Tak Izrael usprawiedliwia swoje ataki. "Coś obrzydliwego"
Tel Awiw i Teheran po raz kolejny wymieniają ciosy, a cierpią na tym ci najsłabsi. Do rozgrzeszenia swojej agresji Izrael wykorzystał między innymi to, jak Iran traktuje kobiety. - To jest absurdalne, o czym zresztą mówi cała irańska opozycja demokratyczna - komentuje dr Ludwika Włodek.
- Zubożyli was, dali wam nędzę, dali śmierć, terror, zastrzelili wasze kobiety, pozostawiając tę odważną, niewiarygodną kobietę, Mahsę Amini, krwawiącą na chodniku za to, że nie zakryła włosów - zwrócił się w czasie wywiadu z Iran International premier Izraela Benjamin Netanjahu do Irańczyków. Wzywał ich przy tym do tego, by powstali przeciwko reżimowi ajatollahów.
W czasie swojego wystąpienia, skierowanego do Irańczyków, z 13 czerwca 2025 r., przywołał nawet hasło wielkich protestów prowolnościowych i prokobiecych, jakie miały miejsce w 2022 r., czyli "kobiety, życie, wolność". Ich katalizatorem stała się wspomniana sprawa Mahsy Amini, młodziutkiej irańskiej studentki pochodzenia kurdyjskiego, która została zakatowana przez policję obyczajową za to, że miała złamać obostrzenia dotyczące stroju.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Los kobiet w Afganistanie. "Powinny z automatu dostać status uchodźcy"
- Izrael nie walczy z wami, wspaniałymi ludźmi Iranu, których szanujemy i podziwiamy. My walczymy z naszym wspólnym wrogiem, morderczym reżimem - zapewnił Netanjahu w swoim wystąpieniu. - Wasze światło pokona ciemność. Jestem z wami, Izrael jest z wami - podkreślał.
Po co komu wojna Izraela z Iranem?
Retorykę Netanjahu ostro ocenia dr Ludwika Włodek, socjolożka i wykładowczyni ze Studium Europy Wschodniej, na Wydziale Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
- To jest absurdalne, o czym zresztą mówi cała opozycja demokratyczna. Kilka dni temu najważniejsze postaci irańskiego oporu przeciwko reżimowi wezwały do zakończenia działań wojennych. Swój apel kierowały tak do Izraela, jak do władz Iranu, które też nie są święte. Wezwano je do zaprzestania wzbogacania uranu - mówi ekspertka.
- Wśród osób, które podpisały apel, były dwie irańskie laureatki pokojowego Nobla, zmuszona przed laty do emigracji prawniczka Shirin Ebadi i Narges Mohammadi, która w ostatnich dziesięcioleciach spędziła chyba więcej lat w irańskim więzieniu, niż na wolności, a także reżyser Jafar Panahi, zdobywca tegorocznej Złotej Palmy z Cannes. Te osoby całym swoim życiem udowodniły, że zależy im na Iranie, są patriotami, a jednocześnie nienawidzą reżimu i rozumieją, jakim zagrożeniem jest on dla Irańczyków - podkreśla.
Jaki jest konkretny cel obecnego konfliktu?
- Ewidentnie Netanjahu chce zmiany rządu w Iranie. Tymczasem wszyscy demokratycznie nastawieni Irańczycy, zresztą nie tylko oni, bo to samo mówił na przykład Emmanuel Macron, podkreślają, że nie da się zbudować demokracji, bombardując cywilów. Oficjalne statystyki mówią o kilkuset zabitych, jednak ofiar w rzeczywistości może być dużo więcej. Bombardowane są nie tylko miejsca, gdzie prowadzony jest irański program atomowy, ale też te, gdzie mieszka ludność cywilna. Rakiety spadają na Teheran, ludzie pakują się i wyjeżdżają z miasta, wielu spędziło ostatnie noce poza domem, są przerażeni, bo nie wiedzą, co ich czeka - mówi WP dr Ludwika Włodek.
Prawa kobiet stają się polityczną amunicją
Izrael usprawiedliwia swoje ataki między innymi tym, jak Iran traktuje kobiety. Brzmi to tak, jakby pomagał im, zrzucając im na głowę bomby dla ich własnego dobra.
