Polka zamieszkała w "niebieskiej strefie". Mówi, jak zachowują się lokalsi
- Znam osoby, które mają 70-80 lat i w ramach spędzania wolnego czasu udają się… nurkować! Mam wrażenie, że tutaj życie zaczyna się na emeryturze - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Anna Potorska. Polka, która podążając za głosem serca, wyprowadziła się na Sardynię.
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Dlaczego zdecydowałaś się przenieść akurat na Sardynię?
Anna Potorska: Decyzję podjęło bardziej serce niż rozum. Od prawie pięciu lat jestem w związku z Sardyńczykiem. Miałam jednak dużą rozterkę. Jeżeli ktoś przyjeżdża tu na wakacje, jest to strzał w dziesiątkę. Zamieszkanie to zderzenie z nie zawsze łatwą rzeczywistością. Największą przeszkodą jest język. Sardyńczycy średnio sobie radzą z angielskim. Co więcej, w centrum wyspy mało kto mówi po włosku! Tam lokalsi posługują się swoimi dialektami.
Co cię najbardziej zaskoczyło, jeśli chodzi o mieszkańców Sardynii?
Wciąż zadziwia mnie celebracja posiłków. Sardyńczycy uwielbiają jedzenie. Kolacja, co było dla mnie totalnym szokiem, może trwać kilka godzin. Z mojego domu rodzinnego wyniosłam, że każdy je ten posiłek o innej porze, robiąc w biegu jakąś kanapkę. Dla Sardyńczyków byłoby to nie do pomyślenia! Pierwsza wspólna kolacja u rodziny mojego partnera trwała cztery godziny. Pamiętajmy, że Włosi zasiadają wieczorem do stołu około 21. Na spotkaniu podano dwa dania, deser i oczywiście likier.
Kolejną sprawą, która mnie mocno zaskoczyła, jest aktywny tryb życia. Ludzie żyją tu znacznie dłużej. Znam osoby, które mają 70-80 lat i w ramach spędzania wolnego czasu udają się… nurkować! Mam wrażenie, że tutaj życie zaczyna się na emeryturze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sardynia jest nazywana "niebieską strefą". Wielu jej mieszkańców dożywa sędziwego wieku. Pamiętam scenę z dokumentu na ten temat: starszy pan, już lekko zgarbiony, dziarsko pokonuje kilkaset metrów drogi pod górkę, aby spotkać się z kolegami w centrum miasteczka…
Tak to wygląda! Ciocie mojego partnera mają po 75-80 lat. W butach na obcasach potrafią przejść przez całą wioskę bez mrugnięcia okiem. Dodam, że oprócz aktywności fizycznej Sardyńczycy dbają też, aby jedzenie zawsze było świeże. Nadal jest aktywny zawód pasterza - owiec pilnują 95-latkowie.
Często posługujesz się słowem "Sardyńczycy". Mieszkańcy tej wyspy nie czują się Włochami?
Jak spytasz mieszkańca Sardynii, jakiej jest narodowości, w odpowiedzi usłyszysz: "sono Sardo/a", czyli jestem Sardyńczykiem. Tradycje oraz dialekty są dla nich niezwykle ważne, ale też nie odcinają się zupełnie od części kontynentalnej. Mówią po włosku, lecz często z bardzo mocnym akcentem. Dodatkowo we wszystkich placówkach publicznych jest obowiązkowy język włoski.
A co najbardziej odróżnia Sardyńczyka od Polaka?
Zacznę od tego, co nas łączy: jesteśmy tak samo uparci! Jeżeli chodzi o różnice: Polacy chcą mieć wszystko "na już". Tu trzeba zmienić podejście. Sardyńczycy nigdzie się nie spieszą.
Ta wyspa rzeczywiście kojarzy mi się ze spokojem, brakiem tego zachodniego pędu…
Co niestety bywa w niektórych sytuacjach denerwujące. Biurokracja żyje przez to w innej czasoprzestrzeni. Z perspektywy turysty Sardynia jest wymarzonym miejscem na reset. Jako mieszkaniec, trzeba być przygotowanym na to, że załatwianie czegokolwiek to prawdziwy dramat.
Jak na Polkę mieszkającą wśród Włochów reagują rodowici mieszkańcy?
Sardyńczycy kojarzą Polskę głównie z pierogami i Krakowem. Uczniowie liceów często wyjeżdżają na tygodniowe wycieczki właśnie do tego miasta. Kiedy mówię, że jestem z Polski, wiele osób jest w szoku, że chciałam się tutaj przeprowadzić. Młodzi po studiach od razu planują wyjazd i rozpoczęcie kariery w kontynentalnych Włoszech. A mi tu jest tak dobrze, że nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej.
