Blisko ludziPorwał ją i próbował sprzedać handlarzom żywym towarem. Modelka opowiada, co zrobił jej Polak

Porwał ją i próbował sprzedać handlarzom żywym towarem. Modelka opowiada, co zrobił jej Polak

Miała związane nadgarstki i kostki, usta zaklejone taśmą. Trzymał ją w torbie, w której znajdowała się tylko mała dziurka, przez którą mogła oddychać. Tak swoje porwanie relacjonuje Chloe Ayling. Polak, Łukasz H., miał ją porwać, odurzyć narkotykami, ukryć w walizce, a później próbować sprzedać przez internet. Na dziewczynie mógł zarobić ponad milion złotych.

Porwał ją i próbował sprzedać handlarzom żywym towarem. Modelka opowiada, co zrobił jej Polak
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Magdalena Drozdek

08.08.2017 | aktual.: 08.08.2017 13:57

Na początku lipca tego roku Chloe, brytyjska modelka, wyjechała na studia do Mediolanu. Tam też miała odbyć się umówiona wcześniej sesja zdjęciowa. Nic nie zapowiadało koszmaru, który miał nadejść. Dziewczyna na miejscu została odurzona za pomocą zastrzyku z ketaminy - to silny środek, który stosuje się w znieczuleniach pooperacyjnych.
- Osoba w czarnych rękawiczkach podeszła do mnie od tyłu, przykładając mi do szyi rękę, drugą ręką zakryła mi usta. Ktoś w czarnej kominiarce wstrzyknął mi coś w ramię - powiedziała policji.

Jednym z porywaczy był 30-letni Łukasz H. To Polak, który na stałe mieszka w Wielkiej Brytanii i jak stwierdził po tym, gdy cała sprawa wyszła na jaw - handlem ludźmi zajmuje się regularnie. Chloe miała być jego kolejnym "towarem", który można sprzedać.

Jak podaje BBC, Ayling miała trafić na Bliski Wschód i pracować tam jako prostytutka. Chloe została jednak najpierw przewieziona do wioski niedaleko francuskiej granicy. - Chyba straciłam przytomność. Gdy się obudziłam, miałam na sobie różowy kostium i skarpetki. Zrozumiałam szybko, że jestem zamknięta w bagażniku jakiegoś samochodu. Miałam związane nadgarstki i kostki, usta zaklejone taśmą. Byłam w jakiejś torbie, w której była mała dziura, przez którą mogłam oddychać - opowiada.

Próbowała się wydostać. Robiła tyle hałasu, że jej porywacze musieli trzy razy zatrzymywać samochód. W końcu dowieźli ją na miejsce. Tam, w jednym z budynków, przykuli ją kajdankami do mebli, robili kompromitujące zdjęcia. Przez trzy dni była unieruchomiona i odmawiała przyjmowania posiłków. - Byłam zmuszona spać na podłodze w worku - wspomina.

Zobacz też: Handel ludźmi [Komisariat]

Łaskawi porywacze
Łukasz H. postanowił uwolnić Chloe, gdy dowiedział się, że w domu czeka na nią małe dziecko. - Nasze zasady wykluczają matki - miał powiedzieć. Niedługo później skontaktował się z agentem modelki i zażądał okupu. Chciał za nią 270 tys. dolarów.

Agent poinformował o wszystkim policję, która rozpoczęła negocjacje. Łukasz H. w efekcie miał dostać 50 tys. dolarów, a wymiana miała nastąpić na terenie brytyjskiego konsulatu w Mediolanie. To właśnie tam 18 lipca zatrzymano porywacza. Mężczyzna przyznał się do winy. Pozostali oprawcy wciąż są ścigani przez policję.

Francesco Peschi, prawnik modelki, przyznaje dziś, że porywacze byli na tyle pewni siebie, że zabrali Chloe na zakupy. Nie mogła zrobić nic, bo grożono jej śmiercią. - Powiedzieli jej, że wszędzie dookoła są ludzie, którzy ją obserwują i jeśli będzie próbowała uciec, zabiją ją na miejscu - mówi w rozmowie z BBC. - Wiedziała, że jeśli ma przeżyć, będzie musiała być miła i poddać się kompletnie. Jeden z porywaczy powiedział jej nawet, że kiedyś ją wypuści.

I tu pojawia się problem, bo słowa prawnika mijają się z tym, co podczas przesłuchania wyjawiła modelka. "La Republica" pisze o tym, że Łukasz H. zabrał ją na zakupy, bo potrzebowała butów. Poszła z nim, bo obiecał, że niebawem ją wypuścić. Włoska policja nabrała poważnych podejrzeń co do wiarygodności historii Ayling. Funkcjonariusze odebrali dziewczynie paszport i nie pozwalają jej na powrót do Wielkiej Brytanii, dopóki wszystko się nie wyjaśni. Bo wątek o wspólnych zakupach to nie wszystko.

