Zobaczył ją z łopatą i zaczął wyzywać. Odpowiedź poszła mu w pięty
Wiktoria Muszyńska i Dominika Ilczyna spełniają się w branży budowlanej. Obydwie nieraz spotkały się ze zdziwieniem kolegów po fachu oraz klientów. - Najlepiej się wtedy nie odzywać, robić swoje, a potem patrzeć, jak im opadają szczęki - mówi Wiktoria, która współprowadzi firmę wykończeniową.
29.06.2024 | aktual.: 29.06.2024 10:04
"Jestem w stanie sama wykonać wszystko, oprócz dachu"
Wiktoria Muszyńska z wykształcenia jest technikiem informatykiem. Po ukończeniu szkoły szukała posady w swoim fachu, ale okazało się to trudnym zadaniem. Wtedy zdecydowała się podjąć pracy w firmie chłopaka ze szkoły. Zaczynała od typowej wykończeniówki - wylewek, suchej zabudowy, tynkowania, malowania.
- Teraz przy budowie własnego domu jestem w stanie wszystko sama wykonać, oprócz dachu, bo z tym nie miałam styczności. Dziś moja firma skupia się już głównie na instalacjach, elektryce i hydraulice - wylicza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak przyznaje, styczność z pracami wykończeniowymi miała od dziecka - w branży pracuje jej tata. Kiedy rozpoczęła współpracę z partnerem, zdała sobie sprawę, że to jest właśnie to, czym chce się zająć. Obecnie wraz z narzeczonym prowadzi własną firmę. Jest jedyną kobietą w zespole.
Kobiety w tym zawodzie to rzadkość
Wiktoria marzy o tym, aby współpracować z kobietami i kiedyś zatrudnić we własnej firmie koleżankę po fachu.
- Sama szukam pań. Osobiście znam dwie, które wykonują jakieś prace na budowie. Bardzo trudno je znaleźć - dodaje.
Wiktoria, widząc w sieci posty kobiet szukających pracy, pisze wprost, że zaprasza na budowę. - Wszyscy myślą, że sobie żartuję, a to poważne oferty pracy. Żadna kobieta niestety się nie odzywa - kwituje.
Mówi, że stara się kontaktować z koleżankami z branży, które, tak jak ona, prowadzą konta w mediach społecznościowych. Zauważa, że panie pracujące na budowie są porozrzucane po całej Polsce, przez co bardzo rzadko przecinają się ich drogi zawodowe.
"Kobieta będzie kopać łopatą?!"
Kiedy Wiktoria pojawia się na budowie, bardzo często spotyka się ze zdziwieniem ze strony klientów. Pierwszego dnia, kiedy ekipa robi pomiary, widok kobiety nie jest dla nich jeszcze wielkim zaskoczeniem.
- Jednak, gdy pojawiam się z wielkim młotem, jest zdziwienie: "Pani to też robi?". Odpowiadam wówczas: "Oczywiście, ja tu normalnie pracuję". Czuję satysfakcję, gdy widzę coś na kształt zdziwienia zmieszanego z podziwem na twarzy klienta, który jest świadkiem, jak zasuwam, np. wynosząc gruz - mówi.
Zdarzają się też mniej przyjemne sytuacje. Jedna z nich miała miejsce dosłownie kilka dni temu. Moja rozmówczyni pracowała przy wymianie przyłącza kanalizacyjnego, znajdującego się blisko domu, więc kopanie musiało odbywać się ręcznie. Wiktorię zauważył sąsiad klienta.
- Idę z łopatą we wskazane miejsce, zobaczył mnie sąsiad klienta (emeryt). Powiedział: "Co moje oczy widzą?! Kobieta będzie kopać łopatą?!". Odpowiadam: "Oczywiście". Co usłyszałam? "Bardzo dobrze! Chciałyście równouprawnienia to zapi...ć!". Powiedziałam: "To moja świadoma decyzja, proszę pana, że zarabiam na chleb ciężką pracą, a panu życzę trochę więcej empatii". Już więcej się nie odezwał, ale obserwował mnie ze swojej altanki - wspomina.
Jak dodaje, takie sytuacje co pewien czas się powtarzają. Uważa, że winna jest nasza mentalność. W Polsce nadal w wielu miejscach panuje przekonanie, że kobieta powinna zajmować się domem i dziećmi. A gdzie praca i to na budowie? Jak sobie radzi z podobnymi komentarzami ze strony innych wykonawców czy klientów?
- Najlepiej się wtedy nie odzywać, robić swoje, a potem patrzeć, jak im opadają szczęki. Wiem, na co mnie stać. Później panowie się nie odzywają, bo ich po prostu zagięłam - śmieje się.
Na 180 osób na roku kilkanaście to studentki
Dominika Ilczyna w liceum była dobra z matematyki oraz fizyki, ale nie przepadała za chemią. Chciała jednak pójść na studia techniczne; wówczas pasjonowała ją energetyka jądrowa oraz odnawialne źródła energii. Doszły jednak do niej informacje, że w interesującej ją branży trudno jest znaleźć pracę. Wtedy wybór padł na elektrotechnikę. Na uczelnianych korytarzach spotkanie drugiej studentki było rzadkością.
- Miałam na roku 180 osób, z czego studentek było zaledwie kilkanaście. Myślę, że było nas ok. 10 procent. Jednak każda z dziewczyn, która zdecydowała się na ten kierunek, była naprawdę dobra. Wszystkie zdobywały najlepsze oceny - wspomina w rozmowie z Wirtualną Polską.
Jeszcze kilkanaście lat temu kobiet studiujących i potem pracujących w branży elektrycznej była naprawdę garstka. Jak podkreśla Dominika, sama na studiach miała zaledwie kilka wykładowczyń.
- Zdarzało się, że niektórzy patrzyli na nas z lekkim przymrużeniem oka. Kiedyś spotkałam się też z takim stwierdzeniem, że dziewczyny przychodzą na elektrotechnikę, aby sobie męża znaleźć. Mnie się nie udało - śmieje się inżynierka.
Dodaje też, że choć wiele osób było zdziwionych obraną przez nią ścieżką zawodową, nie zdarzyło się, aby ktoś "robił jej pod górkę".
- Zdaję sobie sprawę, że tak ze 20 lat temu kobieta-elektryk była ogromnym zaskoczeniem. Teraz to się zmienia. Sądzę, że za pewien czas to będzie na porządku dziennym - stwierdza.
"Zdarza się, że na wstępie lepiej oceniani są mężczyźni"
Dominika pracuje teraz na dość dużej budowie w Niemczech. W dni robocze na pracy spędza po 10 godzin na dobę. W zależności od dnia, jako kierownik, wydaje i nadzoruje roboty elektryczne. Przegląda i sprawdza dokumentacje, zanim zostaną one wydane do wykonania. Kontroluje również pod względem ilościowym i jakościowym te zadania, które zostały już zakończone.
Do jej obowiązków należy też rozwiązywanie wszelakich problemów zarówno technicznych, jak i personalnych. Można więc powiedzieć, że są to rozbudowane i wielopoziomowe, a przede wszystkim odpowiedzialne zadania.
Firma zatrudnia praktycznie samych elektryków. Oprócz niej w biurze ma dwie koleżanki-elektryczki, a także trzy kobiety w dziale finansowo-administracyjno-bhp. Cały zespół kadry nadzorczej liczy kilkadziesiąt osób. Jak wygląda praca w branży wciąż zdominowanej przez mężczyzn?
- Zdarza się, że na wstępie lepiej są oceniani mężczyźni. To działa z automatu, jak się widzi kobietę, pojawia się stereotypowe myślenie. Natomiast później praca weryfikuje umiejętności. Jeśli chodzi o kadrę kierowniczą, mam okazję pracować na dużych, międzynarodowych budowach. Tam nikogo nie dziwi, że kobiety obejmują stanowiska inżynierów - wspomina rozmówczyni Wirtualnej Polski.
Widzą kobietę w kasku i myślą: BHP
Widok kobiet pracujących w tak mocno technicznych zawodach nie jest bardzo częsty. Jak przyznaje Dominika, zdarzają się sytuacje, w których pracownicy podchodzą do inżynierek z lekką dozą nieufności.
- Niestety, zwykle, kiedy ktoś nie wierzy w umiejętności kobiet, to zostawia im tzw. papierkową robotę. Wypełniają dokumentacje i nie zostają wysłane na samą budowę. Na szczęście w trakcie swojej ścieżki kariery poznałam osoby, które dały mi ten kredyt zaufania i mogę się wykazywać w pracy bezpośrednio, przy nadzorze robót, a nie tylko w biurze budowy - podkreśla Dominika.
Zauważa też, że w przypadku dużych projektów, których inwestorzy pochodzą m.in. ze Stanów Zjednoczonych czy zachodniej Europy, kobieta pracująca w zawodzie uznawanym za męski nie jest już sensacją.
- Zdarza się jednak dość często, że ludzie biorą mnie za pracownika BHP. Na budowach bardzo wiele kobiet działa właśnie w tym obszarze. Pracownicy z góry zakładają, że jak widzą dziewczynę w białym kasku, to na pewno jest z BHP. I zdarza się, że są zdziwieni, gdy dowiadują się, czym się zajmuję - kwituje z uśmiechem.
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski