Podczas spowiedzi usłyszała coś strasznego. Ksiądz radzi, jak po traumie nie odejść od Kościoła
30.03.2018 10:34, aktual.: 30.03.2018 16:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Miała 17 lat, kiedy po raz ostatni wyznała swoje grzechy w kościele. Ksiądz bardzo ostro i bezkompromisowo ocenił jej zachowanie, później ulotnił się bez śladu. Ala przysłała nam list, w którym opisała smutną historię swojej ostatniej wizyty w konfesjonale. Poprosiliśmy księdza o radę - co zrobić, by traumatyczna spowiedź nie oznaczała odejścia od Kościoła.
Spowiedź jest niezwykle ważna dla wielu Polaków. "Uwalnia nas od grzechu, który ciągnie w dół i ogranicza". Przede wszystkim, spowiedź może pomóc nam rozwiązać wewnętrzne konflikty i uporządkować relacje z bliskimi. Krótka rozmowa w konfesjonale może odmienić całe Święta, sprawić, że przeżyjemy je w pełni i z radością. Tym bardziej smuci fakt, że nie zawsze udaje się trafić na rozumiejącego i słuchającego księdza. Tak stało się w przypadku Ali, naszej czytelniczki.
List od czytelniczki. "Coś we mnie pękło"
"Ostatni raz u spowiedzi byłam sześć lat temu, przed Świętami. Nie byłam jeszcze pełnoletnia, miałam 17 lat i nie pamiętam, czy później ktoś kiedykolwiek ocenił mnie w taki sposób, jak wtedy ten ksiądz. Ale od początku. W Wielką Sobotę poszłam się wyspowiadać. Zależało mi, żeby razem z bliskimi przyjąć komunię podczas wielkanocnej mszy.
Stojąc w gigantycznej kolejce, robiłam rachunek sumienia - kłamstewka, kłótnie... no i alkohol. Kilka dni wcześniej spotkałam się ze znajomymi z klasy, było dość spokojnie, ale sporo wypiliśmy. Był to grzech, bo przecież nie miałam jeszcze 18 lat. Czy żałowałam? Absolutnie nie, ale grzech jest grzechem.
Podeszłam do konfesjonału i odetchnęłam z ulgą, kiedy usłyszałam pierwsze słowa księdza. Nie znałam go, a w podmiejskim kościele trafienie na nieznanego księdza jest wielkim szczęściem. Bez wahania zaczęłam wymieniać swoje grzechy.
- (...) zaniedbałam modlitwę, kłóciłam się z rodzicami, piłam alkohol....
- Dużo? - przerwał mi.
- Słucham?
- Dużo piłaś?
- Tak, dosyć sporo - odpowiedziałam.
- Gdzie? - dopytywał.
- Na spotkaniu ze znajomymi z klasy, mamy taką paczkę...
- A w tej paczce są same dziewczynki, czy masz tam jakichś chłopców? - dopytywał dalej, a ja zupełnie nie rozumiałam, do czego dąży.
- Są i chłopaki i dziewczyny.
- Czyli piłaś dużo alkoholu na imprezie z chłopakami?
- No.... w skrócie tak - odpowiedziałam, spodziewając się umoralniającego wykładu, ale czekało mnie coś zupełnie innego.
- Nie rób tego więcej. Tak zachowują się tylko szmaty albo diablice.
Odpowiedź księdza mnie zszokowała. Zaczęłam mówić, że nie życzę sobie, żeby mówił do mnie w taki sposób. Pamiętam, że on się już odchylił do tyłu tak, żeby mnie nie słyszeć i mówił coś pod nosem. Prawdopodobnie dawał mi rozgrzeszenie, ale ja nie chciałam jego rozgrzeszenia.
- Ksiądz nie ma żadnego prawa, żeby tak mnie oceniać - produkowałam się, ale moje słowa wpadały gdzieś w przepaść.
Później wypadki potoczyły się bardzo szybko - poszłam do domu, opowiedziałam rodzicom, co się wydarzyło. Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy z powrotem do kościoła, ale ksiądz zdążył się już ulotnić. Mój tata wpadł do zakrystii, żądając danych spowiednika, żeby złożyć skargę.
- Bardzo nam przykro, ale tajemnica spowiedzi działa w obie strony - uciął ksiądz, który wcześniej, bez mrugnięcia okiem wysłuchał historii mojej spowiedzi.
Wróciłam do domu, nie do końca wiedząc, czy dostałam rozgrzeszenie, czy nie, ale nie miało to znaczenia, bo do komunii i tak nie przystąpiłam. Coś we mnie pękło. Nastąpiła blokada przed spowiedzią i ta blokada trwa do dzisiaj. Nie dlatego, że boję się oceny, albo tego, że ktoś mnie obraził, tylko dlatego, że przestałam wierzyć w spowiedź, a raczej w ludzi, którzy siedzą w konfesjonale. Przeraża mnie fakt, że ten ksiądz dalej spokojnie spowiada, być może swoimi ocenami wpływając na życie innych ludzi. Przeraża mnie fakt, że nie jest jedyny. Że setki księży w polskim Kościele nie rozumieją otaczającej nasz rzeczywistości. Niektórzy są zgorzkniali, bardzo nieszczęśliwi, a swoje żale wylewają na wiernych".
"Arogancji spowiednika nie można niczym usprawiedliwić"
Po takim doświadczeniu trudno wrócić do spowiedzi. Postanowiliśmy zapytać księdza z zakonu jezuitów, co zrobić, by nawet najbardziej traumatyczna spowiedź, nie była naszą ostatnią?
- Arogancji spowiednika nie można niczym usprawiedliwić, ale każdy, kto poczuje się dotknięty złym zachowaniem księdza, może natychmiast przerwać spowiedź i wybrać inny konfesjonał, może też upomnieć spowiednika (w konfesjonale albo później), poskarżyć się jego przełożonym. Bo prawda jest taka, że tajemnica dotyczy tylko treści spowiedzi, ale nie złego zachowania księdza. Jeśli skargi są poważne, przełożeni mogą wydać zakaz spowiadania nawet do końca życia - mówi, jezuita Krzysztof Madel.
- Pewną pomocą przezwyciężeniu traumy po takiej nieudanej spowiedzi, może być próba wyjaśnienia okoliczności. W okresie przedświątecznym spowiednicy bywają przemęczeni, spędzając w konfesjonałach wiele godzin, często są wśród nich także księża chorzy i słabi, bo potrzeby są wtedy wielkie, więc nie zawsze można liczyć przed świętami na taki komfort spowiedzi jak w ciągu roku. W mniejszych parafiach wierni zazwyczaj doskonale wiedzą, kto z księży jest dobrym spowiednikiem, a kto nieco mniej dobrym. Na nieznanym terenie warto o to wypytać - radzi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl