Pobił, bo jest trenerem? "Sterydy mogą być odpowiedzią"
Młoda kobieta upubliczniła swoje drastyczne zdjęcie po pobiciu przez partnera – trenera personalnego. Zrobiła to, żeby uprzedzić jego klientki. Pojawiają się jednak głosy, że powinna to była przewidzieć. W końcu to trener sportów walki.
Katarzyna została pobita. Upublicznione w sieci selfie oraz obdukcja lekarska nie pozostawiają co do tego najmniejszych wątpliwości: złamany nos, przecięty łuk brwiowy, cała twarz w sińcach – to na pewno nie upadek ze schodów.
Kasia o pobicie oskarża swojego chłopaka (byłego już, oczywiście) – znanego w Trójmieście trenera personalnego Miłosza P. Obecnie wiemy, że mężczyzna był poszukiwany i został zatrzymany przez policję, która "prowadzi czynności wyjaśniające". Sprawa rozeszła się kilkoma kanałami, a jednym z nich było nagłośnienie przez portal sfd.pl. Pasjonaci kulturystyki i fitnessu spotykają się tam, żeby podyskutować o zagadnieniach związanych z ich stylem życia, mogą też kupić akcesoria i odżywki. Inną drogą jest Instagram, gdzie kobiety przekazują sobie makabryczne selfie dziewczyny.
Katarzyna upubliczniła zdjęcia, żeby ostrzec przed chłopakiem jego klientki – inne potencjalne ofiary jego zaburzeń. Z komentarzy wynika, że nie była pierwszą kobietą pobitą przez trenera – miał stosować też przemoc wobec jednej ze swoich poprzednich dziewczyn. Komentatorzy zwracają też jednak uwagę, że w tym zachowaniu kulturysty jest też jakaś prawidłowość, w uproszczeniu: że faceci z siłowni zawsze biją.
Branża dla narcyzów
Właśnie, jak duże jest to uproszczenie? Każdy, kto zetknął się z treningiem sportów i systemów walki (Miłosz P. jest też instruktorem boksu i izraelskiego systemu walki dla komandosów krav maga)
, wie, że agresja wpisana jest w ten świat. Że "dajesz, k..." i "Nie bądź mięczak!" to najłatwiejszy i najczęściej spotykany motywator przy podnoszeniu ciężarów, a zwyzywanie kogoś, kto nie udźwignął przewidzianej dla niego sztangi, jest traktowane jako przyjacielska przysługa.
– Jeżeli chodzi o zawód trenera, to w cudzysłowie i z dużą dozą ostrożności, można powiedzieć że sadyzm jest mile widziany – tłumaczy Kuba Mauricz, zajmujący się suplementacją i dietetyką sportową. – W treningu chodzi o przekraczanie pewnych granic: jest udowodnione naukowo, że mięśnie rozwijają się według filozofii "wszystko albo nic", czyli wtedy, kiedy kreujemy tak zwany bodziec progowy lub nadprogowy i wymuszamy na ciele adaptację. Wtedy ciało cierpi, występują objawy, które, potocznie nazywamy zakwasami, a w rzeczywistości to stany zapalne wywołane mikrouszkodzeniami masy mięśniowej, która prowadzą do jej rozwoju. Czasami klient wtedy odpuszcza, a trener musi go na tyle zmotywować, żeby on tę swoją granicę przekraczał. To nie jest tak, że on za kimś stoi, kopie, bije, ale niektórzy trenerzy są bardziej dosadni niż inni. I czasami też z boku może to wyglądać jak brutalność.
Ale w tym wypadku nie mówimy o brutalnej motywacji na siłowni, ale o przemocy domowej stosowanej przez trenera. Czy agresja z sali gimnastycznej może się przenosić do własnego domu?
– Moim zdaniem ta branża ściąga ludzi narcystycznych. Tak jak do polityki, tak i tu ściąga szczególny typ osobowości. To widać po profilu takich trenerów, które nie są o sporcie, tylko o nich – mówi Paweł Wiśniewski, trener personalny, który pod swoim nazwiskiem prowadzi prowadzi prześmiewczy fanpage na Facebooku, krytykujący dzisiejszą kulturę samorozwoju poprzez trening. Faktycznie, profil Miłosza P. na Instagramie to właściwie same selfie. Raz więcej masy, raz rzeźby, zdarzają się zdjęcia z gołym torsem. Występuje na fotografiach w kawiarni przy filiżance kawy, większość jednak w stroju sportowym, w przysiadzie albo w trakcie walki.
– Nie mam na poparcie tego żadnych badań, ale moje obserwacje są takie, że gromadzą się tu ludzie o osobowości narcystycznej, którzy dodatkowo zbudują sobie ciało, a do tego mają obniżone albo zawyżone poczucie własnej wartości. W połączeniu z pewnymi substancjami, które są często w tej branży stosowane, może to powodować momenty zwolnienia blokady – tłumaczy Paweł Wiśniewski.
Dupek na sterydach
Właśnie, "pewne substancje". Kolejny potencjalny winowajca. Chętnie przypisujemy ich działaniu wszystko, co w ludziach najgorsze.
– Trzeba wesprzeć się podstawami nauki i powiedzieć otwarcie, że tak zwany szał sterydowy dotyczy mniej niż pięciu procent populacji – tłumaczy Kuba Mauricz. – Jeden z autorów artykułów do największego kulturystycznego magazynu na świecie "Muscular Development" Carlon Colker wspominał kiedyś w wywiadzie, że sterydy anaboliczno-androgenne nie robią z ciebie nikogo, kim nie jesteś. Dosłownie powiedział: "jeżeli jesteś dupkiem, to biorąc sterydy, jesteś dupkiem na sterydach". Nagły skok poziomu hormonów może budzić agresję. Ale jedyny potwierdzony środek, który na pewno ją wyzwala, to trenbolon. Bardziej zwróciłbym uwagę, że to sprawa dla psychiatry. Przemocowiec może być osobą z problemami ego. Może chciał sobie podporządkować dziewczynę, ona nie chciała, on był po zastrzyku i tak to się skończyło? A to, że jest to akurat trener personalny, sprawia, że doszukujemy się połączenia.
Paweł Wiśniewski przyjmuje podobny punkt widzenia. – Testosteron i jego pochodne to są hormony, które wpływają na agresję. Pozostaje pytanie, jak ktoś sobie radzi z jej tłumieniem. Jedni potrafią ją w jakiś sposób wyhamować, są w stanie skompensować sobie wzrost substancji. Sam nie zauważyłem zresztą takich sytuacji, żeby ktoś na kogoś na siłowni krzyczał, ale to może dlatego, że nie zmieniam klubów, jestem wierny kilku miejscom.
Natalia Wrona, psycholog sportowy, podkreśla, że każda ingerencja farmakologiczna w organizm ma skutki uboczne i może rozregulowywać emocjonalnie. Akurat jeśli chodzi o testosteron, to jego przyjmowanie jest zakazane, chociaż – jak podkreślają moi rozmówcy – to, że coś jest zakazane, nie oznacza, że nie ma miejsca. – Ale szukanie tutaj przyczyny to duże uogólnienie i może być krzywdzące dla innych. Ja staram się powstrzymywać od uogólnień. Jeśli ktoś stosuje przemoc, to wynika to z przyczyn psychicznych, natomiast nie musi to być związane ze stylem pracy czy odżywkami, choć większość trenerów je przyjmuje. Mogą to być inne powody. Jak mawiają psychologowie "to zależy".
Wrona podkreśla, że przede wszystkim na psychikę człowieka – sportowca i nie tylko – należy patrzeć jako na całość. – Jeśli mamy jakieś deficyty, to one będą odbijać się na innych przejawach naszego życia. Wiele osób ma skłonności do przesady, do nadmiernego obciążania organizmu. To może wskazywać, że mają problemy z samokontrolą. Na pewno w wielu męskich szatniach pojawia się też niewłaściwy styl komunikacji.
Czy siłownia i trenowanie ludzi podnosi agresję? Natalia Wrona zwraca uwagę na inny aspekt: – Przecież można powiedzieć, że przeciwnie! Trener, który cały czas jest w stanie podwyższonej aktywności fizycznej, rozładowuje te napięcia, więc powinien mieć obniżony poziom agresji. A do tego aktywność fizyczna podnosi poziom endofrin, hormonów odpowiedzialnych za szczęście i euforię, które powinny poprawiać mu nastrój i łagodzić agresję. Nie można więc tego zbytnio uogólniać.
Z drugiej strony, jak podkreśla, wiele osób w naszym społeczeństwie ma deficyty aktywności fizycznej, które mogą szukać ujścia w zachowaniach agresywnych. Sterydy mogą być wspólnym mianownikiem agresywnych zachowań. Ale przecież one raczej zaburzają człowieka, niż wyciągają z niego naturalne skłonności. Natomiast to, że ktoś daje sobie przyzwolenie na przemoc, może wynikać z zaburzeń pewności siebie. Jak widać, jest to bardziej skomplikowane. Ani żadnych substancji, ani całej grupy zawodowej, nie można z góry oskarżać o skłonność do konkretnych zachowań.
To tak, jakby powiedzieć, że księża to pedofile – może przypadki się zdarzają, ale czujemy, że to uproszczenie. Można wyobrazić sobie oprawcę w postaci prawnika czy polonisty. Nie próbujmy wywracać obrazu przemocy domowej przez poszukiwanie stereotypów.