Polskie nastolatki zapracowane, jak ich rodzice
W szkole spędzają nawet 40 godzin. To pełen etat. A do tego zajęcia dodatkowe i codzienne obowiązki albo praca w gospodarstwie. Nic dziwnego, że polskie nastolatki są wykończone. Dziewczynki nawet bardziej niż chłopcy, bo obowiązków mają więcej, a wolnego czasu – zdecydowanie mniej.
O tym, jak zmęczone są polskie nastolatki, alarmują rodzice i psychologowie, odkąd Prawo i Sprawiedliwość zafundowało polskim rodzinom reformę edukacji. To ona sprawiła, że w szkołach nauka jest na trzy zmiany, a dzieci od 13 roku życia "pracują" na pełen etat. A że sama, zreformowana szkoła to za mało, żeby mieć dobry start w życiu, potrzebne są zajęcia dodatkowe. Albo korepetycje, żeby nadrobić to, czego nie dało się wbić do głowy na sześciu czy ośmiu lekcjach każdego dnia.
Tania siła robocza
Badania Pew Research Insitute pokazują, że amerykańscy nastolatkowie w wieku 15-17 lat mają o godzinę czasu wolnego więcej każdego dnia, niż ich rówieśniczki. – Przypuszczam, że te statystyki w Polsce wyglądałyby podobnie – mówi Lucyna Kicińska, koordynatorka Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116111 z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.
– Nastolatki, które do nas dzwonią, mówią, że domowe obowiązki czy zajęcia dodatkowe to po prostu kolejny powód stresu, zmęczenia, presji. Dziewczyny mówią o niesprawiedliwości. I nawet nie dlatego, że one sprzątają dom, a ich bracia nie. Często bywa tak, że w rodzinie, gdzie są same siostry, tylko jedna z nich jest obarczana pracami domowymi – mówi ekspertka i dodaje, że wcale nie chodzi o najstarszą z sióstr, a sytuacje opisywane w telefonie zaufania często przekraczają granice tego, co jest akceptowalne.
– Dochodzi do sytuacji przemocowych. Dziewczyny nie mogą się uczyć, bo muszą sprzątać dom. Ten dom ma lśnić. Albo słyszą, że nauka jest bez sensu, bo i tak nic z nich nie będzie, a rodzice nie zgadzają się, żeby uczyły się w liceum, tylko posyłają nastolatkę do szkoły branżowej, bo będzie miała czas na pomaganie w domu czy gospodarstwie. Nasze rozmówczynie same mówią, że dla rodziców są tanią siłą roboczą – słowa Lucyny Kicińskiej uzmysławiają mi po raz kolejny gigantyczną przepaść między wsiami i miastami, gdy mowa o oczekiwaniach wobec dzieci.
Presja wielkiej kumulacji
Ale od razu zaznaczam, to nie tak, że jedne oczekiwania są lepsze od innych. Bywa, że po prostu są koszmarnie wyśrubowane. Jak oceny, to szóstki. A jak sprzątanie domu, to na bezwzględny błysk. – I nawet jeśli dziecko ten swój pokój wysprząta, nie słyszy pochwały czy podziękowania. Oczywiście nie musimy się kłaniać w pas nastolatkowi, który wyniósł śmieci, ale rodzice w ogóle nie dziękują, nie wzmacniają dzieci i nie wzmacniają siebie nawzajem – mówi przedstawicielka Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Jeśli rodzice dziękują, to chłopcom. Bo to wyczyn. Dziewczynki? Sprzątają w podręcznikach i książeczkach dla najmłodszych, więc muszą też sprzątać w prawdziwym życiu, prawda?
Wydawało mi się, że nasze nastolatki są przepracowane, bo tak mocno stawiamy na ich edukację. Jak widać, przyczyny bywają różne. – Ale oczywiście szkoła i rozwój to jeden z powodów tego zmęczenia – mówi Lucyna Kicińska i podkreśla, że presja ze strony rodziców, ale i autopresja, jest gigantyczna. – Dzieci nie żyją w próżni. One słyszą, że są z podwójnego rocznika, że jest dwa razy mniej miejsc w szkołach i wielka kumulacja. Muszą zrobić wszystko, by jak najlepiej zdać egzamin gimnazjalny czy ósmoklasisty. A im bardziej są zestresowane i im bardziej chcą się uczyć, tym im trudniej. Pojawia się rezygnacja, osłabienie no i ten bałagan w pokoju.
Zdaniem Lucyny Kicińskiej dziewczynki i chłopcy na naukę poświęcają tyle samo energii. – Ale to dziewczynki dostają dodatkowe zadania. I to od nich zawsze wymaga się więcej – mówi. Gdy chłopak uczy się do matury, jego pokój może wyglądać jak wysypisko. Dziewczyna najczęściej usłyszy: "Ogarnij tu trochę! Jak możesz siedzieć w takim bałaganie"?
Podwójne standardy
Zastanawiam się, czy dziewczynki są dociskane, bo wiemy, że rynek pracy jest dla nich mniej przyjazny. Bo trudniej im się przebić, bo zarabiają mniej niż mężczyźni. Dlatego chcemy, żeby na starcie umiały więcej, były lepsze. Zapisujemy je na kolejny język, basen, no i może tańce, bo to za dziewczyna, co tańczyć nie umie. – To niestety idealistyczne tłumaczenie. Nie wychowujemy ultrazdolnych siłaczek. W moim przekonaniu – mówi Lucyna Kicińska – wychowujemy zmęczone matki – Polki. Powielamy model, z którego przecież same chcemy się wyzwolić, w którym tkwimy, "bo tak trzeba”. A nie trzeba! Chłopcy mają więcej luzu. Są podwójne standardy oceny i oczekiwań ze względu na płeć – mówi ekspertka.
Podaje charakterystyczny przykład: przemoc rówieśnicza. – Są badania, które pokazują, że rośnie liczba dziewczynek — sprawczyń przemocy rówieśniczej. I zawsze podnosi się larum. "Ojej, ojej, co się dzieje z tymi dziewczynami?!", a ich jest 30 proc. Chłopców – 70 proc. Nie robimy afery, że chłopcy są przepełnieni agresją w swoim codziennym zachowaniu. Tylko "dokładamy" dziewczynkom. Bo im agresja nie przystoi.
Samotne dzieci
Często zajęcia dodatkowe są traktowane jako sposób na zagospodarowanie czasu. Zapracowani rodzice zapisują dziewczynkę na kolejne kółko czy drugi język obcy, bo dzięki temu będzie "zaopiekowana". Problem z głowy. – A rodzic bierze nadgodziny, żeby za zajęcia zapłacić. I ma coraz mniej czasu. Błędne koło - diagnozuje koordynatorka z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Prowadzi to do takiej sytuacji, w której dziewczyny "pracują" na pełen etat w szkole, a potem jeszcze w domu. I nijak nie mają czasu na budowanie relacji z rodzicami.
– Dzwonią na 116111 i mówią, że są wykończone. Są przekonane, że rodzice nie poświęcają im uwagi, bo one na tę uwagę nie zasługują, bo nie są dość dobre. Mają bardzo niskie poczucie własnej wartości. I ogromną tęsknotę za rodzicami. To przejmujące usłyszeć nastolatkę, która mówi: "Mam chłopaka. Nie wiem, jak okazywać mu miłość. Moi rodzice nigdy mi jej nie okazywali".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl