poZIELE się z Wami historią, czyli przypadki Katarzyny Zielińskiej
„Pani twarz brzmi znajomo…”
Słyszałam kiedyś opinie, że aktor musi mieć w sobie coś z ekshibicjonisty… Wiecie - obnażamy emocje, wrażliwość, a czasem... całych siebie. Legendy krążą o aktorach, piosenkarzach lub ogólnie rzecz biorąc celebrytach, którzy zakupów w warzywniaku spokojnie nie zrobią, bo dziesiątki par oczu zza regałów próbują dociec: „czy ona to ONA, czy może jednak ona to nie ONA”…
Mój zawód wybrałam z miłości do aktorstwa, a nie do siebie. Chciałam grać w teatrze, w filmie, i - wiadomo - w serialach ;) Rozpoznawalność to dodatek, bardzo miły, kiedy jest miły… No bo jak się nie wzruszyć, kiedy po spektaklu podchodzi młody człowiek i pełen emocji mówi: “Jest pani moim fanem! Jest pani moim NAJWIĘKSZYM fanem!”. W takiej sytuacji pozostaje jedynie odpowiedzieć “pan moim też!”. O rozpoznawalności (a czasem jej braku), można by pisać długo i dużo. Podejdźmy jednak do sprawy metodycznie. Kiedy znika bariera sceny czy szklanego ekranu, zaczynają się dziać rzeczy zaskakujące. Tożsamość aktora można rozpracować na kilka rożnych sposobów.
W zależności od stosowanych narzędzi i technik, “badaczy” można podzielić na następujące kategorie: Japacze - czyli mistrzowie świata w obserwacji. Niby nic, bo przecież tylko “paczą”, ale w tym “paczeniu” mają czarny pas. I nie wiesz, co taki myśli. Czy: „ale ta Zielińska ma grube uda”, czy: “mogłaby sobie te włosy przeczesać”, czy: „ale laska podobna do tej z Barw szczęścia”… Są też Pytacze. Oni nie tracą czasu, po prostu podchodzą i pytają: “Czy pani to pani?” I często odpowiedź wystarczy. Pytacz mówi: “acha”, czasem weźmie autograf i odejdzie…. A jeśli odpowiedź to za mało, możliwe że mamy do czynienia z Tykaczem. Tykaczowi „paczenie” i pytanie nie wystarczą. Tykacz musi dotknąć, pomacać, ugnieść, by mieć pewność, że „ona to Ona”. Po spotkaniu z Tykaczem człowiek się czuje, jak po dobrym masażu, a w skrajnych przypadkach, jak po nastawianiu kręgosłupa. Inną kategorią są Zatroskacze, którzy ujawniają się zwykle, kiedy wychodzę z domu bez makijażu. Typem Zatroskacza była ostatnio pani w sklepie obuwniczym, która ze szczerą troską zapytała: “Pani Kasiu, wszystko dobrze? Taka pani bladziutka”... Najwięcej jednak pisać można o oceniaczach. Ich spotykam najczęściej. Z najciekawszych ocen jakie usłyszałam: “Taka pani do Zielińskiej podobna, ale dużo drobniejsza”. Bywa też, że to “ta Zielińska z telewizji” okazuje się być drobniejsza ode mnie… Byłam też „od Zielińskiej” niższa, wyższa, mniej ruda, bardziej kobieca. Oceniacze potrafią również rozebrać aktora na części i skupić się na jednej z nich. Zdarzyło się podczas jednej z sesji fotograficznych, że musiałam przebrać się w biurze księgowej. Schowałam się w kąciuku, żeby nie przeszkadzać. Pani księgowa miała w sobie jednak coś z Japacza. „Paczyła” znad faktur, „paczyła”, by nagle zawyrokować: “jest pani podobna do Kasi Zielińskiej!”. “ Bo to ja” - odpowiedziałam. “Tak myślałam, ale powiem pani, ze na żywo ma pani zgrabniejsze nogi”. Ostatecznie był to komplement wiec podziękowałam i wyszłam...
Nie sposób w żadnej z kategorii zamknąć pana Zygmunta, krakowskiego taksówkarza. Wiózł mnie z dworca na próbę do teatru. Przyglądał mi się chwile w lusterku i nagle z nostalgia powiedział: „pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy 30 lat temu wiozłem panią na benefis do teatru…” .Tak rozczuliła mnie ta sytuacja, że jedyne co mogłam powiedzieć to: “jest mi miło, ja też Pana pamiętam”.
Ile zatem Zielińskiej w Zielińskiej? Zawsze 100%, choć nie zawsze twarz brzmi znajomo…
A propos! Ostatnio pewien portal porównał mnie do Anety Kręglickiej. Spuchłam z dumy!!! Aneta pewnie spuchła mniej... kurtyna.