Polka plus size na zakupach. Ponura rzeczywistość zza kolorowych witryn
08.01.2021 13:35, aktual.: 03.03.2022 04:03
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W sieci właśnie toczy się spór blogerki Ewokacji z Maffashion. Pierwsza z nich zaprezentowała stylizacje plus size, a druga - nieprzychylnie je skomentowała. Internetowa wojenka zapoczątkowała dyskusję o odzieży dla kobiet o większych rozmiarach. Panie zgodnie twierdzą, że choć w Polsce moda idzie do przodu, to omija niektóre rozmiary. - Nie pozostaje mi nic innego, jak noszenie babcinych bluzek z bazarku - mówi nam 28-letnia Marta.
Ewa Zakrzewska, modelka plus size, stylistka i propagatorka ruchu body positive, pojawiła się ostatnio w jednej z telewizji śniadaniowych, gdzie zaprezentowała widzom przygotowane przez siebie stylizacje dla kobiet o większych rozmiarach.
Program obejrzała Julia Kuczyńska znana jako Maffashion. 33-latka, która jest weteranką w blogosferze oraz założycielką marki odzieżowej, podzieliła się w sieci opinią na temat zaprezentowanych stylizacji. "Serio? Przecież ja pamiętam, że jako dziecko takie sukienki babki nosiły" – podsumowała jeden z outfitów.
Na odpowiedź Ewy Zakrzewskiej nie trzeba było długo czekać. "Maffashion siedzi i się śmieje przed telewizorem. No cóż. Życie. Nie każdemu dogodzę. Więc kochana Julio, mam nadzieję, że poszerzysz rozmiarówkę w swoich markach i wtedy może będę mogła korzystać w stylizacjach ze świetnych ubrań twojego projektu, a nie tylko dresów" – powiedziała.
Wojenka szybko nabrała tempa. Kuczyńska podkreśliła, że oceniła wyłącznie stylizacje i nie pozwoli, aby ktokolwiek mówił, że nabijała się z modelek. Co więcej, podsunęła swoje propozycje strojów.
Wtedy Ewa Zakrzewska stając w obronie przygotowanych przez siebie outfitów nazwała Kuczyńską osobą uprzywilejowaną, która nie ma pojęcia, jak wygląda rzeczywistość osób plus size.
I kiedy wydawało się, że już po całej kłótni, Zakrzewska odniosła się do kwestii, która powinna być najważniejszym poletkiem do dyskusji. "Trudno jest znaleźć ubranie dla kobiety plus size, zwłaszcza w trzy dni, czyli akurat tak, jak ja to miałam zrobić" – podkreśliła.
Za małe i za drogie
W XXI wieku, w dobie sklepów internetowych i ogromnej konkurencji w branży modowej to stwierdzenie wydaje się być przeterminowane, dlatego postanowiłam zweryfikować rzeczywistość i oddać głos Polkom, które noszą rozmiar większy niż M, a jednocześnie nie są gwiazdami Instagrama.
32-letnia Aleksandra Filis pokonała drogę pełną wyrzeczeń i ciężkiej pracy, aby uporać się z nadwagą. Kobieta zrzuciła 50 kilogramów, ale doskonale pamięta dawne czasy.
- Nigdy w sieciówkach nie mogłam znaleźć dla siebie ubrań. Musiałam chodzić do sklepów dla puszystych, a gdy szłam do zwykłego sklepu, to na dziale plus size mijałam się między wieszakami z paniami po pięćdziesiątce. Nigdy nie było tam moich rówieśniczek. Kiedy szukałam sukienki na wesele, nie mogłam kupić nic w sklepach dla młodzieży, tylko w tych dla dojrzałych pań. To było dla mnie krępujące. Kiedy były wyprzedaże w sklepach, to zostawały same eski i emki, a ja nic dla siebie nie mogłam znaleźć. Nie mogłam ubrać się taniej, bo nie było dla mnie rozmiaru. To, co mi się podobało, było wiecznie za małe, a gdy znalazłam już coś, co mi się spodobało i było w moim rozmiarze, to wydawałam duże pieniądze – wspomina.
Podobne zdanie ma Marta. 28-latka spod Skierniewic nosi rozmiar 46. Boli ją, że musi ubierać się na bazarze, bo tylko tam znajduje ciuchy, w które się mieści. – Chciałabym założyć na siebie kolorowy taliowany kostium. Taki, jakie noszą gwiazdy. Widziałam podobne na stronach sieciowych sklepów, ale co najwyżej mogę wcisnąć w spodnie jedną nogę. Nie pozostaje mi nic innego, jak noszenie babcinych bluzek z bazarku – mówi rozgoryczona.
