Poszłam na spacer z projektantem aplikacji oprowadzającej po Warszawie czasów PRL‑u
Sebastian Czarnecki, idąc ul. Wiejską w pochmurny dzień, rozejrzał się i załamał ręce. – No i gdzie teraz? – pomyślał. Nagle, jak mówi miejska legenda, niebo rozstąpiło się i spłynęły z góry jasne przebłyski, jakby chciały powiedzieć Sebastianowi: a tu!
07.06.2018 | aktual.: 07.06.2018 22:24
Więc zaśmiał się (w duchu). Nie lubi patosu, kiczu tym bardziej, niemniej zaryzykował. Poszedł w kierunki światła i odkrył na nowo trzy "iksy", wieżowce na warszawskim Powiślu, niedaleko stadionu Legii.
- Ja jestem od urodzenia warszawiak – mówi mi, gdy zakradliśmy się w głąb osiedla – i sądziłem, że znam je na pamięć. Wtedy odkryłem, że co perspektywa, to inny budynek! Spójrz – wskazuje na balkony - przesuwasz się trzy kroki w prawo i masz inną bryłę przed oczami. Widać, że ktoś nad tym siedział i liczył, i myślał.
Precyzując: liczył i myślał architekt Jan Zdanowicz, którzy wykrzywił budynki w kształt litery X – stąd nazwa osiedla. Wieżowce były budowane na początku lat 70.
Tamtego dnia, gdy rozstąpiło się niebo, Czarnecki zrobił jakieś 200 zdjęć, wrócił do domu i z wypiekami na twarzy zaczął czytać o modernizmie. To było dwa lata temu. - Od ośmiu lat mieszkam w centrum Warszawy, a przez ostatnie pięć lat nie widziałem turysty, który chodzi z książką, wszyscy mają odpalone aplikacje – tłumaczy.
Dlatego Sebastian postanowił napisać własną, pierwszą aplikację-przewodnik po warszawskim modernizmie w wersji polskiej i anglojęzycznej. Sam zrobił zdjęcia, bo jest fotografem: jego wystawa "Pałac w Pałacu" przez dwa lata wisiała na tarasie widokowym Pałacu Kultury i nikt jej nie chciał zdejmować, taka była popularna; wcześniej współpracował m.in. z Centrum Nauki "Kopernik" i Ikeą.
Dwa lata temu postarał się o stypendium Google'a. Jego mentorka, programistka pochodząca z Indii, zachwyciła się pomysłem na aplikację promującą (wciąż niedocenione) perły polskiej architektury. – Na Sorbonie np. są urządzane wycieczki do Gdyni, jako przykład najlepszych założeń przedwojennego modernizmu. A w polskiej świadomości modernizm równa się komunizm. Modernizm dostał wyrok, jest winny.
Dlatego Sebastian postanowił oczyścić go z zarzutów.
Przystanek pierwszy: luksus przy Waszyngtona
- Mój pierwszy dziadek budował tamy w Iraku, a drugi walczył w powstaniu, a później w Biurze Odbudowy Stolicy był inżynierem budowlanym – opowiada fotograf. – Ojciec wykłada programowanie na wydziale inżynierii lądowej Politechniki Warszawskiej, natomiast mama jest inżynierem budowlanym. U nas architektura to zajawka genetyczna – uśmiecha się. Na testowanie aplikacji umówiliśmy się przy rondzie Waszyngtona, bierzemy rowery, chcę zobaczyć luksus minionej epoki. Ściągam „Przewodnik Modernistyczny” na Androida (kosztuje 2,49 zł), do wyboru mam kilkadziesiąt najpiękniejszych budowli, niektóre jeszcze przedwojenne, o kilku nie miałam pojęcia. Wszystko utrzymane w pięknej, klasycznej, czarno-białej stylistyce (Czarnecki stworzył specjalny, autorski filtr do zdjęć w czerni i bieli).
Do wyboru mam trzy trasy: północną, południową i wschodnią, plus wycieczkę po całych modernistycznych dzielnicach, m.in. Służewiu, Grochowie i Ursynowie. Każdy budynek ma zdjęcie i krótki, treściwy opis, pod nim autorskie wskazówki fotografa do jego ulubionych miejsc w okolicy. Aplikacja jest kompatybilna z Google Maps, gdy klikam przycisk „prowadź”, na ekranie wczytuje się mapa z nawigacją. Wszystko idzie jak po maśle.
A w aplikacji czytam: "Bliźniacze budynki [przy rondzie Waszyngtona] wybudowane w latach 1960-1965, według projektu Tadeusza Zielińskiego. Razem tworzą bramę prowadzącą na Saską Kępę, jedno z najbardziej luksusowych osiedli willowych w Warszawie.
W pobliżu:
- ulica Katowicka 9 - willa, uważana za doskonały przykład zrozumienia idei architektonicznej Le Corbusiera,
- ulica Francuska - warszawska dzielnica łacińska. Restauracje, galerię artystów, kawiarnie i spokojny nastrój modernistycznych willi,
- Plaża Poniatówka (nazwa od mostu Poniatowskiego) - słynna nadwiślańska plaża. Jeśli jest ciepło, koniecznie się tam wybierz!".
Ale ja nie chcę na plażę, chcę teraz zobaczyć najdłuższy blok w stolicy: ma półtora kilometra i PRL kochał się nim chwalić.
Przystanek drugi: Pekin lub Przyczółek Grochowski
Z aplikacji: "Najdłuższy obiekt w Warszawie z astronomiczną liczbą 2330 mieszkań, w których mieszka ok. 5 tys ludzi. Zaprojektowany przez Zofię i Oskara Hansenów kompleks powstał w 1970 roku. Na całość składają się 23 bloki połączone w jeden na powierzchni aż 11 hektarów. Łączna długość kompleksu to 1,5 km. Klatki schodowe, korytarze i galerie miały sprawiać wrażenie, że przestrzeń przenika przez budynki. Tak zapewne jest, zwłaszcza gdy ktoś zabłądzi wśród labiryntu ścian".
- Był wyróżniony na międzynarodowych konkursach – uzupełnia Sebastian. – Niestety teraz trudno znaleźć mieszkańca, który wypowiadałby się o tym bloku pozytywnie.
I trochę trudno się dziwić. Stoimy przed galeriowcem, czyli budynkiem, który ma klatki schodowe na wierzchu, drzwi do mieszkań są widoczne z ulicy. Pierwsze wrażenie: jest tak dziwaczny i brzydki, że aż fascynujący. – Architekci zakładali, że jak ktoś będzie na początku budynku, przejdzie półtora kilometra galeriami, obok mieszkań sąsiadów i wróci. Niestety – ciągnie Sebastian – Polacy zaczęli sobie instalować kraty na własną rękę i idea otwartości upadła. Okazało się, że w ogóle nie mamy ochoty na integrację w tzw. "superjednostkach".
Dalej zostajemy na tropie peerelowskiego luksusu i kierujemy się w stronę ul. Karowej.
Przystanek trzeci: ul. Karowa 18, czyli widoki z teledysków
Jest np. na klipie Dawida Podsiadło, końcówka "Pastempomat", gdy bohater je spaghetti na balkonie. A gdyby tylko kamera odwróciła się z głową bohatera w lewą stronę, wszyscy zobaczyliby w pełnej krasie jedyny taki widok na Wisłę i bulwary. Adres: Karowa 18.
Z aplikacji: "Prawdziwa perła i ozdoba warszawskiego modernizmu. Aby lepiej mu się przyjrzeć, warto zboczyć lekko z Krakowskiego Przedmieścia w dół ul. Karowej. Wyraźnie kontrastuje stylem z pozostałymi kamienicami w pierzei. Kostki, które wyłaniają się z jego bryły są jednocześnie rytmiczne i zdyscyplinowane. Z relacji samych mieszkańców, zwłaszcza poranne wschody słońca od strony Wisły są warte zdobycia kluczy w tym bloku. Warto spojrzeć na budynek 'od dołu' - perspektywa odgrywa tu wielką rolę. Zaprojektowany przez zespół architektów: Henryka Dąbrowskiego, Jerzego Kuźmienko, Janusza Nowaka, Piotra Sembrata i Adama Snopka. Budowę zakończono w 1978 roku".
A na koniec wycieczki wybieram miejsce, do którego prowadzi sekretne przejście pomiędzy blokami, w których meblowała sobie sypialnie najwyższa peerelowska władza.
Przystanek czwarty: ul. Kozia, sypialnia kacyków
W pobliżu są ślady po kulach Powstania Warszawskiego przy ul. Bielańskiej i dziedziniec biurowca Metropolitan autorstwa słynnego architekta Normana Fostera. Ale mnie interesuje adres ul. Kozia 9. Tu trzeba wślizgnąć się od strony pl. Teatralnego przez niewielkie przejście między blokami. Powoli wynurza się przed oczami monstrum, jak bunkier – ale tylko z jednej strony. Z drugiej bardziej w kierunki mieszanki betonu i wiszących ogrodów Semiramidy, mnóstwo światła i nieoczywistej lekkości.
Z aplikacji: "Apartamentowiec sprawiający wrażenie, że z premedytacją został ukryty przed ciekawskimi oczami turystów odwiedzających pobliskie Stare Miasto. Podręcznikowy przykład warszawskiej perły modernizmu. W całości wykonany z prefabrykatów i mimo powtarzających się elementów niezwykle finezyjny w swojej formie. Od wschodu balkony układają się w luksusowe tarasy słoneczne, a od zachodu intryguje wąskimi oknami ułożonymi w kierunku północnym. Zbudowany z myślą o najwyższych urzędnikach PRL-u, czyli tzw. kacykach. Wyśmienita lokalizacja, bliskość centrum, otoczony od ruchliwych ulic zielenią i innymi budynkami, ciągle jest jednym z najlepszych adresów w Warszawie. Zaprojektowany przez Jerzego Kuźmienko i Piotra Sembrata. Wybudowano w latach 1974-1976".
- Podobno najmniejsze apartamenty mają tu 180 mkw. – mówi Sebastian. - Gdy przez dwa lata pracowałem nad aplikacją, ojciec mi powtarzał: "Sebastian, co ty, weź jakieś ładne krajobrazy porób, a nie bloki szare". I to podejście pokolenia naszych rodziców pokutuje, zamiast chwalić się, odnawiać, eksponować – chowamy piękno modernizmu, nie rozumiemy go.
Ja lubiłam, ale po wycieczce z aplikacją Czarneckiego bardziej doceniłam i sporo odkryłam. A to dopiero początek. Bo do przyjrzenia się jeszcze jeden z najbardziej tajemniczych budynków w Warszawie, przy ul. Sobieskiego 100 (jest ciągle oficjalnie własnością Rosji, niby opuszczony, a skrupulatnie pilnowany; zaprojektowany przez jednego z projektantów apartamentowca przy ul. Koziej); charakterystyczne domki-grzybki przy ul. Żwirki i Wigury; Universus, czyli "pawilon wystawowy rosyjskiej myśli technicznej"; apartamentowiec przy ul. Wiejskiej 20, GUS, Służew, Sady Żoliborskie... I mimo że nie było u nas Le Corbusiera, mamy się czym chwalić.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl