Blisko ludziPorwał ją własny ojciec. Przez lata nie wiedziała, że desperacko szuka jej matka

Porwał ją własny ojciec. Przez lata nie wiedziała, że desperacko szuka jej matka

Miała 13 lat, gdy na kartonie od mleka zobaczyła zdjęcie dziewczynki, która wyglądała tak samo jak ona. Zgadzało się nazwisko, imię było inne. Po latach odkryła, że w dzieciństwie została porwana przez własnego ojca. Żonie powiedział, że wychodzą tylko na chwilę. Nigdy nie wrócili

Porwał ją własny ojciec. Przez lata nie wiedziała, że desperacko szuka jej matka
Źródło zdjęć: © mat. prasowy
Magdalena Drozdek

Miała 13 lat, gdy na kartonie od mleka zobaczyła zdjęcie dziewczynki, która wyglądała tak samo jak ona. Zgadzało się nazwisko, imię było inne. Po latach odkryła, że w dzieciństwie została porwana przez własnego ojca. Żonie powiedział, że wychodzą tylko na chwilę. Nigdy nie wrócili.

Historia Sary Finkelstein zaczyna się w Oslo. Matka, Tone Nerby, to chrześcijanka i rodowita Norweżka. Ojciec, Herbert, był chemikiem żydowskiego pochodzenia. Para się rozwiodła i mężczyzna wyjechał z kraju. Wrócił wiosną 1974 roku. Była Wielkanoc, więc postanowił zabrać małą na spacer, by żona mogła przygotować świąteczny obiad. Godziny mijały, a ojciec i córka nie wracali. Wreszcie Nerby postanowiła zadzwonić na policję. Po jakimś czasie okazało się, że mężczyzna był widziany z dzieckiem na lotnisku. W toalecie znaleziono jego zestaw go golenia. Oboje wylecieli do Nowego Jorku.

- Miałam wtedy cztery lata. Pamiętam jak siedzimy w samolocie, to jaka byłam podekscytowana, że jedziemy na wycieczkę. Na początku tata obiecywał mi, że mama do nas dojedzie. Mijały tygodnie, a ona się nie pojawiała. Wmawiał mi, że wcale nie chce do nas przyjechać. Uwierzyłam w to, co o niej mówił. Nie wiedziałam, że tak naprawdę desperacko mnie poszukuje – wspomina dziennikarzom „Guardiana” dorosła dziś Finkelstein.

Herbert doskonale zaplanował ucieczkę z Norwegii. Wiedział, że będzie ścigała go policja, więc zmienił dziewczynce imię i postanowił, że zamieszkają wśród ortodoksyjnej społeczności żydowskiej, gdzie nikt nie będzie ich szukał. Jak wspomina kobieta, manipulował ludźmi do tego stopnia, że przyjmowali ich pod swój dach jako dobry uczynek.

- Codziennie oglądaliśmy się za siebie. Szukał nas Interpol i amerykańska policja, a nawet detektywi wynajęci przez moją matkę. Ludzie często zwracali uwagę na samotnego mężczyznę z dzieckiem i dzwonili na policję. Kilka razy prawie nas złapali, ale zawsze udało nam się uciec. Zmienialiśmy imiona, kiedy miałam 8 lat tata obciął mi włosy i kazał udawać chłopca o imieniu Max – wspomina po latach porwana.

Mężczyzna był fanatykiem religijnym. Nastolatkę zabierał do muzeów Holokaustu i wpajał, że ci, którzy wyglądają jak Europejczycy, są niebezpieczni. Przez lata słyszała, że jeśli matka ją znajdzie, straci swoją wiarę, a ojciec pójdzie do więzienia. Herbert wyprał córce mózg do tego stopnia, że dziewczyna popadła w depresję, miała zaburzenia odżywiania.

Wszystko miało się zmienić, gdy pewnego dnia zobaczyła swoje zdjęcie na kartonie od mleka.

- W tajemnicy wycięłam tą fotografię i schowałam. Od tej pory patrzyłam na ojca zupełnie inaczej. Jego słowa już tak na mnie nie działały – dodaje kobieta.

Dwa lata później dziewczyna została zmuszona do poślubienia izraelskiego żołnierza, który był od niej dwa razy starszy. Chciał ją zabrać do swojego kraju, ale odmówiła. Uciekła i zamieszkała u przyjaciół w Nowym Jorku. Dzięki nim postanowiła spróbować odnaleźć matkę. Pomoc nadeszła z niespodziewanej strony. Skontaktowała się z synami Herberta z drugiego małżeństwa, którzy odnaleźli numer do macochy. Miała 17 lat, gdy wykonała pierwszy telefon do tak długo niewidzianej matki.

- Byłam w szoku. Pamiętam, jak odebrałam, a ktoś powiedział „Cześć, tu twoja córka” – wspomina matka dziewczyny w rozmowie z „Independent”. Kilka godzin później siedziała już w samolocie do Nowego Jorku.

Dziś kobiety łączy szczególna więź. Mimo że wciąż dzielą je setki kilometrów, pozostają w stałym kontakcie. Sara jeszcze kilka razy spotkała ojca. Najpierw w 2008 roku wpadła na niego przez przypadek w lokalnej pizzerii. Chciała donieść na niego na policję, ale nie chciała opowiadać przed sądem o tym, co przeszła. Wreszcie sprawa przedawniła się. Trzy lata temu pojechała do Izraela, gdzie przeprowadził się Herbert. Jego wspomnienia miały być ważną częścią w pisanej przez nią biografii.

- Pierwsze co mi powiedział, to to, że miał prawo podróżować ze swoim dzieckiem. Nigdy nie użył słowa „porwanie”. Twierdził, że dzięki temu dorosłam. Oboje mamy przez to problemy psychiczne. Przez lata zmagałam się z depresją, ale mąż pomógł mi się z nią uporać. Teraz ta sprawa jest dla mnie tylko przeszłością – mówi Finkelstein.

Swoją historię zgodziła się wyjawić dopiero teraz. Dzięki pomocy internautów zebrano środki na film o jej rodzinie.

md/ WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (8)