Prostytucja - niewolnictwo XXI wieku
Stana Buchowska, Słowaczka, założycielka La Strady, spotkała wiele kobiet zmuszanych do prostytucji, żebractwa, niewolniczej pracy. Sprzedawanych jak przedmioty: z rąk do rąk, z kraju do kraju. Od 15 lat organizacja pomaga walczyć z handlem ludźmi i niewolnictwem.
24.09.2010 | aktual.: 24.09.2010 15:14
Stana Buchowska, Słowaczka, założycielka La Strady, spotkała wiele takich kobiet. Zmuszanych do prostytucji, żebractwa, niewolniczej pracy. Sprzedawanych jak przedmioty: z rąk do rąk, z kraju do kraju. Od 15 lat organizacja pomaga walczyć z handlem ludźmi i niewolnictwem.
Media chętnie sięgają po takie historie. Dziewczyna z małego miasteczka, brak pracy. Wszyscy młodzi wyjeżdżają za chlebem, jedni do stolicy, drudzy na Zachód. Znajduje ogłoszenie o pracy za granicą: opieka nad dzieckiem, zbieranie owoców, sprzątanie, praca kelnerki. Nawet języka nie trzeba znać. Zajęcie ma być dobrze płatne, z mieszkaniem, więc posiedzi kilka miesięcy, może rok, oszczędzi, wróci i pomoże rodzicom. Pośrednik zapewnia, że wszystko załatwi, ona o nic nie musi się martwić. Albo inaczej: wielka miłość do obcokrajowca. Przystojny, szarmancki, czarujący, trochę egzotyczny, co tylko dodaje mu czaru. Czasem pojawia się niepokój, ale szybko się go ucisza, miłość jest ważniejsza. I wyjeżdża się z tą miłością, tak wielką, że nie można z nią walczyć.
Dziewczyna ma się odezwać, kiedy już się rozejrzy, zorientuje, co i jak, zaaklimatyzuje w nowym miejscu. Dni mijają, a kontaktu nadal brak. Albo nawet dzwoni, chwilę jakoś sztucznie porozmawia, zaraz kończy i znów długo, długo milczy.
Miał być rok
Stana Buchowska, Słowaczka, założycielka La Strady, spotkała wiele takich kobiet. Zmuszanych do prostytucji, żebractwa, niewolniczej pracy. Sprzedawanych jak przedmioty: z rąk do rąk, z kraju do kraju. Od 15 lat organizacja pomaga walczyć z handlem ludźmi i niewolnictwem. Na początku, w 1995 r., miał to być projekt tylko na rok - wspomina. - Holenderska organizacja STV zajmująca się przeciwdziałaniem handlowi kobietami szukała organizacji partnerskiej. Na początku lat 90. do Holandii zaczęło trafiać coraz więcej kobiet z Europy Środkowej i Wschodniej: Polki, Czeszki, Węgierki, potem też Ukrainki, Białorusinki, Rosjanki. To były zupełnie nowe grupy, wcześniej działaczki z Holandii pomagały raczej kobietom z Azji, Ameryki Południowej, Afryki...
Teraz potrzebowały nowych danych. Stana znała czeski i angielski, wcześniej kilka lat była w USA, gdzie współpracowała z organizacjami pozarządowymi. Od pewnego czasu mieszkała w Polsce. Przeszła pozytywnie przez rozmowę i wzięła się do pracy. Po roku projekt był zrealizowany, rozliczony, miał być zakończony.
A jednak trwał i zamiast zwinąć skrzydła, zamienił się w fundację. - Byłyśmy zielone jak trawa na wiosnę - opowiada o pierwszych latach Stana. - To był skok na głęboką wodę, uczyłyśmy się w trakcie pracy.
Brak wiedzy o problemie handlu ludźmi, niedoinformowanie organów ścigania, nieświadomość osób wyjeżdżających za granicę były ogromne. - Zawsze byłem przerażony, kiedy dowiadywałem się, jak wiele osób nie ma poczucia, że może być w niebezpieczeństwie - wspomina prof. Zbigniew Izdebski, który współdziałał z organizacją od początku jej istnienia i przez lata prowadził badania nad prostytucją. - Wszystkim się wydaje, że to dotyczy kogoś innego. Bardzo trudno odnieść to do siebie: że ja, moi bliscy też możemy być zagrożeni.
Szybko okazało się, że ich działania są niezwykle potrzebne i że lokalna praca nie wystarczy. Oddziały La Strady powstały w Czechach, na Ukrainie i w Bułgarii. Później doszły Białoruś, Mołdawia, Macedonia, Bośnia i Hercegowina. Od 2004 r. działają wspólnie jako zarejestrowane w Holandii International La Strada Association. - Daje nam to np. rolę obserwatora przy ONZ, pozwala zgłaszać inicjatywy, ubiegać się wspólnie o dofinansowanie, lobbować na rzecz zmiany prawa - tłumaczy Buchowska.
Kim jest prostytutka
Bo z prawem bywa trudno. Władze, także krajowe, różnie patrzą na handel kobietami, prostytucję. Lepper uważał przecież, że prostytutki nie można zgwałcić, a jeden z hierarchów kościelnych stwierdził przed kilkoma laty, że "trzeba posprzątać Polskę z tirówek, bo zaśmiecają polski krajobraz". Pracownice La Strady musiały się sporo napracować, żeby uświadomić społeczeństwu, policji i politykom, że prostytutka nie jest przedmiotem, że ktoś stoi za jej działalnością, że nawet jeśli zgodziła się na swoje zajęcie, nie daje to nikomu prawa do zmuszania, bicia i gwałtów. Że handel ludźmi: kobietą, mężczyzną, dzieckiem - zawsze jest zbrodnią.
Z handlem też łatwo nie było, bo przez lata polskie prawo nie do końca wiedziało, co to właściwie jest. Istniał wprawdzie art. 253 par. 1 kodeksu karnego: "Kto uprawia handel ludźmi nawet za ich zgodą, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat trzech", ale nie definiował, czym właściwie ten handel jest. Prawnicy mieli pole do popisu. - Wykładnia była taka: "uprawianie" sugeruje powtarzalne działanie, więc jednorazowa działalność nie jest uprawianiem. A skoro pojawia się liczba mnoga: "handel ludźmi" - to czy odnosi się też do kogoś, kto tylko raz sprzedał jedną osobę? - tłumaczy Buchowska. - Teoretycznie powinno się w takich sytuacjach sięgać do rozwiązań międzynarodowych i stosować definicję z protokołu z Palermo, ratyfikowanego przez Polskę w 2003 r., ale w praktyce prawnicy rzadko sięgają po instrumenty międzynarodowe. Przez lata sprawa nowelizacji się odwlekała, a przy każdej zmianie rządów prace zaczynały się od początku.
Wreszcie cel został osiągnięty i 8 września br. nowelizacja kodeksu karnego weszła w ży-cie. Udało się ją przegłosować 9 kwietnia, na dzień przed katastrofą smoleńską, która na długo odsunęła dyskusje nad wieloma innymi projektami ustaw. Zgodnie z kodeksem karnym handlem ludźmi jest zatem: werbowanie, transport, przekazywanie, przechowywanie lub przyjmowanie osoby, w celu jej wykorzystania, z zastosowaniem groźby lub użyciem siły bądź innych form przymusu - uprowadzenia, oszustwa, podstępu, nadużycia władzy lub wykorzystania słabości, wręczenia lub przyjęcia płatności lub korzyści w celu uzyskania zgody osoby sprawującej kontrolę nad tą osobą. - Definicja nie rozwiąże problemów natychmiast, ale pomoże przedstawicielom organów ścigania w skuteczniejszej pracy i da im narzędzia do poprowadzenia sprawy. Mam nadzieję, że stopniowo pozwoli to na skuteczniejsze ściganie sprawców i poprawi sytuację ofiar - podsumowuje Buchowska.
Gigantyczny biznes
ONZ podała niedawno, że handel ludźmi jest najbardziej dochodowym przestępstwem w Europie. Przynosi rocznie 2,5 mld euro. 51% ofiar handlu ludźmi w Europie pochodzi z krajów bałkańskich i byłego ZSRR, 13% z Ameryki Łacińskiej, 7% z Europy Środkowej i 5% z Afryki. Polska odgrywa w tym biznesie niechlubną potrójną rolę: jest krajem pochodzenia, tranzytu i docelowym krajem ofiar. Tranzyt przez nasz kraj nasilił się jeszcze po wejściu do strefy Schengen. Przybysze z Afryki czy Azji po przekroczeniu polskiej granicy mają większą szansę dostać się na zachód Europy. Polki jadą zwykle na Zachód, do nas zaś trafiają dziewczyny z Ukrainy, Białorusi. W okresie letnim zwiększa się liczba Bułgarek, też nieletnich. Tirówki, grzybiarki, mówią ironicznie kierowcy na stojące przy drogach dziewczyny, nie zastanawiając się, skąd się tam wzięły.
Działania La Strady nie zawsze ściśle pokrywają się z działaniami policji, choć współpraca jest coraz lepsza. Inne są podstawowe cele instytucji. Policja ma przede wszystkim ukarać sprawców, La Strada skupia się na ofiarach, zapewniając im schronienie i niezbędną pomoc. Dlatego też znacznie różnią się statystyki podawane przez obie strony. Przykład: w 2008 r. policja zanotowała 62 ofiary handlu ludźmi. La Strada pomogła 306 osobom. - Policja w swoich statystykach ma tylko przypadki zgłoszonego przestępstwa handlu ludźmi, podobnie straż graniczna. Nie wszyscy pokrzywdzeni chcą współpracować z policją - tłumaczy Buchowska. - Wiele osób skrzywdzonych nie ufa instytucjom państwa, boi się też zemsty. U nas mają zapewnioną anonimowość i poufność.
- To jedyna organizacja zajmująca się walką z handlem kobietami - podkreśla Joanna Piotrowska z Feminoteki. - To trudny temat i niechętnie podejmowany. Do La Strady osoby pokrzywdzone trafiają różnymi drogami. Czasami ofiarę zgłasza policja czy straż graniczna, czasem przyjaciele lub rodzina poszukują zaginionej krewnej. Zdarzały się nawet przypadki, że dzwonił klient prostytutki, która poprosiła go o wsparcie.
- Pomoc składa się z czterech kroków - tłumaczy Buchowska. - Pierwszy to telefon zaufania. Drugi krok to interwencja, gaszenie pożaru. Ofiara otrzymuje niezbędne wsparcie psychologiczne, medyczne, socjalne czy prawne. Nierzadko trzeba ją ukryć przed sprawcami przestępstwa. Później jest poradnia dla ofiar. To podobne działania, ale już na spokojnie: kryzys się skończył, ale ktoś nadal potrzebuje pomocy, porady. Jeśli zgłosił sprawę na policję, może wymagać wsparcia w sądzie, czasem potrzebna jest długotrwała pomoc psychologiczna, terapia. Tu chodzi o systematyczne, kompleksowe rozwiązania.
I wreszcie schronisko. La Strada ma miejsca tylko dla kobiet, pełnoletnich i bez dzieci. Matki z dziećmi, nieletni i mężczyźni też nie zostają bez pomocy - w zależności od sytuacji mogą otrzymać miejsce w domu samotnej matki, hotelu czy domu dziecka.
Zapobiegać
Ale działalność stowarzyszenia to nie tylko bezpośrednia pomoc ofiarom. Organizacja angażuje się także w kampanie informacyjno-lobbingowe, czyli działalność medialną, nacisk na krajowe i międzynarodowe władze w celu zmiany prawa i egzekwowania istniejącego, a także edukacyjne i prewencyjne: prowadzi szkolenia w policji i straży granicznej, uczy młodzież w gimnazjach i liceach, jak nie dać się oszukać i gdzie szukać pomocy. Stara się docierać do zagrożonych osób, aby wiedziały, że mają dokąd pójść. Doradzać wyjeżdżającym za granicę i ostrzegać ich przed niebezpieczeństwami. Cała edukacja i informacja oparta jest na dotychczasowych doświadczeniach, case studies, kontaktach z pokrzywdzonymi. Pracowniczki La Strady wiedzą najlepiej, co powinno się zmienić, do kogo należy kierować informacje.
Osiągają w tym sukcesy. Najważniejsze są oczywiście setki uratowanych osób. Ale też zmiany w świadomości rządzących i organów ścigania. Realizowane są kolejne projekty, np. program "Lost in Cyberworld" - przeciwdziałanie przemocy, mobbingowi oraz handlowi ludźmi poprzez internet. Od 2009 r. działa Krajowe Centrum Interwencyjno-Konsultacyjne, które La Strada prowadzi na zlecenie MSWiA w ramach realizacji zadania publicznego. Setki wyjeżdżających i przyjeżdżających dostają do ręki ulotki, broszury informacyjne.
- Jestem pod wielkim wrażeniem działalności organizacji, determinacji osób, które w niej pracują i angażują się we wszelkie kampanie - przyznaje Izdebski. - Dzięki temu mamy większą świadomość, co dzieje się w Polsce i na świecie. Ta praca to ogromne wyzwanie.
Trudności
Wiele problemów, oczywiście, łączy się z ciągłym szukaniem sponsorów. Żeby działać skutecznie, potrzeba dofinansowania na projekty. Najlepiej, kiedy obejmuje ono dłuższy projekt, np. trzyletni. Wtedy można spokojnie wszystko przygotować, zaplanować. Przy rocznym - ledwo się wystartuje, a już trzeba zamykać, zbieranie dokumentów zabiera mnóstwo czasu, który można by przeznaczyć na konkretne działania.