Śniadanie z oprawcą
Chloe miała poznać Łukasza H. kilka miesięcy wcześniej podczas podróży biznesowej. Co więcej, napastnik wysłał podobno list do redakcji "Daily Mail" o tytule: "Brytyjska modelka porwana przez rosyjską mafię". Oferował nawet zdjęcia skrępowanej kobiety. Nie zgadzają się fakty, jeśli chodzi o liczbę napastników. Wątpliwości budzi też to, jak możliwe było podanie dziewczynie zastrzyku, choć miała na sobie skórzaną kurtkę. Jeszcze inna sprawa - ślady spermy na jej łóżku. Policjanci zapytali, czy uprawiała seks z porywaczem. Odpowiedziała, że Polak masturbował się, kiedy ona brała prysznic.

- On robił niedwuznaczne propozycje, ale zawsze je odrzucałam, obiecując mu bardziej intymny związek w przyszłości. Sprawiłam, że uwierzył, że możemy być razem, kiedy to wszystko się skończy - miała zeznać.

Brytyjski "Mail Online" opublikował list zaadresowany do Ayling przez grupę o nazwie "Black Death". Piszą, że została uwolniona, bo są "bardzo łaskawi". "Zdajesz sobie sprawę z tego, jak cenna byłabyś dla handlarzy ludźmi. Zauważ, że to nic osobistego. To biznes. Na to, że zostałaś wypuszczona, składa się wiele czynników. Popełniono błąd, porywając cię - szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że jesteś młodą mamą i pod żadnym warunkiem nie powinnaś być tak potraktowana. Druga istotna sprawa, powinnaś być świadoma tego, że wstawił się za tobą jeden szanowany mężczyzna" - czytamy w liście.

Dalej wydaje się coraz bardziej absurdalny. "Po tym, jak wylądujesz w kraju, przestaniesz angażować się w śledztwo. Udzielisz kilku informacji mediom. (…) Ty i twoja rodzina nie będziecie mówić o nas w złych słowach i bez szacunku. Byłaś traktowana dobrze i tego samego oczekujemy od ciebie względem nas" - piszą dalej. A na koniec dodają: "jakikolwiek sprzeciw skończy się wyeliminowaniem ciebie".

Kolejny znak zapytania pojawia się przy tym, dlaczego i jak Chloe została uwolniona. Policji powiedziała, że Łukasz H. miał podrzucić ją kilkadziesiąt metrów od budynku konsulatu, ale zmienił zdanie. Przed budynkiem pojawili się na długo przed otwarciem, więc poszli do pobliskiej kawiarni na śniadanie.

- Mam nadzieję, że policja szybko ich znajdzie, ponieważ stanowią wielkie niebezpieczeństwo dla innych kobiet. To było ogromne i bardzo szybko przeprowadzone śledztwo, policja ciężko pracowała - oświadczył prawnik modelki. - Wiele wycierpiała. To było okropne doświadczenie i ta świadomość, że nigdy już nie zobaczy swojej rodziny ponownie - dodał.

Handel ludźmi kwitnie
Znaków zapytania jest dziś więcej niż faktów. Wygląda na to, że policjanci będą zajmowali się tą sprawą jeszcze przez kilka następnych tygodnii. I nie wiadomo, ile z tego, co wiemy dziś, okaże się na końcu prawdą. Jeden fakt jest jednak niepodważalny. Sprawa Ayling po raz kolejny zwróciła uwagę na problem handlu ludźmi na świecie.

Kobiety sprzedawane są jako prostytutki każdego dnia. Jak obliczono, dziennie na jednej można zarobić 700 euro (ponad 3 tys. złotych). Dzieje się tak na Bliskim Wschodzie, w Stanach, w całej Ameryce Południowej i w Europie też, choć wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy. A tym bardziej z tego, że w handlu ludźmi uczestniczą Polacy.

- Każdego roku pomagamy ponad 200 osobom. W 2014 roku było to dokładnie 206 osób, które stały się ofiarami współczesnego niewolnictwa. To nie tylko kobiety zmuszane do prostytucji, ale też mężczyźni wykorzystywani do niewolniczej pracy. Z reguły nie wiedzą nawet, że są ofiarami. Pomagamy im wrócić do normalnego życia, zorganizować wyżywienie, podstawową pomoc medyczną i prawną. Po naszych statystykach widać, jak zmienia się ten problem - przyznawali w rozmowie z WP Kobieta pracownicy "La Strady".

Szacuje się, że co roku około 15 tys. Europejczyków pada ofiarą handlu ludźmi, z czego 80 proc. to kobiety. W rzeczywistości skala zjawiska może być dużo większa, bo trudno o oficjalne statystyki. Jedna piąta ofiar tego procederu to osoby, które wyjechały do pracy za granicę i zostały tam wykorzystane.

W marcu tego roku polskie MSWiA przedstawiło raport dotyczący handlu ludźmi, który powstał w oparciu o dane Europolu i Eurostatu. Wynika z niego, że w latach 2010-2012 w krajach członkowskich Unii Europejskiej ofiarami tego procederu padło co najmniej 30 tys. osób. Dwie trzecie (65 proc.) stanowili obywatele UE - najczęściej z Bułgarii, Rumunii, Węgier i Polski. Większość osób, które padają ofiarą handlu ludźmi, jest zmuszana do prostytucji albo pracy przymusowej.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (146)