pojawiał się mały Igor, przestawałam istnieć dla mojego faceta. Kiedy o tym mówiłam, Przemek robił aferę, że rywalizuję z dzieckiem.
Do tego doszła matka Igora, która dzwoniła po 10 razy dziennie do syna. Niby ok., ale drażniło mnie to. Wszystko wskazywało na to, że to nie są chwilowe trudności, że tak będzie wyglądało teraz moje życie.
Kiedy Igor przyjeżdżał, Przemek spał z nim w łóżku. Niezapowiedziane odwiedziny Ani, matki Igora, doprowadzały mnie do szału. Sprawdzała, jak się czuje jej syn, ale przy okazji wypytywała, co jadł, co pił, w co się bawił. Atmosfera stawała się napięta.
To wszystko miało miejsce co dwa weekendy, więc przez jakiś czas można było to znieść. Zaczęły się problemy, kiedy Anka przeprowadziła się do naszego miasta. Do tej pory dzieliło nas 70 km, a teraz mieszkała 15 minut od nas na piechotę. Igor i Anka stali się stałym elementem naszego życia. Na to się nie pisałam. Dziecko bywało u nad przez trzy-cztery dni w tygodniu. Przemek chciał obniżyć z tego powodu alimenty. Anka dostała szału. Przemek jak zwykle podporządkował się jej. Kiedy mówiłam mu w kłótniach, że się jej boi i tylko z nią się liczy, mówił, że Anka nastawi syna przeciwko niemu.
Igor, im był starszy, tym był fajniejszy. Problemem była jego matka, która zawsze pojawiała się kilka kroków za synem. Czy to smsy, czy telefony, czy wizyty. Nie chciałam mieć dzieci, więc poniekąd Igor stawał się też moim synem. Anka była zazdrosna. Buntowała dziecko przeciwko mnie. Igor przestał u nas jeść, przywoził jedzenie w pudełkach. To stało się nagle i nie wiem dlaczego. Było wiele takich sytuacji. Miałam dość takiego życia. Przemek miał olbrzymie poczucie winy, że zostawił syna i rozstał się z byłą partnerką. Wydawał dużo pieniędzy na atrakcje dla dziecka, a nasze życie więdło.
Przestaliśmy wychodzić, przestaliśmy jeździć na wakacje albo na jakieś spontaniczne wycieczki weekendowe. Rozstaliśmy się po 3 latach związku. To była moja decyzja. Byłam nieszczęśliwa.
Patchworkowa rodzina może się udać, kiedy ludzie są idealni, idealne dziecko, idealna była partnerka, idealny facet i idealna nowa dziewczyna. Ale nikt nie jest idealny i każdy chce ugrać swoje. To jak życie pod za krótką kołdrą. Nie da się tego wiedzieć wcześniej przez zakłamywanie tematu.
Bądźmy dojrzałe
Rozmowa z dr Marta Majorczyk, pedagog, wykładowcą akademickim w Collegium Da Vinci w Poznaniu, doradcą rodzinnym w poradni psychologiczno-pedagogicznej przy SWPS.
WP Kobieta: Co należy wiedzieć, kiedy wchodzimy w relację z mężczyzną, który ma dziecko?
Dr Marta Majorczyk: Trzeba mieć świadomość, że bierzemy partnera z "bagażem przeszłości". Szczególnie istotne jest to, czy wiemy o dziecku partnera od razu, czy dowiadujemy się w trakcie trwania związku. W takiej sytuacji można czuć się oszukanym i mieć żal. To może mieć wpływ na to, jak ułożą się relację z jego dzieckiem.
*Nasuwa się pytanie: czy kobieta akceptuje taką sytuację? Jeśli nie, to nie jest związek dla niej. Obraz macochy jest nadal w społeczeństwie negatywny. Proszę zauważyć, jaki obraz macochy kreują niektóre bajki (np. "Królewna Śnieżka" albo w "Jaś i Małgosia"). *
Jeśli akceptujemy te sytuację, to trzeba zacząć się brać za budowanie relacji z dzieckiem. Koniecznie trzeba tu wspomnieć, że jest to zadanie bardzo trudne i wymaga od kobiety wysokiego poziomu dojrzałości, co pozwoli jej tę sytuację udźwignąć.
Jak budować relację z pasierbem?
Tak jak z każdą inną osobą. Trzeba się dać poznać i chcieć poznać to dziecko. Musimy być sobą, być otwartym na tego nowego człowieka. Mamy prawo nie czuć do niego miłości. Miłość może przyjść z czasem albo wcale – tym nie należy się przejmować. Nie wolno odsuwać partnera od dziecka. To największy błąd, jaki można popełnić. Należy postawić się w sytuacji tego małego człowieka, jak ono czuje się, gdy traci swojego rodzica, kiedy jest od niego odsuwane.
Ale też, jeśli dziecko jest do nas negatywnie nastawione, atakuje nas, trzeba w sposób asertywny i z szacunkiem do niego jasno wyrażać swoje potrzeby, mówić na głos, że nie chcemy być źle traktowani. Trzeba, tak jak w każdych relacjach, umieć stawiać też granice.
Problemy pojawiają się, kiedy pojawia się dziecko w nowym związku i partner jest rozliczany, z kim spędza więcej czasu czy z nowym dzieckiem, czy z tym z poprzedniego związku.
Moim zdaniem nie należy zwracać uwagi na ilość spędzonego czasu, ale na jego jakość. Czasem ojciec bierze do domu na weekend dziecko, ale się nim nie zajmuje: dziecko gra na komputerze, idzie do kina, spędza czas na placu zabaw z innymi maluchami z sąsiedztwa. Więc ilość czasu nie jest jednoznaczna. Wystarczy intensywne spotkanie przez godzinę na rozmowie, czytaniu książki, pytanie dziecka, jak się ma, o czym myśli, co chce robić. Rozmowa z dzieckiem i skupienie całkowitej uwagi na nim pozwala na lepszy kontakt.
Trzeba też zrozumieć drugą stronę: mężczyźnie w takiej sytuacji też nie jest łatwo. Trzeba być wyrozumiałym i nie fiksować się na takich emocjach jak lęk, zazdrość i niepokój o swoje dziecko.
Lepiej zastanówmy się, skąd bierze się ta rywalizacja. Może pochodzi z naszych błędnych przekonań. Jeśli mężczyzna się stara wywiązywać ze swojego obowiązku i przejawia zaangażowanie, to należy to dostrzec i docenić. To dobrze świadczy o nim jako o ojcu i mężczyźnie. Jest to przejaw jego odpowiedzialności.
Bohaterki mówią, że na początku miały wolę, aby w takim związku być. Myślały, że są na to gotowe i że pasierb nie będzie dla nich problemem. Okazało się, że relacje z byłą partnerką, problem z relacją z dzieckiem i mało czasu dla nowej partnerki (przez ciągłe poczucie winy partnera wobec swojej eks i dziecka) doprowadzają do silnych kryzysów albo rozstania.
To, czy się nam uda, czy nie, zależy od wielu czynników: od nas samych (a dokładnie od naszego poziomu dojrzałości, potrzeb, poglądów), od partnera, ale także od jego dziecka. Na jedno mamy na pewno wpływ – na nas samych. Tu możemy wiele zmienić, jeśli tylko chcemy.