Pokazuje majtki w miejscach publicznych i nawołuje do protestu. "Napatrzcie się!'
Drobna blondynka staje na ruchliwej ulicy i podwija spódnicę. Każdy, kto ją mija, zerka zaciekawiony na bieliznę dziewczyny. Pada kilka nieprzychylnych komentarzy. Anna, bo tak ma na imię, nie robi tego dla poklasku. Chce w ten sposób poruszyć bardzo ważny problem, który całkiem niedawno zyskał oficjalną nazwę. Upskirting.
Wyjaśnijmy. Upskirting to forma molestowania, polegająca na podwijaniu kobietom spódnic w miejscach publicznych, bądź też wkładanie im pod takowe telefonów, celem sfotografowania pośladków, bielizny i okolic intymnych. Wszystko oczywiście incognito, "dla zabawy", jako forma "komplementu" dla dziewczęcych wdzięków.
Takim właśnie praktykom Anna Dovgalyuk mówi stop. Kobieta prowadzi swój kanał na YouTube, gdzie pokazuje, jak w miejscach publicznych dobrowolnie podnosi sukienkę i pokazuje bieliznę. Po co to robi? Żeby zwrócić uwagę na problem upskirtingu. - Napatrzcie się i trzymajcie się od nas z daleka! – nawołuje aktywistka. -Ten film to mój osobisty wideomanifest, dedykuję go wszystkim, którzy lubią zaglądać kobietom pod spódnice. W imieniu tych z nas, które padły ofiarą molestowania: proszę, napatrzcie się! – dodaje.
Jej film obejrzało już ponad 1,5 mln osób. W komentarzach pojawiają się niestety głównie głosy krytyki. "I po co pokazujesz d.pę?", "Tak krzyczy, żeby szanować kobiety, a sama się obnaża", "Sama się prosisz" – to tylko kilka z wypowiedzi, które pojawiły się pod filmem Anny. Mimo to, dziewczyna zyskała również grono popleczników, które wspiera ją w nagłaśnianiu kontrowersyjnego protestu.
O upskirtingu głośno było również w lipcu bieżącego roku, kiedy to w mediach pojawiła się historia 25-letniej Giny. Do incydentu doszło podczas wakacyjnego koncertu The Killers. Wówczas Gina, czekając razem z 65 tys. innych osób na występ zespołu, została zaczepiona przez dwóch pijanych mężczyzn. Pod sceną było bardzo ciasno, mężczyźni stali blisko i nie chcieli się odczepić.
– Uspokójcie się, zostawcie mnie w spokoju – powtarzała Gina, ale nie przynosiło to żadnego efektu. Potem zorientowała się, że jeden z nich śmieje się z jakiegoś zdjęcia w swoim telefonie. Była na tyle blisko, by zobaczyć, że przedstawia nagie uda kobiety i jej bieliznę. Dziewczyna wyrwała mężczyźnie telefon z ręki i pobiegła do ochrony. Niestety ani oni, ani policja nie mogli nic zrobić. Ich zdaniem na zdjęciu "nic przecież nie widać".
Właśnie przed takimi sytuacjami Anna chce chronić kobiety. Stąd pomysł na protest, który jeszcze przez wiele tygodni będzie odbijał się w sieci głośnym echem.