- Z jednej strony chciałoby się, żeby takich organizacji było więcej - przyznaje Joanna Piotrowska - z drugiej - jeśli trudno zdobyć finanse dla jednej, przy większej ich liczbie pieniądze musiałyby się rozejść w kilka miejsc. Taka praca wymaga fachowców, szkoleń, żeby poznać ją od podszewki.
Frustrować może też fakt, że pomimo długich kampanii wciąż wiele osób nie zdaje sobie sprawy z powagi problemu. OBOP na zlecenie ambasady brytyjskiej w Polsce przeprowadził w bieżącym roku badanie dotyczące świadomości Polaków na temat handlu ludźmi. Okazało się, że wprawdzie 93% Polaków ma jakieś skojarzenia związane z handlem ludźmi, ale co czwarty nigdy nie słyszał o przypadkach, gdy ktoś zwabiony ofertą atrakcyjnej pracy był za granicą zmuszany do pracy lub prostytucji, a aż 37% nie spotkało się z żadnymi materiałami i informacjami przestrzegającymi przed zjawiskiem handlu ludźmi. 16% uważa, że w Polsce handel ludźmi w ogóle się nie zdarza.
Kampanii informacyjnych zatem nigdy nie dość. A i działań interwencyjnych zawsze jest sporo. I wciąż dochodzą nowe. Przede wszystkim pojawia się nowa kategoria osób potrzebujących pomocy. Ofiarami handlu ludźmi do niedawna były niemal wyłącznie kobiety sprzedawane do seksbiznesu, rzadziej - do niewolniczej pracy czy żebractwa. Obecnie coraz częściej niewolniczą pracę wykonują też mężczyźni. Co jakiś czas wybucha medialna bomba o obozach pracy we Włoszech czy Hiszpanii. - Nieraz trudno odnaleźć granicę między trudnymi warunkami pracy, które można zgłaszać do sądu pracy, a niewolnictwem, nadającym się do sądu karnego - tłumaczy Buchowska. Takich wieści przybywa. Zaczęło się kilka lat temu od obozu we Włoszech, gdzie piekło zgotowali Polakom rodacy, ale coraz częściej dowiadujemy się o współczesnym niewolnictwie i w innych miejscach. Niedawno za wykorzystywanie Polek została skazana Szwedka, która sprowadzała do swojego kraju dziewczyny z polskiej prowincji, zamykała je później w piwnicy, biła i zmuszała do
pracy ponad siły i drobnych kradzieży. Mówi się też o niewolniczej pracy przyjeżdżających do naszego kraju Wietnamczyków czy Koreańczyków.
Obecnie zatem ok. 20% osób, którym pomaga organizacja, to mężczyźni. Podstawowe zasady pomocy są podobne, nieco inna jest jednak specyfika działań. - Kobieta sprzedana do seksbiznesu często nie może wrócić do swojego środowiska. Odrzuca ją rodzina, znajomi - tłumaczy Buchowska. - Mężczyzna, który trafił do obozu pracy, zwykle jednak otrzymuje wsparcie bliskich. Może czuć, że zawiódł, ktoś może się nad nim litować czy w duchu go wyśmiać, ostatecznie jednak zwykle ma gdzie wrócić. Wymaga zatem nieco innej pomocy.
Pracy nigdy nie brakuje. Bo co zrobić, kiedy nagle potrzeba tłumacza z jakiegoś egzotycznego języka, którym posługuje się zgłoszona do organizacji kobieta?
Życzenia
Joanna Piotrowska życzy fundacji, żeby handel kobietami zniknął z mapy problemów, którymi trzeba się zajmować. A na razie - dużo wytrzymałości i wytrwałości w działaniach.
Prof. Izdebski: - Życzę poczucia bezpieczeństwa, a także tego, żeby działaczki La Strady miały w przyszłości jak najwięcej zadań edukacyjnych zamiast interwencyjnych. A ponieważ ich praca jest bardzo obciążająca, życzę jak najlepszej kondycji psychicznej i emocjonalnej oraz umiejętności dbania o tę kondycję. A całej organizacji - stabilności finansowej.
Działaczki organizacji w komunikacie na 15-lecie podkreśliły, że istotne jest działanie u samych korzeni zjawiska handlu ludźmi. A to wymaga szerokich działań na rzecz praw człowieka, równości i zapobiegania biedzie. Niezbędne są też nowe rozwiązania na rzecz bezpiecznej migracji i przeciwdziałanie wykorzystywaniu ekonomicznemu. W ślad za konferencjami i badaniami powinno iść konsekwentne wdrażanie istniejących rozwiązań i w zależności od potrzeb wprowadzanie nowych z dokładną obserwacją ich wyników, zapewniają lastradzianki. I takich możliwości życzymy fundacji na kolejne lata.
Agata Grabau