Potrafi dostać 5 tysięcy za wieczór. Tancerka w klubie go‑go zdradza, na jakich klientach zarabia najwięcej
Młodzi panowie, którzy lądują u Mai na wieczorze kawalerskim, często zakładają sobie kartę stałego klienta. I choć w domu czeka na nich żona i dziecko, oni i tak zamawiają prywatne tańce w klubie na faktury. Dla wielu z nich to forma terapii.
Maja pochodzi z dużego miasta w północno-zachodniej Polsce. Wyglądem przypomina Kim Kardashian, z dużym wcięciem w talii i zaokrąglonymi biodrami. Ma długie, czarne włosy, które siegają aż do pasa i nogi do nieba.
Na co dzień Maja pracuje jako terapeutka. Bardzo droga terapeutka mężczyzn, która nie dość, że ich wysłucha, to jeszcze zatańczy i się z nimi napije. Jednorazowa wizyta u niej potrafi kosztować klienta wiele tysięcy złotych.
Od kelnerki do tancerki
Dziś Maja ma 20 lat, ale pracuje od 15 roku życia. Początkowo zatrudniała się jako kelnerka, by sobie dorobić tu i ówdzie. Jej koleżanka znalazła pracę w klubie go-go i zaczęła w ten sposób zarabiać kokosy. Maja szybko wkręciła się w temat.
- Jestem otwartą i odważną osobą. Powiedziałam sobie, czemu nie? - opowiada dziewczyna.
W klubie go-go, w którym pracuje już od kilku miesięcy, razem z nią tańczy dziewięć innych dziewczyn. Osiem z nich nie ma ukończonego 21. roku życia.
- To, co jest pokazywane na filmach bardzo odbiega od rzeczywistości - mówi Maja. - Żadna z nas nie jest zdemoralizowana. Wszystkie z dziewczyn studiują, jedna architekturę, inne są w wyższych szkołach muzycznych. Moja przyjaciółka z klubu studiuje medycynę.
Klub złamanych serc
Gdy proszę Maję, by opisała przeciętnego klienta, ona mówi, że nie ma czegoś takiego. Przychodzą 20-, 40-, a nawet i 70-latkowie. Po pytaniu o cechy charakterystyczne tych mężczyzn tancerka podzieliła ich na trzy główne kategorie.
Pierwszy z nich przychodzi, kupuje piwo, patrzy na tańczące dziewczyny i znika tak szybko, jak się pojawił. Nie wchodzi z nimi w interakcję, nie hałasuje, nie czepia się. Niczym nastolatek na szkolnej dyskotece podpierający ścianę przez całą imprezę.
Drugi jest znaczenie korzystniejszy z punktu widzenia tancerek. Oprócz kupowania alkoholu zostawia im napiwki, które w całości do nich należą. Zawsze kupuje prywatny taniec.
Ostatni jest prawdziwym Billem Gatesem wśród klienteli. Zamawia kilka numerów tanecznych, kupuje alkohol z wyższej półki, a przy barze potrafi uszczuplić swoje konto o pięciocyfrowe kwoty.
- Miałyśmy kiedyś klienta, który zostawiał u nas 10 tysięcy złotych co tydzień - opowiada Maja. - Zawsze brał inną dziewczynę, ale do każdej uderzał z tą samą gadką. Za każdym razem, gdy się upił, gadał o swojej byłej. Ponieważ prowizja klubu wynosi 50%, dziewczyna, która dla niego tańczyła, zarabiała 5 tysięcy złotych podczas jednej nocy.
Tancerka przyznaje, że najwięcej zarabiają jednak na grupach kolegów, którzy przychodzą sie razem zabawić. To oni zostawiają sowite napiwki i często wracają dla dziewczyn do klubu.
Żona z dziećmi w domu
Pytam tancerki, czy często trafiają do nich mężczyźni ze złamanymi sercami.
- Jedni przychodzą po to, żeby porozmawiać, inni, by wyżalić się na żonę, dzieci i nieudane życie - mówi Maja.
- Dużo macie żonatych panów na sali? - pytam.
- Jak najbardziej. Takich, co mają rodzinę, żonę z dziećmi w domu. Jest też dużo przyszłych panów młodych, którzy trafiają do nas na wieczory kawalerskie i nie potrafią się potem się z nami rozstać. Jeden z nich chciał nawet odwołać ślub. Był strasznie natrętny, mówił, że się zakochał. Po pracy proponował seks. Na samym początku małżeństwa przygód mu się zachciało.
- I ich żony nigdy się nie orientują? Przecież oni zostawiają u was tysiące złotych.
- I dlatego wszystko biorą na faktury - odpowiada dziewczyna z uśmiechem.
Wyjdziesz za mnie?
Choć większość mężczyzn jest w klubie spokojna - lub robi się spokojna po pierwszym upomnieniu - dziewczynom zdarzają się także skrajne sytuacje.
Były przypadki, gdy klient zakochiwał się w jednej z nich od pierwszego wejrzenia. Tracił głowę do tego stopnia, że po 20 minutach klękał na jedno kolano i przejmującym głosem wygłaszał mowę o ich wspólnym życiu. Jeszcze się nie zdarzyło, by w klubie go-go padło słynne "tak", jednak mężczyźni wciąż próbują znaleźć tam tę jedyną.
Zdarzają się także sytuacje dużo mniej przyjemne, gdy panowie zaczynają przekraczać granice, do których nie powinni się nawet zbliżyć. Jedną z zasad obowiązujących w klubie jest to, że dziewczyny są nietykalne. Seks jest zabroniony. Praca tancerek opiera się wyłącznie na striptizie, podczas którego rozbierają się do naga.
- Czasami klienci są strasznie nachalni, mówią obrzydliwe rzeczy - opowiada Maja. - Próbują dotykać, wkładać palce, gdzie nie trzeba. Pijani zaczynają się bić między sobą.
Kochanie, dzisiaj rozbieram się dla innego
Większość dziewczyn, które pracują razem z Mają, ma partnerów. Czekają w domu na swoje kobiety, podczas gdy one intensywnie pracują w klubie. Jej chłopak nie jest zachwycony zawodem, na który ona się zdecydowała. Na razie się na to godzi, bo wie, że Maja już niedługo zmieni pracę.
- Ciężko wytrzymać tyle czasu pracując tylko i wyłącznie na nocki - opowiada Maja. - To wyczerpuje fizycznie i psychicznie.
O tym, jak wygląda droga dziewczyn do takiej pracy opowiada psycholog i seksuolog, Adam Lewanowicz.
- Część z tych kobiet zaczyna bardzo niewinnie: od roznoszenia ulotek, podawania drinków - wyjaśnia specjalista. - I metodą małych kroków dochodzą do tańca. Kolejną sprawą jest to, że kult ciała się bardzo dobrze sprzedaje. Mamy obecnie dużo większe przyzwolenie na takie rzeczy, niż kiedyś.
Lewanowicz dodaje również, że dla wielu tancerek parkiet jest sceną, a klienci to publiczność, która ich oklaskuje. Ekspert tłumaczy, dlaczego niektóre kobiety decydują się na pracę w tym zawodzie.
- Niektórzy chcą się w ten sposób dowartościować, inni po prostu zarobić - tłumaczy seksuolog. - Część z tych osób ma rys narcystyczny, szuka poklasku. W wielu przypadkach wchodzi w grę ekshibicjonizm, podobnie jak u aktorów - tacy ludzie po prostu chcą się pokazać. Każda z tych osób ma inną historię, która sprawiła, że na pewnym etapie życia postanowili pracować w ten sposób.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl