Poliamoria: Jak żyje się w związku z trzema facetami
Poliamoria to miłość do więcej niż jednej osoby. W takim związku żyje moja rozmówczyni, Iza. Dwudziestokilkulatka na co dzień mieszka sama, choć jest w związku z… trzema mężczyznami jednocześnie. Ma świetny seks, ale to miłość liczy się dla niej najbardziej.
26.07.2018 | aktual.: 30.07.2018 20:41
Aleksandra Hangel, WP Kobieta: Boisz się złamanego serca?
Iza: Moje serce już raz pękło. Wtedy, kiedy doszło do wypadku motocyklowego, w którym zginął mój ówczesny partner. Bardzo go kochałam. Byłam załamana, miałam myśli samobójcze i wpadłam w depresję. To była moja pierwsza tak poważna miłość, a byłam w dość młodym wieku. To był cios prosto w serce. Przez 2 tygodnie w ogóle nie wychodziłam z pokoju, całymi dniami i nocami płakałam, nie myłam się, nie malowałam, wyglądałam jak chodząca śmierć. W tym czasie życie zweryfikowało wszelkie przyjaźnie i znajomości, zobaczyłam na kim mogę polegać. Kiedy moja rodzina zauważyła u mnie objawy depresji, od razu zaczęła działać. Bardzo długo zastanawiałam się, czy iść za ich radą i rozpocząć terapię i czy ona mi w ogóle w czymś pomoże. To był taki czas, w którym często jeździłam na cmentarz, płakałam przy grobie człowieka, którego kochałam, przeklinałam go w myślach i wylewałam żale kierowane wprost do niego: jak mogłeś mi to zrobić?
Chciałaś się z nim zestarzeć?
To była wielka miłość. Łączyło nas bardzo wiele. Ale teraz już go nie ma, to zamknięty rozdział. Zamknięty, ponieważ po miesiącu od jego śmierci zdecydowałam się na terapię. Długo szukałam odpowiedniego ośrodka. W końcu wybrałam ten w Ostrołęce. To była terapia grupowa, odbywała się 2 razy w tygodniu po 2-3 godziny. Początek był trudny. Nie każdy z pozostałych uczestników potrafił zrozumieć, że tak młoda osoba, jak ja, może tak mocno kochać i tak bardzo po czyjejś stracie cierpieć. Po jakimś czasie do grupy dołączył chłopak, który nie potrafił sobie poradzić po śmierci swojej mamy. Z nim rozumiałam się doskonale.
Od razu się w nim zakochałaś?
Na początku spotykaliśmy się tylko na terenie ośrodka, dużo ze sobą rozmawialiśmy i spędzaliśmy miło czas. Potem zaczęliśmy się spotykać poza ośrodkiem, wtedy też zaczęliśmy być parą. Na początku żyliśmy tylko we dwójkę. W międzyczasie przeprowadziłam się z mojego rodzinnego miasta do stolicy. Chciałam iść na studia, mieć więcej możliwości podjęcia pracy. W tym nowym mieście, w nowym otoczeniu, poczułam się bardzo samotna. Zwłaszcza że on nie przyjechał tu ze mną.
Samotna? Byłaś przecież w związku.
Zgadza się. Mamy rozwiniętą technologię, telefony i nieograniczony dostęp do Internetu, dzięki czemu mogliśmy być w kontakcie, ale brakowało mi czułości.
Wtedy pojawił się na mojej drodze kolejny chłopak, bardzo miły, poznany przez przypadek. Gdy zgubiłam klucze do mieszkania, na których był mój adres, on je znalazł. Szukał mnie potem przez tydzień. Gdy już udało nam się odnaleźć i spotkać, długo rozmawialiśmy, poszliśmy nawet wtedy na spacer. Świetnie się rozumieliśmy, więc wymieniliśmy się numerami telefonu, a następnego dnia wybraliśmy się na kawę. Po kilku spotkaniach powstał w mojej głowie dylemat: kogo wybrać? Chłopaka, którego znam od paru lat czy kogoś, kogo znam zaledwie od miesiąca? Zakochałam się w tym nowym chłopaku, dawał mi czułość, której potrzebowałam. Wtedy doszłam do wniosku, że moje serce jest bardzo pojemne i pomieści więcej niż jedną miłość. Kochałam przecież dwóch mężczyzn jednocześnie.
Nie umiałam wybrać. Zadzwoniłam do swojego pierwszego mężczyzny, żeby powiedzieć mu o tym, że w moim życiu ktoś się pojawił. Nie wiedziałam, jak to się skończy, bo nie byłam pewna, jak zareaguje. Wtedy, ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że on też kogoś poznał. Umówiliśmy się, że spróbujemy żyć ze sobą, a jednocześnie być z innymi partnerami.
Co było potem?
W pewnym momencie w naszych związkach pojawiła się nuda, zabrakło typowej dla początków każdej relacji ekscytacji. Po bardzo długich i wyczerpujących rozmowach ustaliłam z obojgiem partnerów, że fajnie byłoby kogoś jeszcze znaleźć. Co ciekawe, randki, na których miałam poznać tego trzeciego faceta, organizowali moi dwaj mężczyźni. Nic z nich jednak nie wynikło. Okazało się, że najciemniej jest pod latarnią (śmiech). Trzecim partnerem okazał się mój młodszy i długoletni znajomy z bloku obok. Przez miesiąc opowiadałam mu o swoich nieudanych randkach w ciemno i problemach w obu związkach. Świetnie się dogadywaliśmy, przyjaźniliśmy się. Później pojawiła się fascynacja seksualna. Ale nadal pociąga mnie on bardziej intelektualnie, niż fizycznie.
Każdego z nich kochasz po równo?
Tak samo mocno mi na nich trzech zależy. Każdemu z nich staram się poświęcać tyle samo czasu. Nie chcę, żeby któryś czuł się pominięty. Każdy z nich to jakby jeden rozdział książki. Każdy z nich jest inny, inspiruje i pobudza mnie w różnym stopniu, a wszyscy składają się na jedną całość. Oni się wzajemnie uzupełniają, nie wykluczają.
A co ze zdradą?
Kluczowe w takich związkach, podobnie zresztą jak w każdych innych, jest zaufanie i szczera rozmowa. Nie uznaję czegoś takiego jak zdrada. Oni oprócz mnie mogą mieć też inne partnerki. Partner, z którym związałam się z jako pierwszym, ma drugą dziewczynę. Znam ją i lubię, choć na początku były oczywiście zgrzyty.
O co się kłóciliście?
Byłam o tę dziewczynę zwyczajnie zazdrosna. Myślałam nieraz, że ona jest fajniejsza, bardziej zabawna. Ale z biegiem czasu zrozumiałam, że nie mam się czego obawiać, bo on żyje dokładnie tak samo, jak ja. A ja nawet, gdy poznaje kogoś innego, to nie wybieram pomiędzy nim, a tym nowym. Po prostu są obydwaj.
A codzienność? Jak na was wpływa? Co robisz na przykład, gdy dostajesz zaproszenie na imprezę i masz przyjść z osobą towarzyszącą?
Dopasowuję partnera do okoliczności. Jeśli wiem, że jeden z nich nie lubi tańczyć, nie lubi wesel, na siłę go na tego rodzaju imprezę nie zabieram. Wybieram tego, który w danej sytuacji się odnajdzie i będzie się w niej dobrze czuł. Na imprezach jednak za każdym razem funkcjonujemy jako przyjaciele czy kumple, nie oficjalna para.
Z każdym z nich uprawiasz seks?
Tylko z dwoma, którzy w moim życiu pojawili się jako pierwsi. Z trzecim mam tylko emocjonalną więź, która dopiero przeradza się w namiętność. On jest prawiczkiem i chciałabym, żeby był pewny, że swój pierwszy raz chce przeżyć właśnie ze mną. Nie chciałabym, żeby ludzie myśleli, że to jest tak, że ja kogoś poznaję i mówię „cześć jestem Iza, jestem poliamorystką. Idziemy do mnie, czy do ciebie?”. Bo tak nie jest.
Sypiasz jednak z dwoma mężczyznami jednocześnie. Nie boisz się chorób wenerycznych?
Każdy z nas ma swoje przeżycia i seksualne przygody. Dlatego zanim pójdę z nowym facetem do łóżka, robimy badania, by obydwie strony były pewne, że niczym się wzajemnie nie zarażą. Tak naprawdę każdy - niezależnie od tego, czy jest w związku poliamorycznym czy monogamicznym - powinien się raz na jakiś czas przebadać. Dla własnego bezpieczeństwa.
Kiedy czekamy na wyniki badań, mamy kwarantannę. To okres mniej więcej dwóch tygodni, podczas których nie uprawiamy seksu.
Seks smakuje lepiej, gdy ma się wielu partnerów?
Każdy z moich mężczyzn ma inne upodobania. Jeden z nich woli dominować, drugi woli być zdominowany przeze mnie. Tak samo z gadżetami, których jeden nie lubi, a drugi uwielbia. Seks z jednym jest delikatny, namiętny, z drugim ostry i szalony. W związku poliamorycznym jest bardzo dużo emocji i różnorodności, zbyt dużo wzajemnie sobie dajemy, by mogła zagrozić nam na przykład rutyna. Często słyszę, że skoro tak żyję, muszę mieć większe potrzeby seksualne niż statystyczny Polak. I pewnie coś w tym jest. Gdybym nie miała tylu fantazji, nie była tak otwarta na różne doświadczenia, pewnie żyłabym w związku monogamicznym.
Rodzice zdają sobie sprawę z tego, w jaki sposób funkcjonujesz w relacjach z mężczyznami?
Tak, wiedzą. Choć było im bardzo trudno to zaakceptować. Są bardzo religijni i wierzą w instytucję małżeństwa, która dla mnie jest absurdem. Trudno było też moim braciom, ale gdy poznali wszystkich moich partnerów, polubili ich. Oczywiście jednego mniej, drugiego bardziej.
Myślisz, że jeszcze kiedyś zapragniesz relacji monogamicznej?
Nie wykluczam niczego. Być może nie poznałam jeszcze kogoś, kto potrząsnąłby moim światem na tyle mocno, bym chciała być tylko dla niego. Być może kiedy taki ktoś się pojawi, będę chciała wziąć ślub i się ustatkować u boku jednego człowieka. Ale na razie jest mi dobrze tak, jak jest.
A więc seks bez miłości czy miłość bez seksu?
Nie akceptuję seksu na jedną noc. Żeby pójść z kimś do łóżka, muszę być z nim związana emocjonalnie. Dlatego miłość bez seksu.
Chcesz podzielić się z nami swoją historią? Napisz do autorki (aleksandra.hangel@grupawp.pl) lub na dziejesie.wp.pl