Marta cały czas ma w głowie obraz rodzinnego obiadu sprzed dwóch lat. – Moja babcia nie jest przesadnie otyła, ale z racji wieku jej ciało już jest trochę „rozlane”, więc wydaje mi się, że nosimy podobny rozmiar. Tamtego dnia przyjechałam do niej w turkusowej bluzce z koronkowym obszyciem przy dekolcie, a ona miała na sobie taką samą tylko w fioletowej wersji i zapytała: "O, Martusia też kupiłaś ją u pani Gosi na naszym bazarku?" – wspomina 28-latka.
Ogólnopolski problem
Poruszyłam ten temat w gronie moich redakcyjnych koleżanek i okazało się, że jedna z nowych redaktorek doskonale rozumie, co miała na myśli Ewa Zakrzewska. - Problem ze znalezieniem ładnych, modnych i dobrze skrojonych ubrań w rozmiarze powyżej 44., które nie wyglądałyby jak worek pokutny, dotyczy nie tylko dziewczyn z małych miasteczek, ale również i tych z większych – zapewnia mnie.
- Jeszcze pół roku temu, ważąc 25 kilogramów więcej, sama miałam ogromny kłopot, gdy chciałam kupić nową sukienkę lub spodnie. Mogłoby się wydawać, że w Warszawie jest ogrom sklepów, w których dziewczyny plus size mogą się ładnie ubrać, jednak rzeczywistość jest zupełnie inna. Kilka sieciowych sklepów na naszym rynku, co prawda oferuje odzież w większym rozmiarze, jednak w większości te ubrania niewiele mają wspólnego z modą. Są po prostu brzydkie – twierdzi.
Moja koleżanka wielokrotnie doświadczyła przykrej sytuacji. - Gdy szłam ze szczuplejszymi ode mnie koleżankami na zakupy do popularnych sieciówek, mogłam im doradzać, w czym dobrze wyglądają, mogłam oglądać to, co jest na wieszakach, ale ja do przymierzalni nawet nie wchodziłam. Wiedziałam, że to nie ma sensu, bo i tak nic na mnie nie będzie pasowało. One po zakończonych zakupach były zadowolone, uśmiechnięte, miały torby pełne nowych ubrań, a ja uśmiechałam się, by nie pokazać, że jest mi przykro. Dziewczynom plus size, które mogą zapomnieć o kupowaniu ubrań w sieciówkach, pozostają do wyboru lumpeksy albo sklepy online – tłumaczy.
Cezary Przybysławski ze Związku Przedsiębiorców Przemysłu Mody LEWIATAN, wyjaśnił, dlaczego w sklepach sieciowych trudno jest znaleźć ubrania w zróżnicowanych rozmiarach. "Każda marka ustala teraz wygodną dla siebie rozmiarówkę. Kiedyś towarzyszyły temu badania antropologiczne, obecnie głównie decyduje o tym to, czego ludzie szukają w sklepach. (...) Producenci są w stanie sprawnie i efektywnie ekonomicznie produkować w wielu różnych wariantach i rozmiarach. Jednak to polityka handlowa marek odzieżowych sprowadza się do tego, że tych rozmiarów, mówiąc kolokwialnie, tak się nie różnicuje, nie szatkuje. Zamawiają po prostu to, co dobrze i masowo się sprzedaje" - wyjaśnił w rozmowie z WP Finanse.
- Gdybym miała okazję być ubrana przez stylistkę na co dzień pracującą z osobami o większych rozmiarach, chciałabym, żeby podkreśliła moje ramiona, biust, talię, nogi, ale nie kreacją z falbaną na brzuchu. Wokół baskinki urósł chyba taki mit, że jak ktoś jest plus size, to będzie świetnie w niej wyglądać, bo przecież baskinka podkreśla talię, najwęższą część ciała, a przy tym zakrywa newralgiczne miejsca jak brzuch i biodra. Moim zdaniem zarówno kobiety plus size, jak i szczupłe nie wyglądają w niej dobrze i już dawno baskinka powinna odejść do lamusa - twierdzi jedna z moich rozmówczyń.
W podobnym tonie wypowiedziało się kilkanaście internautek plus size, z którymi dyskutowałam na jednej z facebookowych grup. Tłumaczyły, że przecież mają internet i widzą, jak ubierają się kobiety o podobnej posturze np. na Zachodzie. – Łączą dopasowane golfy z cienkimi płaszczykami lub jakoś tak pozawiązują podkoszulek, że wygląda dobrze nawet na dużym brzuchu. A u nas wmawia się, że sukienka sprzed dekady jest super rozwiązaniem – opowiada Ewelina.
Wynika z tego, że choć świat mody nieustannie idzie do przodu, to producenci nadal nie myślą o potrzebach wszystkich klientów. W tej niesprawiedliwej rzeczywistości dobrze zorientowani styliści są na wagę złota. Jednak to, że przeciętna Kowalska nie może znaleźć dla siebie odpowiedniej sukienki, nie oznacza, że należy przyklaskiwać osobie zawodowo zajmującej się dobieraniem ubrań,gdy podsuwa nietrafione i przestarzałe stylizacje.