- To taka typowa kolonialna retoryka, znana już od XIX wieku. Narracja, według której biały kolonizator musi niewolić kraj, żeby wyzwolić lokalne kobiety spod ucisku ze strony miejscowych mężczyzn. To jest coś obrzydliwego, bo wiadomo, że nie chodzi przecież o wolność tych kobiet, tylko o eksplorację podbitego terenu. Taką figurę stosowali Brytyjczycy, kolonizując Indie, Francuzi w Algierii czy Rosjanie w Azji Środkowej. Zawsze to było między innymi dla dobra miejscowych kobiet, które stawały się w tym dyskursie totalnie uprzedmiotowione - tłumaczy dr Ludwika Włodek.
Podaje też przykład Afganistanu, gdzie kobiety też "wyzwalano".
- Zawsze siłowe powołanie nowego rządu powołuje, że ten rząd nie ma pełnej legitymacji do sprawowania władzy. Nie chcę tu wchodzić w ocenę Islamskiej Republiki Afganistanu, bo faktycznie z jednej strony dużo pozytywnych rzeczy się tam wydarzyło, ale z drugiej pełno było niesprawiedliwości. Przez cały czas istnienia tego państwa trwała wojna, która pochłonęła życie ponad miliona Afgańczyków. I w tym momencie Ameryka umywa ręce, co tylko pokazuje, jak krótkowzroczna jest taka polityka. Co gorsza, w przypadku Iranu niektórzy światowi liderzy chcą powtórzyć taki scenariusz - zwraca uwagę socjolożka.
Wcale nie chodzi o to, żeby im pomóc
Jak w obliczu takich machinacji międzynarodowych, widma konfliktu i tego, że ich przyszłość, ich prawa, wykorzystywane są jako polityczna amunicja, radzą sobie zwykłe Iranki?
- Generalnie w całym społeczeństwie irańskim popularność reżimu jest bardzo niska. Niewiele jest osób, które go szczerze i tak z głębi serca popierają. Oczywiście są grupy, które wiele zawdzięczają obecnemu porządkowi, w tym awans społeczny i lepsze życie. Nie jest oczywiście tak, że istnieje jasny podział w stylu "prowincja kocha ajatollahów, a miasto nie" - wyjaśnia Ludwika Włodek.
- Bardzo dobrze było to widać właśnie przy okazji protestów w 2022 r., które były największymi wystąpieniami od czasu powstania republiki islamskiej i trwały przez wiele miesięcy. Widać było, że legitymacja reżimu do sprawowania władzy się wyczerpała. Mimo to społeczeństwo nie zdecydowało się na bardziej krwawe powstanie, bo jest ciężko doświadczone przemocą, a po stronie protestów nie stanęła armia i inne jednostki siłowe - dodaje.
- Nawet religijne kobiety, które same decydują o tym, że chcą nosić hidżab, są przeciwne temu, by narzucano go w sposób autorytarny. Protesty poparły nawet osoby, związane z reżimem, w tym dwaj liderzy, którzy próbowali startować w wyborach prezydenckich, w 2009 r.
- Trudno mi uwierzyć w to, że działania Izraela i Stanów Zjednoczonych mają naprawdę na celu wyzwolenie irańskich kobiet. Przecież chaos i wojna uderzają najbardziej w tych najsłabszych, czyli właśnie w kobiety i dzieci - podkreśla.
"To nie jest kraj, który zapewnia dobrą przyszłość"
Iranki od dawna żyją w poczuciu nieustającego zagrożenia. Słyszą, że wybuchnie konflikt, że ich kraj zostanie zmieciony z powierzchni ziemi, boją się reżimu i jego represji, a teraz do tego wszystkiego nad ich głowami lecą bomby i w każdej chwili jedna z nich może trafić w ich dom. Jak one sobie w takich okolicznościach radzą z wychowaniem dzieci? Mają poczucie, że wojna może im je w każdej chwili zabrać? Jak przyznaje Ludwika Włodek, to jest trudne pytanie.
- Trzeba pamiętać, że w latach 80. ten kraj przeżył już jedną bardzo krwawą wojnę, iracko-irańską. Jej oficjalną przyczyną był mało istotny konflikt terytorialny, a jej skutki dla Iranu okazały się traumatyczne. Oprócz setek tysięcy zabitych wojna pozostawiła po sobie tysiące kalek, rannych, dotkniętych PTSD. Reżim irański wysyłał na front młodych chłopców, obiecując im życie wieczne, mamiąc ich, że staną się szahidami, a jedyne co ich spotkało to albo śmierć, albo trauma - przypomina socjolożka.
- Ten konflikt pozostawił w narodzie ogromne straty moralne. Kobiety, które rodzą w takim państwie dzieci, są świadome, że to nie jest kraj, który zapewnia dobrą przyszłość dla ich potomstwa. Myślę, że poniekąd dlatego w Iranie wykonywane są dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy aborcji rocznie, o czym niewiele się mówi. Przerywanie ciąży w tym kraju nie jest całkiem nielegalne, islamskie społeczeństwa nie mają aż takiego zafiksowania na punkcie aborcji.
- Zabiegów jest dużo, bo dostęp do antykoncepcji jest kiepski, nie ma też żadnego wsparcia dla osób, które ewentualnie są gotowe urodzić dziecko pozamałżeńskie. A przecież tak, jak we wszystkich krajach na świecie, w Iranie też jest seks przedmałżeński, rozwody i mężczyźni, którzy płodzą dzieci, a później się nimi nie interesują. Myślę, że ta liczba aborcji pokazuje, jaki kobiety mają stosunek do wychowywania dzieci w tym kraju.
Wirtualne życie
Kobiety w Iranie mają ograniczone prawa, a reżim traktuje je w dużym stopniu jak obywateli drugiej kategorii. W takich realiach niełatwe jest znalezienie przestrzeni do rozwoju.
- Ciekawe jest to, że irańskie społeczeństwo na tle innych społeczeństw muzułmańskich w regionie, charakteryzuje się tym, że kobiety są stosunkowo dobrze wykształcone. Wśród studentów jest ich więcej niż mężczyzn. Iranki są też dużo bardziej aktywne zawodowo niż na przykład większość mieszkanek krajów arabskich krajów Zatoki Perskiej. Z drugiej strony, od lat kraj się boryka z kryzysem gospodarczym, który oczywiście też jest związany z sankcjami. W efekcie ma dobrze wykształcone społeczeństwo, ale źle działającą gospodarkę, przez co ludzie po studiach nie są w stanie pracować w swoim zawodzie za godziwe pieniądze.
- To, jak na to reagują Iranki, zależy od tego, w jakich środowiskach żyją. Wiele jest kobiet aktywnych. Wbrew pozorom, społeczeństwo obywatelskie nie jest pasywne. Ono jest prześladowane, ale w jakiś sposób funkcjonuje. W większych miastach ludzie prowadzą życie towarzyskie. Kobiety zajmują się sztuką, poszerzają własne horyzonty, uprawiają sport. Ale oczywiście Iranki mieszkające na prowincji nie mają równego dostępu do takich możliwości.
- Irańczycy są bardzo aktywni wirtualnie. Język perski jest w pierwszej piątce języków w sieci. Traktują życie wirtualne trochę jako namiastkę zwykłego życia. Tymczasem w chwilach kryzysowych, jak teraz, Iran często jest od internetu odcięty. W przeciwieństwie do tego, jak to wygląda w Ukrainie, ludzie nie mogą się ostrzegać. Państwo nie dba o obywateli, nie ma rzetelnej informacji o zagrożeniu, nie są udostępniane schrony, nie ma miejsc, gdzie można szukać pomocy. Nie neguję, że Iran jest po części odpowiedzialny za całą tę sytuację, jednak straszne jest to, że wojna, która wedle zapewnień Benjamina Netanjahu i Donalda Trumpa jest "dla dobra wielkiego narodu irańskiego" uderza właśnie w ten naród - podsumowuje ekspertka.
Aleksandra Zaprutko-Janicka, dziennikarka Wirtualnej Polski