Pigułka po tylko na receptę. „No super. Parasolki w dłoń”
Hormonalne leki antykoncepcyjne, m.in. pigułki ellaOne, będą dostępne tylko na receptę - przewiduje projekt, który przyjął rząd. To dlatego, że rzekomo z antykoncepcji awaryjnej korzystały głównie nastolatki, czemu przeczą badania. „No super. Parasolki w dłoń” – komentują ten rządkowy projekt oburzone kobiety.
15.02.2017 | aktual.: 12.06.2018 14:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
„Jeśli ktoś planuje zakupy, to jeszcze zdąży. Bo to jest na razie projekt ustawy. Jeśli rząd go skieruje do Sejmu i jeśli Sejm go uchwali, to wtedy prawo się zmieni”. Kobiety nawołują się w sieci do kupowania antykoncepcji awaryjnej na zapas.
- Na razie nie obserwuję jeszcze fali zapytań o pigułki po. Sprzedajemy je regularnie paniom w różnym wieku, nastolatki wcale nie są najliczniejszą grupą. Przychodzą po nie nawet mężczyźni. Żaden klient nie wyjdzie od nas bez informacji, że tych specyfików nie można nadużywać. Zawsze podkreślam, że raz na tak zwany ruski rok w przypadku na przykład pęknięcia prezerwatywy można się poratować i nic nam się nie stanie - mówi w rozmowie z WP.PL pragnąca zachować anonimowość farmaceutka z długim stażem w jednej z gdańskich aptek.
Dodajmy, że projekt powstał, ponieważ Konstanty Radziwiłł, minister zdrowia, twierdził, że antykoncepcji awaryjnej nadużywają nastolatki. - Wiemy już od lekarzy ginekologów, że z takiego nieskrępowanego dostępu mamy do czynienia z sytuacjami, gdzie są dziewczynki, które przyjmują tego typu środki kilka razy w ciągu miesiąca - mówił we wrześniu 2016 roku na antenie Radia Zet Konstanty Radziwiłł. Podobną opinią podzielił się również ze słuchaczami Radia TOK FM. Już wtedy pracowano nad projektem wycofania pigułek z listy leków dostępnych bez recepty.
Ministerstwo Zdrowia przekonuje, że takie rozwiązanie jest uzasadnione względami medycznymi. "Wydawanie leku na receptę to procedura, która ma na celu zapewnienie pacjentom maksymalnego bezpieczeństwa farmakoterapii. Tymczasem obecnie już bardzo młode osoby, nawet po 15. roku życia, mogą bez kontroli lekarskiej kupić i stosować ten środek" – informuje ministerstwo w specjalnym komunikacie.
Z badań, przeprowadzonych pod koniec ubiegłego roku przez Millward Brown, wynika jednak, że nastolatki to najmniej liczna grupa klientek. Dziewczęta w wieku poniżej 18 lat to zaledwie 2 proc. kupujących EllaOne. Największą grupą nabywców pigułki (45 proc.) są osoby w wieku 25-30 lat. Kobiety w wieku 30-35 lat – stanowią ok. 18 proc. klientów. Badania wykazują, że EllaOne i tak nie jest dostępna masowo - sprzedaje ją niecałe 40 proc. aptek w całym kraju.
Zobacz także: Kontrowersje wokół edukacji seksualnej
- Nie popieram wprowadzenia tej pigułki na receptę. Ona powinna być dostępna, bo kolejny zakaz prowadzi do wzmocnienia szarej strefy. Kobiety i dzieciaki kupują z zagranicy jakieś badziewie, fałszywki. Chyba lepiej, jak pójdą do apteki i farmaceuta doradzi, jak to stosować – mówi w rozmowie z WP.PL Aneta, pedagog specjalny z Pruszcza Gdańskiego.
„To jest nie do pomyślenia, żeby państwo ingerowało w tak intymne sprawy, tak bardzo narzucało swoją wolę, a potem zostawiało bez żadnej pomocy. Decyduje państwo, ale konsekwencje ponoszą kobiety. Szykuje nam się koszmar, a to dopiero początek” – uważa jedna z internautek.
- W krajach, gdzie antykoncepcja po stosunku dostępna jest bez recepty, znacząco spada liczba legalnych i nielegalnych aborcji u młodych kobiet. Są pomocne dla ofiar gwałtu, korzystają z nich także kobiety, które zawiodły prezerwatywy – komentuje dla WP.PL dr Grzegorz Południewski, ginekolog i położnik.
- EllaOne to bardzo dobrze tolerowany lek. Jest stosowany w dużych dawkach u osób, u których leczy się na przykład mięśniaki. Obserwując tę grupę osób, widać, że żadnych powikłań czy komplikacji nie ma – dodaje dr Południewski.
Według badań TNS Polska z 2015 roku ponad połowa Polaków jest za swobodnym dostępem do antykoncepcji awaryjnej. EllaOne to środek dopuszczony do sprzedaży na terenie Unii jako lek bez recepty na mocy decyzji Komisji Europejskiej ze stycznia 2015 r. Polski rząd, który dostosował się do tych przepisów w 2016 roku, teraz to zmienił.
Dodajmy, że pigułki te działają ok. 72 godziny po stosunku i mają za zadanie nie dopuścić do zapłodnienia. Nie wywierają wpływu na zagnieżdżony już embrion, nie powodują jego uszkodzenia ani poronienia. To - jak przyznaje wiele kobiet – „ostatnia deska ratunku" w sytuacji awaryjnej, np. gdy pęknie prezerwatywa.