Czy kobieta na Sardynii może czuć się bezpiecznie?
Według mnie, jak najbardziej. Mówię to jako osoba, która mieszkała też m.in. we Florencji, gdzie nie czuła się komfortowo. Tak samo Mediolan, Neapol… W tych miejscach mijamy wiele nieznanych osób, turystów. Na Sardynii poza sezonem spotykam w zasadzie samych lokalsów. We Florencji nigdy nie wyszłam sama po zmroku. Zdarza się też, że słyszę zdanie "na pewno macie dużo uchodźców". Jest dokładnie odwrotnie, stanową niewielki odsetek.
Jak wygląda życie na Sardynii, gdy mówimy o kosztach?
Teraz ze względu na inflację często ceny produktów w sklepach czy usług w Polsce są wyższe niż na Sardynii. Wynajem mieszkania na wyspie również jest tańszy niż w niejednym mieście w naszym kraju. Trzeba się jednak nastawić na to, że tutaj obowiązują inne standardy usług czy mieszkań. Włosi nie dbają o szczegóły jak my.
Niektórzy marzą o wyprowadzce "w ciepłe kraje", aby znaleźć się na wiecznych wakacjach, romantyzując sobie tę przeprowadzkę.
W tym przypadku dużo zależy od tego, jaką mamy pracę. Jeżeli ktoś wybiera się na wyspę, aby znaleźć etat, zdecydowanie nie powinien romantyzować przeprowadzki. Łatwiej będą miały osoby, które posiadają pomysł na własny biznes, np. związany z turystyką, albo wykonujące swoje obowiązki zawodowe zdalnie. Co jeszcze ważne, we Włoszech nie ma stawki minimalnej.
Jeśli chodzi o życie codzienne, znów musimy się przygotować na slow life. Urzędy zazwyczaj są czynne przez dwie godziny w ciągu dnia. Przerwa na kawę jest świętością, więc jeżeli przyjdziesz pięć minut za późno, niczego nie załatwisz.
Jesteś architektką. Czym różni się włoski klient od polskiego? Włosi mają swoje szczególne upodobania?
Jest jedna rzecz, która musi być w każdym włoskim domu - bidet. To jest must have do takiego stopnia, że w jednym projekcie musiałam przesunąć ścianę w łazience o 30 cm. Klient nie godził się na inne rozwiązania. Powiedział, że zapłaci więcej, ale musi być miejsce na pełnowymiarowy bidet. W Polsce natomiast staramy się, aby te łazienki były mniejsze, bo chcemy poświęcić więcej miejsca na część dzienną. Dodam też, że mieszkania we włoskich kamienicach często mają ponad 100 mkw. W takim przypadku to można zaprojektować nawet dwie łazienki. Z dwoma bidetami (śmiech).
Dla Włochów ważna jest przestrzeń…
Jak pracowałam w Polsce, przedsiębiorcy specjalnie cięli te duże mieszkania, pozostawiali może ze dwa po 80 mkw na cały budynek. Na resztę składały się kawalerki, kilka mieszkań po 40 mkw. We Włoszech jest to nie do pomyślenia, żeby przyzwalać na taką patodeweloperkę.
Co doradziłabyś osobie, która myśli nad przeprowadzką na Sardynię?
Zrobienie dobrego researchu. Nie patrzmy tylko na ładne plaże, ale czy dana miejscowość sprawdzi się jako miejsce do życia lub pod inwestycję. Na Sardynii nie brakuje wiosek, które funkcjonują od kwietnia do listopada, a potem są zamykane. Wówczas nie znajdziemy tam nawet czynnego sklepu.
Zapoznajmy się z prawem i podatkami. We Włoszech bardzo dobrze funkcjonuje samowolka budowlana. Jeżeli nie będziemy uważni, możemy mieć później poważne problemy. Dlatego zawsze dokładnie sprawdzajmy dokumenty, korzystajmy z pomocy osób, które są specjalistami od takich tematów.
Czy jest coś, za czym tęsknisz, mieszkając w tej części Europy?
Przede wszystkim za rodziną. Teraz nie mam tego komfortu, że mogę wsiąść w samochód i odwiedzić bliskich. Z lotami poza sezonem z wyspy na kontynent jest ciężko. Tęsknię też za bardziej przyziemnymi rzeczami. Polska jest ze wszystkim bardzo do przodu. Brakuje mi blika, Rossmanna, paczkomatów (śmiech). Choć są to małe rzeczy, ułatwiają życie.
Myślisz czasem o powrocie do Polski?
Tak naprawdę nie zastanawiam się nad tym. Dobrze mi się tu mieszka. Nigdy jednak nie wiadomo, co przyniesie kolejny rok… Czas pokaże!
Rozmawiała Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl